Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą. Dobra jest taka, że neoliberalna ortodoksja nie jest już dominującą ideologią ekonomiczną. Ale zła polega na tym, że nawet wielu z tych, którzy to powtarzają nadal gada neoliberalizmem. Często nawet o tym nie wiedząc.







Czerwcowa publikacja Międzynarodowego Funduszu Walutowego nosi tytuł: Neoliberalism: Oversold? I nawiązuje do dramatycznego spadku wartości tej idei ekonomicznej, która jeszcze do niedawna zdawała się być supersolidną inwestycją. A dziś jego cena puka w dno od spodu. Raport nie jest wielkim zaskoczeniem. Już od dobrych kilku lat analitycy MFW czy Banku Światowego punkt po punkcie wskazywali na plajtę ekonomii neoliberalnej. A szczególnie jej praktycznego ucieleśnienia, którym był przez lata tzw. konsensus waszyngtoński. Czyli taki jakby dekalog, w zgodzie z którym robiono politykę ekonomiczną minionych trzech dekad. Przy zdejmowaniu neoliberalizmu z cokołu waszyngtońskim analitykom towarzyszyły tłumy ekonomistów akademickich, polityków i komentatorów. Sam obserwowałem ten proces przez kilka ostatnich lat i wielokrotnie pisałem o tym na łamach najpierw „Dziennika Gazety Prawnej” a obecnie „Polityki”.