Stanie się tak z powodu układu CETA, czyli Kompleksowej Ekonomicznej Umowy Handlowej (Comprehensive Economic Trade Agreement), czegoś w rodzaju klonu TTIP. Tyle że regulującego relacje pomiędzy Unią Europejską a Kanadą. Różnica między CETA a TTIP polega na tym, że ten pierwszy został już wynegocjowany (teraz czeka na ratyfikację przez kraje członkowskie). A jego 1500 stron potwierdza wszystkie najgorsze strachy, jakie mają przed TTIP jego krytycy. Jest tu więc np. kluczowy mechanizm arbitrażu pomiędzy zagranicznym inwestorem a suwerennymi rządami krajów sygnatariuszy. Czyli dokładnie to, przed czym od wielu miesięcy biją na alarm co bardziej świadome media i organizacje pozarządowe.
Zagrożenia, które płyną z takiego rozwiązania, można podzielić na dwa rodzaje: te znane i nieznane. Pierwsze można budować przez analogię do przypadków, które już miały miejsce. Najsłynniejszy z nich to bez wątpienia skarga branży tytoniowej na decyzję parlamentu Australii ograniczającą reklamowanie papierosów ze względu na ich szkodliwość dla zdrowia publicznego. Arbitraż był możliwy dlatego, że tytoniowcy zaatakowali Australię przez Hongkong i działającą tam swoją spółkę córkę. A Australia miała z Hongkongiem układ handlowo-inwestycyjny dopuszczający taki arbitraż. Zresztą, żeby nie szukać daleko, można przywołać słynny spór polskiego rządu z koncernem Eureko, który zakończył się kosztowną dla Polski ugodą. Skarżenie było możliwe, ponieważ Polska na przełomie lat 80. i 90. podpisała z krajami zachodnimi wiele dwustronnych umów o wspieraniu inwestycji. A te umowy zawierały właśnie możliwości arbitrażu. I mimo zapowiedzi wielu kolejnych polskich rządów (oraz monitów Komisji Europejskiej) nigdy nie zostały wypowiedziane.
Ale to jeszcze nie koniec. Bo zostały nam wszak jeszcze strachy nieznane, choć teoretycznie jak najbardziej możliwe. W lutym brukselska organizacja pozarządowa Obserwatorium Europy Korporacyjnej (CEO) opublikowała raport, w którym wylicza takie możliwe scenariusze. Dowodząc, że w zasadzie nie ma znaczenia, czy arbitraż będzie się nazywał ISDS (Investor-State Dispute Settlement System), czy też zostanie przemianowany na ICS (Investment Court System). W obu modelach możemy sobie wyobrazić sytuację, że np. wielka amerykańska grupa finansowa skarży dowolny europejski rząd (oczywiście via Komisja Europejska), który ośmielił się opodatkować banki albo je ostrzej uregulować. Albo inna sytuacja. Któraś z wielkich korporacji medycznych kwestionuje działający w Europie Zachodniej model państwowej służby zdrowia. Dowodząc, że jest to przejaw nieuczciwej konkurencji wobec działających w tej dziedzinie firm prywatnych. W obu przypadkach do wszczęcia takich kroków wystarczy przeświadczenie firmy, że została przez prawodawcę potraktowana niesprawiedliwie. Mówiąc wprost: z przyczyn politycznych nie może osiągnąć takiego zysku, jaki sobie założyła. Nie mówiąc już nawet o sytuacji, w której któryś z rządów chciałby przystąpić do renacjonalizacji jakiegoś sektora gospodarki. Takie układy jak CETA w praktyce uniemożliwiają więc jakąkolwiek poważniejszą korektę neoliberalnego modelu gospodarki, który doprowadził Zachód do obecnej stagnacji.
zobacz także:
Wszystkie te problemy dostaniemy więc nawet bez TTIP. No chyba że słuszny i kwitnący w Europie (3 mln podpisów pod petycją STOP-TTIP) opór przeciw temu niepotrzebnemu pogłębianiu globalizacji zostanie rozciągnięty również na układ CETA. Kilka krajów (Rumunia, Holandia) zasygnalizowało już swoje zastrzeżenia. Polski rząd do nich jednak nie należy (zresztą podobnie jak w sprawie TTIP). Dowodząc, niestety, bardzo boleśnie, że rząd PiS zdecydowanie woli mówić o obronie polskiej suwerenności. Niż to rzeczywiście robić.
Kilka państw dało już wyraz swoim zastrzeżeniom do CETA. Polska do nich nie należy, zresztą podobnie jak w sprawie TTIP. Dowodzi to bardzo boleśnie, że rząd PiS zdecydowanie woli mówić o obronie polskiej suwerenności, niż to rzeczywiście robić
Krzysiek Mierzejewski (2016-06-03 12:57) Zgłoś naruszenie 161
W końcu bardzo dobry merytoryczny i krytyczny komentarz w tej sprawie.
Odpowiedzsa(2016-06-04 10:09) Zgłoś naruszenie 81
Trudno zrozumieć tych decydentów UE i krajów niektórych UE ,co oni robią w czyim interesie ,bo na pewno nie naszym. Czy im coś obiecano (przez korp skorumpowane info Press USA) ,czy przebija rozum mamona czy nonszalancja ,a nam straty na lata !!!. Ludzie miała być to nowa mądra lepsza zmiana , a tu z tego art. wynika coś innego (TTIP, CETA)!!!.
OdpowiedzNadchodzi CETA....(2016-06-04 12:46) Zgłoś naruszenie 41
Znaczy niechybnie USA Wizy zniesie.....
Odpowiedzx(2016-06-04 15:56) Zgłoś naruszenie 41
Bardzo mądrze napisane.
Odpowiedzobserwator(2016-06-10 08:54) Zgłoś naruszenie 10
Ale suwerenność, kiedy w Polsce obowiązują unijne przepisy.
OdpowiedzEwa Sufin-Jacquemart(2016-06-08 10:17) Zgłoś naruszenie 10
Bardzo dobry artykuł, jest w nim jednak zdanie wymagające doprecyzowania: "Różnica między CETA a TTIP polega na tym, że ten pierwszy został już wynegocjowany (teraz czeka na ratyfikację przez kraje członkowskie)." Czytając, że CETA czeka na ratyfikację przez kraje członkowskie wyobrażamy sobie, że parlamenty krajów członkowskich mają zatwierdzić to porozumienie. A to nic z tych rzeczy. Póki co ma je zatwierdzić Rada Europejska czyli przedstawiciele 28 rządów, a potem Parlament Europejski. Czy będą ratyfikacje przez parlamenty narodowe? Zanosiło się przez dłuższy czas, że tak, ale teraz raczej wygląda na to, że nie, że Komisja sobie poradziła z tym "zagrożeniem" (bo KE stoi w tej kwestii niestety jednoznacznie po stronie korporacji a nie swoich obywateli i robi wszystko, żeby wprowadzić ponad głowami obywateli jak najbardziej "ambitne" porozumienie. Zresztą ma w tym całkowite poparcie większości rządów, w tym rządu polskiego, co widać z kampanii reklamowej pro-TTIP pana Morawieckiego). KE postanowiła, że decyzję czy CETA jest tzw. "porozumieniem mieszanym" (obejmującym kwestie będące w kompetencji UE i kwestie będące w kompetencji państw członkowskich) tzn. wymaga ratyfikacji przez parlamenty krajowe, będzie głosowana na zasadzie jednomyślności. W ten sposób rządy, aby nie narażać się wyborcom mogą spokojnie się wstrzymać od głosu i wystarczy jedna czarna owca, żeby sprawa upadła. I tak się też stało - Włochy zagłosowały przeciw. A więc nie będzie ratyfikacji CETA przez parlamenty narodowe. Wszystko co możemy zrobić, to wywierać presję na nasz rząd, żeby nie zatwierdził umowy CETA w Radzie Europejskiej i na naszych Europsłów, żeby głosowali przeciwko zatwierdzeniu CETA w PE.
OdpowiedzIksiński(2016-06-10 00:06) Zgłoś naruszenie 10
Dobry dowcip: "..neoliberalnego modelu gospodarki, który doprowadził Zachód do obecnej stagnacji". Autorowi coś się chyba pomyliło. Co totalny etatyzm i zamordyzm państwowy, który uniemożliwia funkcjonowanie przedsiębiorcom, ma wspólnego z liberalizmem?!
Odpowiedz