Może się zdarzyć, że zamiast przejąć zakład, Grupa straci wadium, a Stocznia Marynarki Wojennej znów trafi na sprzedaż. Rozmowy stron się przeciągają.
Negocjacje pomiędzy syndykiem będącej w upadłości Stoczni Marynarki Wojennej (SMW) a Polską Grupą Zbrojeniową (PGZ) napotykają na trudności. Termin podpisania wstępnej umowy przejęcia, mimo że już kilka razy umówiony, wciąż jest przekładany. – Trwają intensywne negocjacje między panią syndyk a PGZ – zapewnia sędzia Rafał Terlecki, rzecznik prasowy dla spraw cywilnych Sądu Okręgowego w Gdańsku, który postępowanie upadłościowe nadzoruje. Konsekwencją takiego opóźniania może być to, że finalnie SMW wcale nie trafi w ręce PGZ. Coraz bardziej prawdopodobne jest też, że syndyk wystąpi o zajęcie wadium wpłaconego przez PGZ. Są to ponad 22 mln zł. Realny jest wariant, w którym wadium zostaje przejęte, a stocznia znów trafia na sprzedaż – dowiedział się nieoficjalnie DGP. Wydaje się, że punktem spornym jest kwestia oszacowania przez syndyka wartości zapasów i produkcji w toku, której nie chce zaakceptować Grupa.
W PGZ do przejęcia stoczni utworzono spółkę córkę o nazwie Stocznia Wojenna. Kiedy zakończą się formalności? – Obecna sytuacja pozwala przewidywać, że proces formalnego przejęcia SMW przez PGZ Stocznia Wojenna sp. z o.o. zakończy się w drugim półroczu bieżącego roku – mówi Łukasz Prus z biura prasowego PGZ. W marcu syndyk Magdalena Smółka informowała pracowników, że zbycie zakładu planowane jest na 30 kwietnia tego roku na rzecz PGZ Stocznia Wojenna.
Zamieszanie może dziwić, ponieważ „odbudowę przemysłu stoczniowego” zapowiadali m.in. wicepremier Mateusz Morawiecki i minister obrony Antoni Macierewicz. W styczniu przedstawiciele władz deklarowali, że zakup Stoczni Szczecińskiej przez wchodzący w skład PGZ Fundusz Inwestycyjny Mars jest „pierwszym krokiem w odbudowie polskiego przemysłu stoczniowego”. Tymczasem patrząc na to, jak przedłuża się przejmowanie kolejnego podmiotu, który ma wchodzić w skład grupy stoczniowej, można mieć obawy, czy w ogóle do tego dojdzie. Co oczywiście rodzi konsekwencje.
W stoczni od 2011 r. trwają prace nad najdłużej budowanym okrętem w historii RP, czyli korwetą „Gawron”. W międzyczasie zdążyła się ona przeistoczyć w patrolowiec „Ślązak” i pochłonąć blisko miliard złotych. – Zgodnie z najnowszym harmonogramem budowy okrętu wykonanym przez Stocznię Marynarki Wojennej SA planowany termin przekazania okrętu to lipiec 2018 r. – informuje płk Sławomir Lewandowski z Inspektoratu Uzbrojenia Ministerstwa Obrony Narodowej.
Problem przeciągających się negocjacji w sprawie przejęcia odbije się na okręcie. – Od miesiąca prace na „Ślązaku” zostały bardzo mocno spowolnione. Praca trwa tylko 8 godzin dziennie, bez sobót i niedziel. Wstrzymane są wydłużony czas pracy i nadgodziny w sobotę i niedzielę. Dodatkowo stocznia wstrzymała płatności dla dostawców i kooperantów – mówi DGP jeden z pracowników SMW.
„Ślązak” i przejęcie SMW przez PGZ to niejedyny problem. Stocznia jest bowiem w zapaści. Sytuację mogłyby poprawić nowe kontrakty. Jednak w tej chwili nie ma na nie szans. – Na obecnym etapie nie można mówić o pozyskaniu kontraktów dla PGZ Stocznia Wojenna Sp. z o.o., gdyż w pierwszej kolejności musi ona przejąć przedsiębiorstwo SMW i doprowadzić do jego aktywizacji – mówi DGP Łukasz Prus. Na czym miałaby taka aktywizacja polegać? – Plany operacyjne nowej stoczni są bardzo szerokie, związane z Programem Modernizacji Technicznej Wojska Polskiego, przy czym kluczowe decyzje podejmuje w tym zakresie Ministerstwo Obrony Narodowej – dodaje Prus.
Ryzykowne jest jednak zakładanie, że lada chwila zamówienia z MON popłyną do SMW szerokim strumieniem. Program budowy Marynarki Wojennej istnieje tylko na papierze. Obecna ekipa rządząca wstrzymała postępowanie na okręty „Czapla” i „Miecznik”, a zamówienie to miało trafić do PGZ. W tym wypadku ręczne sterowanie zamówieniami nie jest proste. Mimo że resort próbuje kupować głównie w podmiotach związanych z PGZ, ostatnio kilka razy te plany pokrzyżowały decyzje Krajowej Izby Odwoławczej. W kwestiach morskich było to związane z postępowaniem na sześć holowników, które wygrała prywatna stocznia Remontowa Shipbuilding, ale resort postępowanie unieważnił. Wydaje się, że skierowanie zamówień wprost do stoczni PGZ z pominięciem prywatnych firm może być trudne. Zwłaszcza że o ile prywatne podmioty budujące okręty radzą sobie w Polsce nieźle, o tyle państwowe od lat borykają się z dużymi problemami.
Zakup wspomnianych okrętów przeciwminowych i ich budowę w polskich stoczniach za jakiś czas można sobie jeszcze wyobrazić, ale zupełnie nierealne jest liczenie na to, że PGZ z sukcesem zbuduje okręty podwodne. Jest to najbardziej skomplikowany rodzaj uzbrojenia na świecie i zakładanie, że nasze stocznie mają kompetencje, by temu podołać, jest nierealistyczne.
– W SMW od lat zarządzają ci sami ludzie. Jeżeli się okazało, że stocznia jest w bardzo trudnej sytuacji, ktoś powinien ponieść konsekwencje, a tak się nie stało – komentuje kmdr Maksymilian Dura, ekspert portalu Defense24.pl. – Stocznię mogłyby uratować nowe zamówienia i nowe zarządzanie. Miałem nadzieję, że SMW pozyska mocnego zachodniego partnera i nauczy się profesjonalnego zarządzania projektami, co jest kluczem przy budowaniu okrętów wojennych. Tymczasem tym ma się zajmować PGZ, która nie ma żadnego doświadczenia w obszarze morskim – podsumowuje.