Zgodnie z danymi podawanymi przez międzynarodowe instytucje (MFW, Deutsche Bank, Fitch Ratings) cena baryłki ropy wyrażona w dolarach amerykańskich, potrzebna do zrównoważenia tegorocznego budżetu, to ok. 185 w Libii, 130 w Iranie i Algierii, 120 w Nigerii, 115 w Wenezueli, 110 w Arabii Saudyjskiej, 100 w Iraku i Rosji. Przy obecnej cenie baryłki w granicach 60 dol. oznacza to automatycznie poważne problemy w każdym z tych krajów. Szanse na wyraźny wzrost cen są przy tym niewielkie – zgromadzone zapasy ropy i jej aktualna produkcja są dzisiaj większe niż kiedykolwiek w historii. A po zniesieniu sankcji nałożonych na Iran cena może spaść.

W przypadku krajów niestabilnych politycznie bądź wręcz znajdujących się w stanie wojny obecna sytuacja oznacza problemy wykraczające zapewne daleko poza ich granice. Weźmy Irak. Politycy w tym kraju mówią bez ogródek, że kraj walczy na dwóch frontach – militarnie z Państwem Islamskim i ekonomicznie z niedoborem dochodów ze sprzedaży ropy. Choć w istocie jest to walka na jednym froncie – ISIS zajmuje ponad jedną trzecią powierzchni kraju, a walka z nim pochłania ponad 25 proc. wydatków budżetowych. Niskie ceny ropy osłabiają jednak też ISIS, który wydobywa ropę z odwiertów istniejących na zdobytych terenach i sprzedaje ją poniżej cen światowych na czarnym rynku za, jak się szacuje, 3 mln dol. dziennie. Inny groźny dla świata przykład to Nigeria. Eksport ropy stanowi 70 proc. wpływów budżetowych tej największej gospodarki Afryki, co w połączeniu z dramatycznymi problemami związanymi z działalnością Boko Haram w zdominowanej przez muzułmanów północnej części kraju i trwałą niestabilnością polityczną tego kraju jest zwiastunem kłopotów o międzynarodowym zasięgu.
Nas najbardziej interesuje sytuacja w Rosji. To, że niska cena surowców energetycznych jest dla Rosji problemem, jest oczywiste, rzeczywistą powagę sytuacji zrozumiemy jednak dopiero po uświadomieniu sobie skali tego problemu. Spadek ceny ropy o jeden dolar obniża dochody Rosji o 2 mld dol. – Bank Światowy szacuje, że tylko bezpośrednio z tego powodu rosyjski PKB w bieżącym roku będzie niższy o prawie 1 proc., nie licząc strat ponoszonych pośrednio. Oznacza to bolesną recesję. Rosja nie zamierza przy tym ograniczać produkcji ropy w celu stymulowania wzrostu jej ceny, bojąc się utraty rynków zbytu na rzecz innych eksporterów. W obecnej sytuacji na Ukrainie trudno także przewidywać ograniczenie gospodarczych sankcji Zachodu wobec Rosji, co łącznie rokuje fatalnie dla gospodarczej, ale także politycznej sytuacji w tym kraju.
Jakie więc są globalne konsekwencje utrzymujących się niskich cen ropy? Po pierwsze kłopoty budżetowe krajów uzależnionych od eksportu ropy – największe problemy tego typu mieć będą Rosja, Wenezuela i Iran, państwa niemogące liczyć na znaczącą pomoc międzynarodową. Po drugie, niskie ceny ropy niosą groźbę deflacyjną, co jest dzisiaj zmartwieniem wielu banków centralnych. Po trzecie, cierpieć będą firmy eksploatujące i poszukujące ropy oraz inwestorzy, którzy tylko w ostatnich pięciu latach wpompowali w przemysł petrochemiczny niebotyczną kwotę prawie 1,5 bln dol. i przy dzisiejszej cenie ropy muszą się liczyć ze stratą co najmniej jednej trzeciej tej sumy. Po czwarte wreszcie, obecna sytuacja nie ułatwia działań na rzecz ograniczania emisji gazów cieplarnianych – ludzie więcej jeżdżą samochodami, fabryki nie oszczędzają energii, promocja energetyki odnawialnej jest znacznie trudniejsza.
Oczywiście są także korzyści wynikające z niskich cen energii, do których przede wszystkim zaliczyć należy potanienie energochłonnej produkcji, stymulowanie konsumpcji oraz ograniczanie powszechnych w różnych państwach subsydiów paliwowych, prowadzące do stopniowej deregulacji rynków energetycznych. W tej ostatniej sprawie przykładem mogą być Indie, które wykorzystują sytuację do konsekwentnego redukowania subsydiów paliwowych wynoszących do niedawna 22 mld dol. i zapowiadają całkowitą deregulację cen, jeśli tylko obecny trend będzie się utrzymywać. Krótko mówiąc, będą tacy, co zyskają, i tacy, co stracą – z pewnością także w Polsce warto myśleć o dalekosiężnych konsekwencjach zachodzących zmian, zarówno gospodarczych, jak i politycznych.