Bank centralny nie zajmuje się wejściem Polski do unii walutowej, ale obniżając rezerwę obowiązkową od długoterminowych depozytów, zbliżył nas do zasad obowiązujących w EBC.
/>
Od kwietnia depozyty przyjęte przez krajowe banki na okres co najmniej dwóch lat będą zwolnione z rezerwy obowiązkowej. Dzięki temu pojawią się dwie możliwości: albo oprocentowanie takich lokat będzie mogło wzrosnąć, albo zwiększą się dochody i zyski banków.
Rezerwa obowiązkowa to część depozytów, którą bank komercyjny musi zdeponować w banku centralnym. Tym samym nie można jej wykorzystać do akcji kredytowej, a więc kreacji pieniądza. To narzędzie powszechnie wykorzystywane przez bankierów centralnych na całym świecie. U nas w latach 90. Narodowy Bank Polski bronił się przed przegrzaniem gospodarki, windując stopę rezerwy obowiązkowej nawet w okolice 30 proc., co przypomniał na wczorajszej konferencji prasowej Jerzy Żyżyński, członek Rady Polityki Pieniężnej. Dziś standardowa stawka rezerwy wynosi 3,5 proc.
Dlaczego RPP zdecydowała się na obniżkę, wyjaśnił Łukasz Hardt, inny członek RPP, który kilka miesięcy temu zaproponował takie rozwiązanie. Według niego ma to nas przybliżyć do zasad, jakie obowiązują w Europejskim Systemie Banków Centralnych. – Tam obowiązuje to od dawna. Nasza decyzja zbliża Polski system rezerwy obowiązkowej do tego, co funkcjonuje w strefie euro – powiedział. Tym samym, chociaż bank centralny odżegnuje się od działań, które miałyby sprzyjać wejściu Polski do Eurolandu, właśnie wykonał mały krok w tym kierunku.
Hardt podkreślał jednak, że główny powód jest inny. Chodziło o zrównanie praw rezydentów, czyli krajowych firm i osób prywatnych z nierezydentami. – Od długoterminowych lokat dokonywanych przez podmioty zagraniczne rezerwa nie jest odprowadzana. W zgodnej opinii rady była to sytuacja dyskryminująca polski kapitał. To zróżnicowanie miało sens w latach 90., gdy nasz system bankowy miał trudności i trzeba było zachęcać zagraniczny kapitał do inwestowania u nas – mówił. Według niego kwota długoterminowych lokat zagranicznych podmiotów w naszym kraju to 140 mld zł. Z danych NBP wynika, że wartość lokalnych depozytów o terminie co najmniej dwóch lat to niewiele ponad 25 mld zł. Gospodarstwa domowe mają w ten sposób zainwestowane 20,6 mld zł.
– Banki dostały przestrzeń, żeby zaoferować atrakcyjniejsze oprocentowanie lokat długoterminowych – stwierdził prezes NBP Adam Glapiński. Zaraz dodał jednak: – Banki mają różne kalkulacje, kierują się różnymi przesłankami.
– Decyzja Rady Polityki Pieniężnej nieco zwiększa możliwości działania sektora – ocenił w rozmowie z DGP Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Według niego ruchy w kierunku wydłużenia terminu depozytów mają uzasadnienie. Nadzór finansowy od lat ostrzega przed niedopasowaniem terminowym pasywów i aktywów w bankach. Chodzi o to, że długoterminowe kredyty są finansowane depozytami zakładanymi zwykle na kilka miesięcy.
– Potrzebne są jednak instrumenty nie tylko po stronie polityki pieniężnej, ale też fiskalnej, które zachęcałyby do długoterminowego oszczędzania. Pierwszym rozwiązaniem byłby niższy poziom podatku Belki dla oszczędności i inwestycji długoterminowych. Premiowane powinno być jednak również, tak jak w wielu innych krajach, oszczędzanie na cele mieszkaniowe i emerytalne – dodał Pietraszkiewicz.
Pytany, czy decyzja RPP przełoży się na wyższe oprocentowanie lokat, szef ZBP zastrzegł, że „polskie banki są pod ogromną presją obciążeń i wymogów, które wpływają na możliwości budowania kapitałów w sektorze”. Według niego przy obecnych rekordowo niskich stopach procentowych pole manewru dla budowania atrakcyjnej oferty depozytowej jest ograniczone.
Od marca 2015 r. główna stopa NBP wynosi 1,5 proc. Wczoraj została utrzymana na tym poziomie. I zdaniem analityków członkowie RPP wypadli „gołębio” – nie sugerowali, by w perspektywie kilku miesięcy mogło dojść do zaostrzenia polityki pieniężnej. Prezes Glapiński powtórzył to, co mówi od dłuższego czasu: że nie widzi potrzeby podwyżki stóp przynajmniej do końca 2018 r.
Na zakończonym wczoraj posiedzeniu RPP dysponowała nową projekcją inflacji i wzrostu gospodarczego opracowaną przez analityków NBP. Pokazała ona, że wzrost cen powinien być wyższy niż spodziewano się w poprzedniej projekcji – w lipcu. Efekt: z komunikatu po posiedzeniu zniknęło zdanie, które wykorzystywano w poprzednich miesiącach: „Ryzyko trwałego przekroczenia celu inflacyjnego w średnim okresie jest ograniczone”. Zostało zastąpione przez następujące sformułowanie: „Rada ocenia, że w najbliższych latach inflacja będzie kształtowała się w pobliżu celu inflacyjnego”, a więc 2,5 proc.