Jeśli szef firmy nie dostał pisma do rąk własnych, lecz odebrała je jego asystentka, to zgodnego z prawem doręczenia nie było. Wynika tak z wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego.
DGP

Skoro jest prawny wymóg, by pismo urzędowe trafiało do rąk własnych adresata, to przekazanie go pracownikowi firmy obsługującemu korespondencję oznaczać będzie bezskuteczność doręczenia. To clou wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego. Może on wywrócić praktykę dostarczania pism do góry nogami.

Sąd wskazał, że przepisy kodeksu postępowania administracyjnego są jasne: urzędowe przesyłki adresowane do osób fizycznych doręcza się w mieszkaniu lub miejscu pracy adresata. W pierwszym przypadku, w razie jego nieobecności, można dokumenty przekazać domownikowi, sąsiadowi lub dozorcy. Ale w drugim – gdy korespondencja doręczana jest w miejscu pracy – trzeba kopertę przekazać do rąk własnych.

Jeżeli zatem np. sekretarka nie przekaże szefowi ważnej decyzji urzędowej, może on skutecznie powoływać się na to, że doręczenie było nieprawidłowe. A tym samym termin na odwołanie od niekorzystnej decyzji w ogóle nie zaczął biec.

Jak wygląda rzeczywistość w wielu firmach ‒ doskonale wiadomo. Korespondencję, także tę prywatną, adresowaną do osób pracujących w danym miejscu, odbierają często pracownicy recepcji, sekretariatu czy biura podawczego. Szkopuł w tym, że ta praktyka ‒ zdaniem NSA ‒ jest niewłaściwa. I jeżeli pismo zostało doręczone nie do rąk własnych danej osoby fizycznej w miejscu jej pracy, lecz osobie upoważnionej przez pracodawcę do odbioru korespondencji, to co do zasady adresatowi przysługuje prawo do przywrócenia terminu.

Doręczone jak zwykle

Sprawa, która legła u podstaw wydanego wyroku, dotyczyła mężczyzny prowadzącego niedużą firmę. Został on ukarany karą pieniężną w wysokości niemal 50 tys. zł za zajęcie pasa drogowego poprzez umieszczenie bez zezwolenia zarządcy drogi reklamy. Decyzja organu została doręczona w miejscu pracy mężczyzny. Przesyłkę odebrał pracownik. Nie przekazał jej szefowi, gdyż ten akurat przebywał za granicą. Gdy szef wrócił i z decyzją się zapoznał, postanowił się od niej odwołać. Sęk w tym, że termin wniesienia odwołania już upłynął. Mężczyzna więc odwołanie wniósł, a do niego dołączył wniosek o przywrócenie terminu. Jako koronny argument podał, że przesyłka nie została mu doręczona do rąk własnych ze względu na zagraniczną podróż.
Samorządowe kolegium odwoławcze odmówiło przywrócenia terminu. Wskazało, że fakt przebywania za granicą nie uniemożliwia przecież możliwości wniesienia odwołania. Ponadto wnioskodawca wrócił z wojaży, zanim upłynął ustawowy termin, więc miał jeszcze czas na przygotowanie odwołania.
Sprawa trafiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Olsztynie. Ten także orzekł na niekorzyść przedsiębiorcy. Według WSA organ mógł wybrać, czy pismo zostanie doręczone w mieszkaniu adresata, czy w jego miejscu pracy. Sąd ustalił, że pisma w toku postępowania administracyjnego były doręczane na adres miejsca pracy skarżącego wynikający z Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej. I w przytłaczającej większości przypadków korespondencja była odbierana przez pracowników skarżącego, a nie przez niego samego. Zaś sam przedsiębiorca nie miał z tym żadnego kłopotu.

Wadliwe doręczenie

NSA, rozpoznający skargę kasacyjną przedsiębiorcy, nie miał jednak wątpliwości, że zarówno SKO, jak i WSA się mylą. Powód? Aby w ogóle prowadzić rozważania dotyczące spełnienia przesłanek warunkujących przywrócenie terminu do złożenia odwołania, najpierw należy ustalić, czy doręczenie decyzji, której dotyczyło odwołanie, było skuteczne. A takie ‒ w ocenie NSA ‒ nie było. To dlatego, że przecież żaden obowiązujący w Polsce przepis nie zawiera regulacji pozwalającej na doręczenie pisma osobie fizycznej w miejscu pracy za pośrednictwem osoby upoważnionej przez pracodawcę do odbioru pism. Taki sposób doręczania ‒ do czyichś rąk ‒ przewidziany jest tylko przy doręczaniu pism dorosłemu domownikowi, sąsiadowi lub dozorcy domu (art. 42 kodeksu postępowania administracyjnego). Mówiąc najprościej: skoro przepisy wymagają doręczenia korespondencji do rąk własnych, to należy to rozumieć w sposób ścisły. I nawet jeśli ustawodawca zrobił wyjątek dla doręczeń dokonywanych w miejscu zamieszkania, to nie oznacza bynajmniej, że wyjątek ten można rozszerzyć na miejsce pracy.
NSA ostatecznie więc uchylił i zaskarżony wyrok, i postanowienie. A także umorzył postępowanie z wniosku przedsiębiorcy o przywrócenie terminu do złożenia odwołania, gdyż przecież termin ‒ w związku z uchybieniem w doręczeniu ‒ nawet nie zaczął biec.

Prawo bez zaskoczeń

Wyrok bez wątpienia odciśnie piętno na dalszej praktyce organów. Oznacza bowiem, że jeśli urzędnicy chcą przesyłać pisma do czyjegoś miejsca pracy, muszą dopilnować tego, by adresat odebrał je osobiście. Co zaś oczywiste ‒ w wielu firmach sekretarka nie dopuści każdego doręczyciela do szefa, gdyż ten przez pół dnia odbierałby przesyłki.
Eksperci, których poprosiliśmy o komentarz, orzeczenie NSA chwalą.
‒ Podzielam je w pełni. Przepisy dotyczące doręczenia pism powinny być interpretowane w sposób ścisły. Nie powinno być w tym przypadku miejsca na dokonywanie wykładni innej niż literalna. Tylko w taki sposób można zagwarantować stronie postępowania administracyjnego możliwość aktywnego uczestniczenia w tymże postępowaniu ‒ uważa Radosław Żuk, doradca podatkowy i partner w ECDP Tax Żuk Komorniczak i Wspólnicy.
Podobnie twierdzi Ernest Bucior, radca prawny w kancelarii Russell Bedford Dmowski i Wspólnicy. Jego zdaniem NSA dokonał właściwej wykładni art. 42 ust. 1 k.p.a.
‒ Przyjęcie odmiennego stanowiska byłoby pogwałceniem zasady praworządności, która mówi, że organy administracji publicznej działają na podstawie przepisów prawa. Zastosowanie tzw. doręczenia zastępczego dotyczy przecież tylko sytuacji, gdy doręczenie następuje w miejscu zamieszkania adresata. Zastosowanie wykładni rozszerzającej należałoby zatem uznać za niedopuszczalne ‒ przekonuje mec. Bucior.

orzecznictwo

Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z 19 maja 2020 r., sygn. akt II GSK 134/20. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia