Tylko politycy stoją na drodze do dalszej konsolidacji sektora zbrojeniowego na świecie. Kolejne łączenia firm, także w Polsce, to tylko kwestia czasu.
/>
Światowy i europejski trend w przemyśle obronnym to konsolidacja – wynika z raportu „After austerity: futures for Europe’s defence industry” opublikowanego w zeszłym roku przez Instytut Unii Europejskiej Studiów nad Bezpieczeństwem. Według autorów raportu w czasach ograniczania budżetów narodowych na obronność i rosnącej konkurencji globalnej konsolidacja to konieczność.
Drugi etap
– Fuzje wewnątrznarodowe to już oczywistość, aktualny trend to fuzje ponadnarodowe – zauważają eksperci.
Według nich nawet nieudana fuzja brytyjskiego BAE Systems z francusko-niemiecko-hiszpańskim EADS (obecnie Airbus Group) z 2012 r. nie przeczy trendowi. Fuzja uzasadniona ekonomicznie została zablokowana nie z powodów ekonomicznych, lecz politycznych. EADS i BAE Systems współpracują z sobą od kilku lat, m.in. przy wielozadaniowych myśliwcach Eurofighter Typhoon (Tajfun) oraz rakietach MBDA. Gdyby fuzja doszła do skutku, powstałby nowy gigant na europejskim rynku lotniczo-zbrojeniowym. Biorąc pod uwagę wyniki finansowe, po fuzji EADS z BAE nowa firma miałaby 93 mld dol. przychodów i 220 tys. pracowników na całym świecie. Dla porównania największy amerykański koncern zbrojeniowo-lotniczy Boeing w zeszłym roku zanotował 68,7 mld dol. przychodów, a drugi Lockheed Martin – 46,5 mld dol. Po przerwaniu rozmów BAE informowało, że stało się jasne, iż interesy rządów Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii nie dadzą się pogodzić. Kilka źródeł związanych z negocjacjami podawało np., że kanclerz Niemiec Angela Merkel sprzeciwiła się propozycji połączenia Airbusa z BAE, choć zjawisko przejęć i połączeń firm przemysłu zbrojeniowego jest obserwowane od ponad 30 lat. Wyraźny trend zarysował się w Stanach Zjednoczonych już w 1981 r., kiedy to doszło do pierwszego połączenia dającego początek dzisiejszej potędze koncernu General Dynamics.
Eksperci tłumaczą, że jesteśmy świadkami drugiego etapu konsolidacji przedsiębiorstw, do którego doszło bezpośrednio po pierwszym, około dziesięcioletnim. Wynikiem dotychczasowych działań jest stworzenie silnych, często międzynarodowych koncernów. Firmy takie, m.in. z racji swojego potencjału, mogą łatwiej konkurować o zamówienia na rynku lokalnym i rynkach międzynarodowych.
Obserwując doświadczenia amerykańskie, firmy zbrojeniowe z krajów zachodniej Europy na przełomie wieków obrały ten sam kierunek przekształceń. Wtedy to nastąpiło znaczne wzmocnienie pozycji takich narodowych liderów, jak np. Finmeccanica we Włoszech, Rheinmetall Defence w Niemczech, BAE Systems w Wielkiej Brytanii czy dzisiejszy Nexter we Francji.
Niezależnie od tego zawiązywano alianse strategiczne na poziomie międzynarodowym, czego efektem jest przykładowo dzisiejsza silna pozycja holdingu Airbus Group.
Jak wskazuje Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem (SIPRI), spośród 20 największych przedsiębiorstw zbrojeniowych świata w 2010 r. tylko jedno – rosyjski Almaz-Antei – nie było firmą amerykańską lub zachodnioeuropejską. Sytuacja wygląda tylko trochę inaczej, jeśli wziąć pod uwagę zestawienie TOP 100 przygotowane przez SIPRI. Trzydzieści trzy przedsiębiorstwa mają swoje siedziby w innych państwach niż te z Ameryki Północnej lub zachodniej Europy.
Gonimy trend
– Przejęcia i zakupy mniejszych przedsiębiorstw stały się trwałym trendem w branży zbrojeniowej – ocenia Monika Koniecko z Polskiego Holdingu Obronnego, firmy, która 10 lat temu, jeszcze jako Bumar, sama rozpoczęła proces konsolidacji na polskim rynku. Obecnie w skład grupy wchodzi kilkadziesiąt podmiotów zbrojeniowych.
Holding wchodzi w drugi etap konsolidacji, tj. wnosi swój majątek do o wiele większej organizacji, jaką w zamyśle Ministerstwa Skarbu Państwa, czyli właściciela większości firm zbrojeniowych w Polsce, ma być Polska Grupa Zbrojeniowa. Ministerstwo Skarbu Państwa chce zakończyć łączenie firm zbrojeniowych przed jesienią, a nie jak pierwotnie planowało – do końca roku. Przyśpieszenie związane jest z kryzysem krymskim oraz planowanym zwiększeniem zamówień wojskowych. W pierwszym etapie do PGZ włączonych zostanie 11 spółek z grupy Wojskowych Przedsiębiorstw Remontowo-Produkcyjnych, Huta Stalowa Wola, Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Centrum Techniki Morskiej, a także spółki należące do Agencji Rozwoju Przemysłu. W drugim etapie skonsolidowane zostaną spółki produkcyjne i handlowe z Grupy Polskiego Holdingu Obronnego. W efekcie powstanie silna grupa z przychodami sięgającymi 5 mld zł, która pozwoli utrzymać i stworzyć miejsca pracy bezpośrednio dla 14 tys. osób, a pośrednio nawet dla 40–50 tys. pracowników.
– 130 mld zł, które w ciągu 10 lat MON przeznaczy na modernizację techniczną polskiej armii, w jak największej części powinno zostać wydane na zakupy polskiego uzbrojenia w polskich fabrykach zbrojeniowych. Realizacja tego zadania jest jednym z najważniejszych wyzwań stojących przed Polską Grupą Zbrojeniową – zapowiada Włodzimierz Karpiński, minister skarbu.
Coraz mniej na wojsko
Według ekspertów to właśnie starania o kontrakty dla armii, które z roku na rok są coraz niższe, wymusiły łączenie firm. O ile Chiny i Rosja zbroją się na potęgę, to Europa zostaje w tyle. – Wydatki na obronę w krajach europejskich spadają od 2010 r. o 2,5 proc. rocznie – napisano w opublikowanym w lutym w Londynie raporcie Międzynarodowego Instytutu Badań Strategicznych (IISS).
– Podczas gdy wydatki na obronę w Ameryce Północnej i Europie od czasu globalnego kryzysu finansowego są na tym samym poziomie bądź spadły, w tym samym czasie realne wydatki (z pominięciem inflacji) na obronność w Chinach i Rosji wzrosły odpowiednio o 40 proc. i 30 proc. – zauważa analityk IISS Giri Rajendran.
Chiny wydają obecnie na obronę trzy razy więcej niż Indie i więcej niż Japonia, Korea Płd., Tajwan i Wietnam łącznie. Wydatki krajów azjatyckich na obronę były w 2013 r. wyższe o 11,6 proc. niż w 2010 r. Najszybsze tempo wzrostu odnotowano w Azji Wschodniej: w Chinach, Japonii i Korei Płd.
W pierwszej piętnastce państw z największymi budżetami wojskowymi w 2013 r. były tylko cztery kraje UE: Wielka Brytania, której budżet oceniono na 57 mld dol. (spadek z czwartego miejsca na świecie na piąte), Francja (52 mld dol.), Niemcy (44,2 mld dol.) oraz Włochy (25,2 mld dol.). Pierwsze trzy miejsca zajmują: USA (600,4 mld dol.), Chiny (112,2 mld dol.) oraz Rosja (68,2 mld dol.).
Pozostałe państwa to: Arabia Saudyjska, która z budżetem wojskowym w wysokości 59,6 mld dol. zajmuje czwarte miejsce, Japonia, Indie, Brazylia, Korea Płd., Australia, Izrael i Iran.
Dlatego Amerykanie chcą większych wydatków Europy na obronność. Z takim apelem zwrócił się w trakcie niedawnej wizyty w Warszawie prezydent Barack Obama. Amerykański prezydent podkreślił, że Polska i Estonia już to zrobiły, jednak to samo powinny zrobić inne kraje Starego Kontynentu, które raczej obcinały pieniądze na wojsko w ostatnich latach. W efekcie próżno szukać państw, w których wydaje się na armię oczekiwane przez Obamę (i wymagane w ramach NATO) 2 proc. PKB w ciągu roku. U nas ten wskaźnik wynosi 1,95 proc. Jednak taki udział przed laty był wypracowany w potężnym sporze politycznym, a dodatkowe 0,05 proc. wydatków zaraz po oświadczeniu Obamy wywołało kolejną polityczną awanturę. W publicznym dyskursie dotyczącym wojska zawsze pojawia się argument o innych obszarach życia społecznego, które tracą, gdy kraj się zbroi.
Silnemu łatwiej
Jak wynika z raportu firmy PricewaterhouseCoopers dotyczącego sektora zbrojeniowego, gigantyczne wzrosty w wydatkach na armie państw Azji Wschodniej i Bliskiego Wschodu w ciągu ostatnich lat stymulują w poszczególnych państwach rozwój całego przemysłu. Efekt? Według ekspertów PwC firmy z tych regionów mogą w dalszej perspektywie zagrozić dominacji przedsiębiorstw europejskich oraz amerykańskich.
Nie zmienia to faktu, że w ostatnich 10 latach większość transakcji i przejęć związanych z branżą obronną miała miejsce głównie pomiędzy Europą a Ameryką Północną. Przykładowo w 2009 r. 76 proc. światowych transakcji o wartości co najmniej 50 mln dol. miała miejsce pomiędzy wymienionymi regionami. Co więcej, również skład zarządów dziesięciu największych firm branży jest znacznie mniej zróżnicowany od przedsiębiorstw z wielu innych sektorów. Zaledwie 12 proc. z 250 osób zasiadających w zarządach posiada inne niż europejskie lub amerykańskie obywatelstwo. Dla porównania na 449 członków zarządów 10 największych firm sektorów farmaceutycznego oraz naftowego przypada odpowiednio 27 i 15 proc. obywateli państw innych niż kraj pochodzenia danej firmy.
– W Europie nikt nie podejmuje już polemiki w sprawie zasadności konsolidacji przemysłu obronnego. Obecnie rozważa się konsolidacje największych grup narodowych w celu łatwiejszego przetrwania trudnego okresu i zapewnienia bezpieczeństwa dostaw dla armii krajów europejskich – uważa Zdzisław Gawlik, wiceminister skarbu.
Według niego konsolidacja to także sposób na uniezależnienie się od coraz bardziej agresywnego światowego przemysłu zbrojeniowego. Silnemu branżowo przedsiębiorcy zawsze będzie łatwiej operować na europejskim rynku obronnym i dostosować się do wymogów implementowanej do naszego prawa dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej w sprawie realizacji zamówień publicznych. Dokument wymusza na rządach państw umiędzynarodowienie zakupów i ogłaszanie otwartych przetargów wojskowych, także dla przedsiębiorstw zagranicznych. W ten sposób podkopywany jest jeden z najważniejszych filarów trwania sektora zbrojeniowego, czyli rządowe kontrakty przyznawane rodzimym firmom niezależnie od jakości sprzętu, a często nawet potrzeb.