- Raport Parlamentu Europejskiego na temat konsekwencji wprowadzenia TTIP trzeba brać pod uwagę. Jeśli umowa miałaby faktycznie oznaczać wzrost bezrobocia czy spadek konkurencyjności polskich firm to jesteśmy jej przeciwni. Nie będziemy na siłę dążyć do wprowadzenia TTIP w życie – powiedział wiceminister rozwoju Radosław Domagalski. Ale jednocześnie dodał, że umowa ta jest dla Polski ważna w "części handlowej".
Wpływ TTIP na miejsca pracy w Europie / Inne

- Tego typu dane, jak te przywołane przez Parlament Europejski, cechuje duża niepewność, ale oczywiście martwią nas takie sygnały – skomentował informacje o prawdopodobnym wzroście bezrobocia w krajach Unii Europejskiej minister Radosław Domagalski.

Kilka tygodni temu PE opublikował raport, w którym po raz pierwszy wskazano na potencjalne problemy na rynku pracy po wejściu TTIP w życie. Cieszy fakt, że wykorzystano też analizy sceptyczne wobec umowy.

Jeden z wykresów wskazuje, że istnieje możliwość, iż w Niemczech w związku z umową zniknęłoby 400 000 miejsc pracy, we Włoszech ok. 300 000, a po 100 000 w Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii i Polsce (zwolennicy TTIP wskazują, że w miejsce straconych miejsc pojawią się nowe w innych branżach, sceptycy uznają jednak, że określenie relokacja i przesunięcia w zatrudnieniu, to jedynie eufemizm stosowany przez ekonomistów).

Z raportu wynika też, że dodatkowy wzrost gospodarczy może być nieznaczny, a w dodatku kraje UE odczują go w sposób bardzo zróżnicowany. - Analizujemy te dane. Ministerstwo Rozwoju zamówi też bardzo przekrojowe badanie, które przeprowadzi bezstronna międzynarodowa organizacja, by dać nam odpowiedź o realne skutki podpisania porozumienia – zapowiedział Radosław Domagalski.

Minister Domagalski odniósł się też do najnowszych analiz opublikowanych przez Komisję Europejską, z których wynika, że planowany dla Polski wzrost PKB w związku z przyjęciem TTIP może wynieść zaledwie 0,1 proc. To jeszcze mniej niż do tej pory wskazywały organizacje mocno sceptyczne wobec negocjowanej umowy. – W liczbach bezwzględnych wygląda to nieco lepiej – mówił Domagalski, ale przyznał, że Polska, podobnie jak i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej, skorzysta na TTIP najmniej. - Liczymy na to, że strona polska skorzysta na części handlowej TTIP, chociaż te analizy KE nie są optymistyczne – dodał.

- TTIP nie jest jeszcze jednym porozumieniem handlowym, ale porozumieniem prowadzącym do zmiany relacji w handlu i w inwestycjach w obszarze atlantyckim i zadecyduje o losach wielu branż w Europie – stwierdził minister rozwoju. - Jeśli np. nasze rolnictwo czy przemysł chemiczny miałoby na umowie stracić, to nic z tego nie będzie. Okresy przejściowe nie są też idealnym rozwiązaniem, bo one kiedyś się kończą – mówił. Zapewniał też, że nie będzie zgody na rozwiązania, które pogorszą sytuację polskiego przemysłu i pozwolą się umacniać globalnym korporacjom. - Jeśli TTIP ma prowadzić do tego, że duże korporacje staną się jeszcze większe, to jesteśmy temu przeciwni. Już teraz wielkie firmy maja pozycję monopolistów i nie leży to w interesie Polski – zapewnił Domagalski. Dodał też, że polski rząd jest na „tak” dla TTIP, bo chce likwidować bariery w handlu, ale jeśli miałoby to w jakiś zawoalowany sposób prowadzić np. do wprowadzenia GMO to na to zgody nie ma.

Minister zapowiedział, że kwestia TTIP jest priorytetową, ponieważ wejście w życie tego porozumienia zmieni zasady handlu na lata i będzie miało realne konsekwencje dla polskiej gospodarki. - Chcemy likwidować bariery w handlu, bo to dałoby szansę naszym przedsiębiorstwom. Wątpliwości budzi jednak ISDS czyli mechanizm rozstrzygania sporów inwestor przeciwko państwu. Pytany, dlaczego Polska, która już teraz ma w umowach z krajami UE oraz USA mechanizm ISDS, nie wypowiada go, przyznał, że w przypadku BIT-sów (Bilateral Investment Treaty) w umowach z USA jest to kwestia „wrażliwa politycznie” , natomiast BIT-sy w umowach z krajami unijnym prawdopodobnie zostaną zniesione.

Minister rozwoju zwrócił uwagę na fakt, że w wynegocjowanej już umowie CETA pomiędzy Kanadą a UE, klauzula ta zastąpiona została przez sądy inwestycyjne. - Tego typu idea delegowania sądownictwa do bliżej nieznanego zewnętrznego podmiotu także budzi naszą nieufność. Sądy arbitrażowe złożone z wąskiego grona 15 sędziów rodzi ryzyko wykształcenia się jednolitej praktyki, a my mielibyśmy przekazywać swoją suwerenność na rzecz tego typu organu. Jesteśmy przychylni co do zasady wejściu w życie CET-y, ale wobec powyższego, jak dotąd żadnych wiążących decyzji w tej sprawie nie podjęliśmy. Cały czas czekamy też na stanowisko KE, która określi charakter tej umowy – podsumował Domagalski.