Nowa osoba zajęłaby się ubezpieczeniami. I przy okazji wzmocniła frakcję insiderów na posiedzeniach.
Zwiększenie liczby wiceprzewodniczących to pomysł Jacka Jastrzębskiego, szefa Komisji Nadzoru Finansowego, na poprawienie funkcjonowania instytucji. Jastrzębski przyszedł do nadzoru w miejsce Marka Chrzanowskiego, który zrezygnował na skutek afery, jaka wybuchła po opublikowaniu nagrania jego spotkania z Leszkiem Czarneckim, inwestorem w dwóch bankach.
Po co nowy zastępca? – Mamy trzy kluczowe sektory, które nadzorujemy. Dlatego powinno być również trzech zastępców przewodniczącego. W dalszej perspektywie, docelowo mogłoby być ich nawet czterech. Przydałaby się bowiem również osoba od technologii – zarówno w urzędzie, jak i promująca je w sektorze finansowym – uważa Jastrzębski. I dodaje: – Można kolokwialnie powiedzieć, że kołdra zawsze jest za krótka. Aktualnie przewodniczący bierze na siebie nie tylko kierowanie urzędem, ale także nadzorowanie któregoś z pionów. Moi poprzednicy wybierali dla siebie pion kapitałowy bądź bankowy. Ja obecnie nadzoruję pion ubezpieczeniowy. Może się wydawać, że poziom wyzwań jest w tym sektorze nieco mniejszy, ale i tu mamy nowe zadania: m.in. rewizję dyrektywy Solvency II, a od października ubiegłego roku również zwiększony zakres nadzoru nad dystrybucją ubezpieczeń – wyjaśnia szef KNF.
– Struktura organizacyjna nadzoru, w której jeden z wiceprzewodniczących jest odpowiedzialny wyłącznie za rynek ubezpieczeń, byłaby korzystna dla rynku i dla konsumentów – komentuje Jan Grzegorz Prądzyński, prezes Polskiej Izby Ubezpieczeń.
Pojawienie się nowego szefa nadzoru zbiegło się w czasie ze zmianami w organizacji urzędu. Z początkiem tego roku został on przekształcony w państwową osobę prawną. Do komisji weszło kilku nowych członków, którzy w większości nie uczestniczą w głosowaniach na posiedzeniach KNF. Na dziewięciu „głosujących”, tylko trzech to osoby pracujące w Urzędzie KNF. Zwiększa to prawdopodobieństwo, że insiderzy będą przegłosowywani na posiedzeniach komisji przez reprezentantów rządu. Kolejny zastępca szefa KNF nieco zmieniłby te proporcje.
– Zwiększenie liczby zastępców spowoduje, że w procesie podejmowania decyzji przez KNF będzie brała udział większa liczba osób, które na co dzień uczestniczą w pracach urzędu i mają bieżący wgląd w sprawy będące przedmiotem obrad na posiedzeniach komisji. Takimi insiderami, są tzw. zawodowi członkowie komisji, czyli przewodniczący oraz jego zastępcy. Jestem przekonany, że wpłynie to korzystnie zarówno na sprawność działania KNF, jak i jakość podejmowanych decyzji – deklaruje Jastrzębski.
Wskazuje, że gdyby przewodniczący nie musiał zajmować się żadnym z trzech pionów, mógłby poświęcić więcej czasu sprawom strategicznym, jak fintechy czy ochrona konsumentów na rynku finansowym, w której luki obnażyła afera GetBacku. Jest też problem sprawności organizacyjnej samego UKNF. – Od kilkunastu lat urząd jest teoretycznie zintegrowany, ale wciąż w dużej mierze ma charakter silosowy. Do tego dochodzi konieczność zbudowania funkcji, których wymagamy od podmiotów nadzorowanych, a które w ramach nadzoru dopiero zaczynamy budować – mam tu na myśli audyt i compliance. Ponadto chcę wzmocnić prorozwojowe działania urzędu, m.in. w zakresie regulacji oraz strategii dla rynku finansowego oraz dla samego nadzoru – deklaruje Jacek Jastrzębski.
– Kiedy obejmowałem stanowisko w komisji, mówiłem o potrzebie zwiększenia liczby zastępców przewodniczącego. Myślę, że znalazłem w tej sprawie zrozumienie. Mamy na poziomie kancelarii premiera kierunkowe uzgodnienia w tej sprawie – mówi Jastrzębski. Przewodniczący nadzoru jest powoływany przez szefa rządu.
Ministerstwo Finansów nie odpowiedziało nam wczoraj na pytania, jak odnosi się do pomysłu zwiększenia liczby wiceprzewodniczących KNF.