Czerwień zalała parkiety. Przyczyny spadków są dwie: słabnąca gospodarka Państwa Środka i Volkswagen.
Jak w tym półroczu zmieniały się europejskie indeksy / Dziennik Gazeta Prawna
Wczoraj spadki dosięgły giełdowych parkietów pod wszystkimi szerokościami geograficznymi. Nad ranem naszego czasu czerwono było w Azji, a tamtejsze przeceny były kontynuacją poniedziałkowych spadków na rynkach w Ameryce. Kluczowy indeks na tym kontynencie, czyli nowojorski S&P 500, zakończył sesję, tracąc na wartości aż 2,5 proc., co oznaczało bardzo poważne osłabienie. Nie lepiej miały się zresztą tego dnia i giełdy europejskie.
Nic więc dziwnego, że zarówno japoński Nikkei 225, jak i wskaźnik chińskiej giełdy w Szanghaju znalazły się na sporych minusach. Pierwszy spadł o ponad 4 proc. poniżej 17 tys. pkt i znalazł się tym samym na poziomie, na jakim był na początku roku, drugiemu zaś ubyło ponad 2 proc.
Także najważniejsze giełdy na Starym Kontynencie zaczęły wczorajszy dzień na czerwono. Nasz rodzimy WIG stracił na otwarciu 1 proc., włoski FTSE MIB – 1,1 proc., hiszpański IBEX35 – ponad 1,2 proc., zaś niemiecki DAX – około 1,45 proc. Jeszcze przed południem wskaźniki zdołały się wspiąć ponad poziom poniedziałkowego zamknięcia, jednak wciąż nie było jasne, na ile wystarczy im sił. Ostatecznie, po wahaniach w okolicy ostatniego kursu z poprzedniego dnia, część indeksów zatrzymała się na niewielkich plusach (WIG o 0,05 proc., DAX 0,14 proc., IBEX35 0,24 proc.), a inne na małych minusach (FTSE MIB spadł o 0,16 proc., a CAC40 – o 0,2 proc.).
Jak wyjaśniają analitycy, są dwa zasadnicze powody tych spadków. Widać, że Chińczycy trzymają się coraz słabiej, a analitycy ostrzegają, że konsekwencją kłopotów drugiej co do wielkości ekonomii świata może być nawet globalna recesja. Ostatnie statystyki dotyczące zyskowności firm Państwa Środka pokazują, że zarobek chińskich przedsiębiorstw był w sierpniu o prawie 9 proc. mniejszy niż rok wcześniej. Wskaźnik ten spadał już trzeci raz z rzędu. Tak źle nie było jeszcze nigdy, od kiedy Chiny podają ten współczynnik, czyli od prawie czterech lat.
Skutkiem spowolnienia za chińskim murem są taniejące coraz bardziej surowce, co rzutuje na kursy największych spółek z tego sektora na całym świecie.
Na naszym europejskim podwórku głównym powodem do zmartwień jest wciąż Volkswagen i rozlewająca się coraz szerzej afera z fałszowaniem testów emisji spalin. Giełdowy kurs koncernu z Wolfsburga znalazł się już na poziomie, na jakim nie był od października 2010 r.! Tylko od połowy września do teraz akcje spółki potaniały o blisko 42,5 proc. Nic więc dziwnego, że Volkswagen ciągnie w dół cały niemiecki rynek giełdowy. Od połowy roku indeks DAX spadł już o prawie 13,4 proc. Była to największa przecena w tym czasie na naszym kontynencie, choć niemiecka giełda pociągnęła w dół również inne europejskie rynki, które obecnie podążają w tym samym kierunku co Frankfurt. Spadki wskaźników giełd w Madrycie czy w Paryżu wyniosły odpowiednio 12,7 proc. i ponad 9 proc.
Warto przy tym zwrócić uwagę, że nasz WIG, choć w sierpniu był wyraźnie słabszy niż wymienione wyżej indeksy, w ostatnich tygodniach zachowywał się znacznie lepiej od nich i w efekcie jego spadek w tym okresie zamknął się liczbą 7,7 proc.
Zaczyna się już mówić, że sytuacja panująca na europejskich giełdach, zwłaszcza na niemieckiej, może zmusić Europejski Bank Centralny do stymulowania gospodarki.
Choć spadamy teraz wolniej niż Zachód, nie ma powodów do wielkiej radości. Kapitał odpływa z naszego rynku już kolejny miesiąc, a podmiotami, które cierpią na tym najbardziej, są największe spółki, z KGHM na czele. Obecna wycena miedziowego koncernu jest już o ponad 28 proc. niższa niż w połowie roku. Trudno o lepszy przykład skutków słabnięcia chińskiej gospodarki dla sektora surowcowego.
Również akcjonariusze polskich koncernów energetycznych nie mają powodów do radości. Na kondycję PGE, Tauronu oraz Energi istotny wpływ ma niewyjaśniona wciąż sytuacja w naszym górnictwie węgla kamiennego. Wiadomo, że sektorowi energetycznemu udało się uciec od ewentualności udziału w ratowaniu kopalń, ale alternatywny wariant okazał się nie do zrealizowania z powodu ryzyka uznania przez Komisję Europejską za niedozwoloną pomoc publiczną. Nie można w tej sytuacji wykluczyć, że rząd przymuszony okolicznościami wróci do rozważanego poprzednio wariantu i mocniej naciśnie na zarządy energetycznych firm, aby wyłożyły pieniądze na górnictwo. To nie byłby dla nich scenariusz optymistyczny, co doskonale rozumieją inwestorzy. Z kolei wizja wprowadzenia po wyborach parlamentarnych nowego podatku bankowego odbija się na wycenach instytucji finansowych.