Mniejsze obawy o pozycję banku centralnego to powód lepszej oceny naszej gospodarki przez agencję Standard & Poor’s.
Dywidendy wypłacone przez największe banki
/
Dziennik Gazeta Prawna
Dla Rady Polityki Pieniężnej pierwszy rok działania w nowym składzie praktycznie się zakończył. We wtorek i w środę odbyło się ostatnie w tym roku decyzyjne posiedzenie. Mimo to nowych decyzji w sprawie stóp procentowych nie ma. Nowa rada – wybrana w styczniu i lutym przez kontrolowane przez Prawo i Sprawiedliwość Sejm, Senat oraz prezydenta Andrzeja Dudę (z poprzedniego składu w
RPP pozostał Jerzy Osiatyński, którego sześcioletnia kadencja skończy się za trzy lata) – nie zmieniała stóp ani razu. Od marca ub.r. główna stopa Narodowego Banku Polskiego wynosi 1,5 proc. Żaden z krajowych ekonomistów nie spodziewał się też na zakończonym wczoraj posiedzeniu zmiany. Mimo to o banku centralnym w ostatnich dniach znów zaczęło się mówić. Dzięki agencji ratingowej Standard & Poor’s.
W minionym tygodniu S&P zdecydował się utrzymać ocenę wiarygodności kredytowej Polski. Ale jednocześnie podniósł perspektywę ratingu z negatywnej do stabilnej. To było zaskoczeniem. Analitycy agencji wyjaśnili, że lepsza perspektywa to efekt mniejszych obaw, że działania
polityków mogą zagrozić niezależności banku centralnego.
– Można sobie wyobrazić zmianę ustawy o NBP, która powodowałaby ograniczenie jego niezależności. Nie było jednak najmniejszej potrzeby takich zmian. Prezesem NBP została osoba, która spełnia wszelkie wymagania, jakie stawia się gubernatorom
banków centralnych: ma odpowiednie wykształcenie i doświadczenie. Ale równocześnie nie jest tajemnicą, że to człowiek bliski PiS – tak o prezesie NBP Adamie Glapińskim mówi Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista mBanku. Ekspert podkreśla, że pod kierownictwem Glapińskiego nie było żadnych bezpośrednich działań obliczonych na pomoc rządowi. – Rada Polityki Pieniężnej, która podejmuje najważniejsze decyzje dotyczące banku centralnego, nie dała żadnych dowodów braku niezależności – zgadza się Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. – Nie wydaje mi się, by uzasadnione były obawy, że bank staje się mniej niezależny niż wcześniej.
Według Maliszewskiego wskazówką niezależności jest np. to, że w obliczu spowolnienia wzrostu gospodarczego RPP nie dokonała obniżek stóp procentowych. – Nie widać tu żadnej nerwowości ze strony rady – mówi ekonomista.
Adam Glapiński na konferencji po wczorajszym posiedzeniu RPP podkreślał, że rada przyjęła postawę „wait and see” – czyli nie śpieszy się ze zmienianiem wysokości stóp. Według szefa NBP utrzymania tego podejścia należy się spodziewać również przez cały 2017 r. Jego zdaniem pierwsza zmiana będzie polegała nie na obniżeniu, ale na podwyżce stóp. Glapiński, który był członkiem RPP poprzedniej kadencji, należał do jastrzębi.
Ale równocześnie analitycy dostrzegają, że wśród członków RPP raczej nie ma głosów krytycznych pod adresem rządu. – W wypowiedziach bankierów centralnych, w tym prezesa, przewija się wiara w realizację prognoz i planów rządowych. W efekcie optymizm banku centralnego co do ścieżki wzrostu gospodarczego w kolejnych kwartałach (Glapiński mówił wczoraj, że wzrost gospodarczy powinien odbić się w drugim kwartale 2017 r.) jest większy, niż wynikałoby z projekcji
PKB i inflacji przygotowywanej przecież w NBP – zauważa Grzegorz Maliszewski.
Pozytywne nastawienie do rządu eksperci dostrzegli również w opublikowanej kilka tygodni temu opinii RPP do projektu ustawy budżetowej. Chociaż ekonomiści rynkowi zwracali uwagę na planowane rozluźnienie dyscypliny w finansach publicznych, to RPP oceniła projekt pozytywnie.
Ernest Pytlarczyk nie widzi w tym nic złego: – Gdy w poprzednich latach projekty budżetu były oceniane przez RPP pod kierownictwem poprzedniego prezesa NBP Marka Belki, również nie było zmasowanej krytyki.
Według ekonomisty mBanku realny wymiar pomocy dla budżetu ze strony NBP będzie miał miejsce w przyszłym roku. Pytlarczyk szacuje, że tegoroczny zysk banku centralnego przekroczy 10 mld zł. Będzie to efekt spadku kursu naszej waluty, dzięki czemu złotowa wartość rezerw walutowych wyraźnie się zwiększy. W efekcie jest szansa na rekordową wpłatę z zysku banku centralnego do budżetu (zgodnie z przepisami
budżet zasila 95 proc. wyniku NBP). Na konferencji po posiedzeniu RPP Adam Glapiński pomniejszał jednak znaczenie tej sprawy. Wskazywał, że sytuacja budżetu jest dobra, a dodatkowo z punktu widzenia statystyki unijnej wpłata banku centralnego do kasy państwa nie pomniejsza wielkości deficytu.
Standard & Poor’s w ubiegłotygodniowym podsumowaniu ratingu dla Polski wskazał, że „rząd w dalszym ciągu rozważa zmiany, które bezpośrednio i pośrednio mogą wpłynąć na NBP”. Chodzi o połączenie z bankiem centralnym Komisji Nadzoru Finansowego czy o ustawę spreadową. „Nie uważamy, by takie działania podważały wiarygodność i niezależność NBP” – zaznaczyli.
Wiarygodność banku centralnego jest istotna ze względu na kwestię stabilności cen. Tak na temat wiarygodności wypowiedział się wczoraj Jerzy Kropiwnicki, jeden z członków RPP: – Nie sądzę, byśmy z prof. Osiatyńskim byli szczególnie podatni na naciski ze strony rządu. Co rząd może nam zrobić? Żaden rząd nie może skrócić nam kadencji. – Jesteście państwo pod opieką Narodowego Banku Polskiego. Możecie spać spokojnie – zakończył spotkanie z dziennikarzami po posiedzeniu RPP prezes Adam Glapiński.
Wiarygodność banku centralnego jest istotna ze względu na stabilność cen
KNF: Dywidenda z banków pod ostrymi rygorami
Komisja Nadzoru Finansowego przyjęła wytyczne dotyczące wypłat z tegorocznego zysku. Są one ostrzejsze niż przed rokiem. Dotychczas nadzór wymagał, by banki, deklarując dywidendę, spełniały ze sporym zapasem narzucone im wymogi kapitałowe. To się nie zmieniło. Wśród tzw. instytucji o znaczeniu systemowym najłagodniej potraktowane będą te podmioty, które nie mają (lub mają niewiele) kredytów denominowanych w walutach obcych. Tam współczynnik kapitałowy – podstawowa miara bezpieczeństwa – musi wynosić w praktyce co najmniej 13,75–14 proc. Jeśli ten warunek będzie spełniony, pojawi się możliwość wypłaty maksymalnie połowy zysku.
By całość wyniku przeznaczyć dla akcjonariuszy, trzeba będzie mieć jeszcze wyższe kapitały: w przypadku „instytucji systemowych” będzie to w praktyce 16,75–17 proc. Dwa banki najbardziej regularnie dzielące się dotychczas zyskiem z udziałowcami to Pekao i Handlowy. W końcu września wskaźnik kapitałowy pierwszego wynosił 18,1 proc., a drugiego 17,1 proc.
Nie we wszystkich bankach będzie jednak równie łatwo o dywidendę. ING Bank Śląski w ostatnich dwóch latach wypłacał akcjonariuszom (75 proc. akcji ma holenderska grupa ING) po ponad pół miliarda złotych. Brunon Bartkiewicz, prezes ING BSK, przyznał wczoraj, że zgodnie z nowymi wytycznymi jego instytucja jest na granicy możliwości podzielenia się zyskiem.
Większe wymogi – i to nowość – KNF stawia bankom z kredytami frankowymi. Podobnie jak przed rokiem muszą one uwzględnić tzw. domiary kapitałowe. Tym razem nadzór wyznaczył dodatkowe warunki uzależnione od wartości kredytów walutowych. Pierwszy: jeśli stanowią one więcej niż 10 proc. portfela, dywidendę – zaplanowaną na podstawie współczynnika kapitałowego – trzeba pomniejszyć o jedną piątą kwoty zysku. A jeśli udział przekracza 30 proc., korekta stopy dywidendy musi wynieść już 50 proc. zysku. Drugi: jeśli kredyty z lat 2007–2008 przekraczają 20 proc. całości portfela hipotek walutowych, dywidendę trzeba obniżyć o 30 proc. kwoty zysku. A jeśli kredyty z tych dwóch lat stanowią więcej niż połowę portfela walutowego, od planowanej dywidendy trzeba odjąć połowę zysku.
Efekt: w bankach „frankowych” dywidenda – jeśli będzie – okaże się stosunkowo niewielka. – Przy takiej interpretacji rekomendacji może się okazać, że Bank Zachodni WBK i PKO BP w ogóle nie podzielą się zyskami z akcjonariuszami – mówi Andrzej Powierża, analityk Domu Maklerskiego CitiHandlowy. Zaznacza przy tym, że i w przypadku innych instytucji o konkretnych kwotach trudno jeszcze mówić. – Nie wiemy, jakimi wynikami banki zakończą rok. Ostatnie wahania cen na rynku obligacji mogą mieć dość znaczący wpływ i na poziom dochodów, i kapitałów – to może się okazać kluczowe dla dywidendy z ING BSK – wskazuje analityk.
Brak dywidendy z PKO BP oznaczałby drugi z rzędu rok „posuchy” dla akcjonariuszy. W tym roku warunkiem wypłaty dywidendy był bowiem brak przejęć. Sfinalizowane niedawno kupno Raiffeisen-Leasing przekreśliło szanse posiadaczy akcji na uzyskanie wypłaty z ubiegłorocznego zysku.
KNF dopuszcza wypłatę dywidendy przez banki spółdzielcze. Te z najwyższymi wskaźnikami kapitałowymi będą mogły wypłacić udziałowcom całość zysków. Ale nawet najsłabsze będą mogły oddać udziałowcom do 5 proc. wyniku. „Biorąc pod uwagę doświadczenia z lat poprzednich, poziom ten należy uznać za wystarczający dla zapobieżenia odpływowi udziałowców” – ocenia KNF.