Problemy mają najwięksi ukraińscy producenci. Firmie Roshen zakazano eksprtu do Rosji swoich słodyczy. Z kolei eksporterzy owoców i warzyw, producenci alkoholi, produktów mlecznych, a nawet metalurgiczni giganci, jak Metinwest należący do zbliżonego do Partii Regionów najbogatszego Ukraińca Rinata Achmetowa, skarżą się, że ich produkcja jest wyjątkowo dokładnie sprawdzana na granicy. Kontroli podlegają nie tylko dokumenty, ale także sam towar, który często musi być wyładowany, przejrzany, a potem załadowany. Z kolei certyfikaty produkcji wysyłane są do Moskwy na dodatkową kontrolę, która może zająć 2 miesiące. Rosjanie twierdzą, że wynika to stąd, iż Ukraina nie jest członkiem Sojuszu Celnego Rosji, Białorusi i Kazachstanu.
Ukraińcy już liczą straty. Są one szczególnie wysokie w przypadku produktów spożywczych, które szybko się psują. Według rolniczego portalu APK-Inform, straty w tym sezonie mogą sięgać 30 milionów dolarów. Rosja jest bowiem głównym odbiorcą ukraińskiego eksportu produktów rolnych.
Ukraińska władza milczy, choć rosyjska cicha wojna dotyka głównie oligarchów związanych z rządzącą Partią Regionów. Opozycja z kolei zauważa, że Moskwa prowadzi takie działania, ponieważ zbliża się ewentualny termin podpisania w listopadzie umowy stowarzyszeniowej Ukrainy i Unii Europejskiej. Zdaniem oponentów władz, rządzący powinni rozwiązać spory poprzez Światową Organizację Handlu.
Ukraiński premier Mykoła Azarow przekonuje, że nie można mówić o wojnie handlowej Moskwy z Kijowem. Jego zdaniem, za kłopoty ukraińskich eksporterów odpowiada nie Rosja, lecz Sojusz Celny tego państwa, Białorusi i Kazachstanu. Mykoła Azarow przyznał, że są pewne kłopoty, ale wynikają one w związku z „tworzeniem struktur i formalizacją” Sojuszu Celnego. Jego zdaniem, istniejące trudności powinny skłonić Ukrainę do ściślejszej współpracy z tą organizacją, aby uzgodnić kwestie techniczne i procedury celne.