GetBack wyemitował obligacje za ponad 1,5 mld złotych. Inwestorzy wątpią, że je spłaci.
Nim zarząd Giełdy Papierów Wartościowych podjął wczoraj decyzję o zawieszeniu notowań akcji GetBack, ich notowania spadły o 17 proc., do 3,75 zł. Kiedy w lipcu zeszłego roku spółka debiutowała na parkiecie, sprzedawała inwestorom akcje po 18,5 zł, a na początku października kurs osiągnął nawet 27,85 zł.
Jeszcze przed startem poniedziałkowej sesji GetBack poinformował, że negocjuje z Polskim Funduszem Rozwoju i PKO BP pozyskanie 250 mln zł. Z komunikatu wynikało, że państwowy fundusz może być zainteresowany objęciem akcji, a największy krajowy bank – udzieleniem spółce kredytu.
Reakcja była szybka: „PFR nie prowadził i nie prowadzi żadnych negocjacji ze spółką GetBack, w żadnym zakresie, a w szczególności dotyczącym finansowania”. Fundusz miał jedynie otrzymać od prawnika GetBack „pewne informacje o spółce”, ale poinformował prezesa spółki Krzysztofa Kąkolewskiego, że nie zamierza ich analizować. Zaznaczenie o przekazaniu informacji bezpośrednio do wskazanej osoby z zarządu GetBack ma swoją wymowę.
– Takie działanie podejmuje się z reguły w przypadkach, kiedy mamy podejrzenie, że może chodzić o niezgodne z regułami gry wykorzystanie informacji. Żeby osoba, do której adresujemy korespondencję, nie mogła później powiedzieć, że na przykład pismo gdzieś zaginęło w spółce – mówi Adam Ruciński, doradca inwestycyjny, prezes firmy konsultingowej BTFG.
Od negocjacji z windykatorem odciął się także PKO BP. Na nasze pytanie, czy spółka podtrzymuje deklarację o rozmowach z instytucjami finansowymi, GetBack nie odpowiedział. Wiele wskazuje na to, że firma podała inwestorom nieprawdziwą informację. – Nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego spółka, która ma przecież odpowiednie służby prawne, zdecydowała się na przekazanie takiego komunikatu. Przecież musieli sobie zdawać sprawę z konsekwencji. To pośredni dowód na to, że sytuacja może być dużo poważniejsza, niż się wydawało – dodaje Ruciński.
/>
PFR zaznaczył, że niezwłocznie zawiadomi Komisję Nadzoru Finansowego o możliwości manipulacji kursem akcji GetBack. To przestępstwo zagrożone grzywną do 5 mln zł, pięcioma latami pozbawienia wolności lub obiema sankcjami łącznie. KNF zwróciła się do GetBack i obydwu instytucji finansowych o wyjaśnienia.
Problemy GetBack to efekt przeinwestowania. Spółka ściga się z Krukiem o pozycję lidera na rynku obrotu wierzytelnościami. W zeszłym roku wydała 1,9 mld zł na zakup nowych portfeli wierzytelności, finansując je głównie emisją obligacji.
Na początku marca prezes Krzysztof Kąkolewski zaskoczył inwestorów wiadomością, że spółka zamierza z dwóch emisji akcji pozyskać miliard złotych. Jedną, w ramach której GetBack sprzeda 20 mln akcji, walne zgromadzenie już zatwierdziło. Kolejną akcjonariusze mają uchwalić dziś, na wznowionym po przerwie walnym. Tym razem chodzi o 50 mln akcji. Problem w tym, że po gwałtownych spadkach kursu w ostatnich tygodniach spółka może z nich pozyskać ok. 250 mln zł. Nie jest też w stanie znaleźć nabywców na swoje obligacje. Ich kursy spadły wczoraj równie gwałtownie jak akcje, a notowania także zostały zawieszone. Nim to nastąpiło, obligacje, które GetBack ma wykupić w maju 2020 r., można było kupić za mniej niż 40 proc. wartości nominalnej.
Rynek coraz mocniej wątpi, że spółka będzie w stanie je spłacić. Dobrze obrazują to notowania Quercus TFI. Sebastian Buczek, założyciel i prezes firmy, zdecydował na początku miesiąca, że odkupi papiery dłużne GetBack o wartości 86 mln zł, znajdujące się w portfelach funduszy zarządzanych przez jego firmę. Ewentualne straty weźmie na siebie Quercus i Q1 FIZ, fundusz powiązany z Buczkiem. Od przeprowadzenia tej operacji wartość rynkowa Quercusa spadła o 100 mln zł, do 200 mln zł.
– Cały czas wierzymy, że można trwale ustabilizować sytuację finansową GetBack. Jest jednak jeden warunek – wszystkie zaangażowanie podmioty powinny również zachować się odpowiedzialnie – mówi Sebastian Buczek.
To apel skierowany przede wszystkim do funduszu Abris, który ma 60 proc. akcji GetBack. Kiedy wprowadzał spółkę na giełdę, sprzedał inwestorom część posiadanych akcji ze 370 mln zł. Buczek uważa, że te pieniądze powinny wrócić do spółki. Abris nie skomentował tej sugestii.