Cywilizowany kraj? To taki, który może pochwalić się niezależnym bankiem centralnym – powiedzieliby ekonomiści. Niezależny bank to zaś taki, który nie poddaje się wpływowi rządu. Za najbardziej cywilizowany kraj uchodzą Niemcy, gdzie Bundesbank jest niemal świętością. Wszyscy inni z lepszym albo gorszym skutkiem próbują Niemcom dorównać.
Cywilizowany kraj? To taki, który może pochwalić się niezależnym bankiem centralnym – powiedzieliby ekonomiści. Niezależny bank to zaś taki, który nie poddaje się wpływowi rządu. Za najbardziej cywilizowany kraj uchodzą Niemcy, gdzie Bundesbank jest niemal świętością. Wszyscy inni z lepszym albo gorszym skutkiem próbują Niemcom dorównać.
Nie oznacza to oczywiście, że co pewien czas rząd (jakiegokolwiek kraju) nie ma pokusy, żeby bankowi centralnemu przynajmniej doradzić, jaką politykę powinien prowadzić. Te sugestie zwykle sprowadzają się do tego, żeby bank myślał nie tylko o inflacji, lecz także o wzroście gospodarczym, a temu ostatniemu, jak wiadomo, sprzyjają raczej niskie, a nie wysokie stopy procentowe. Czasem politykom przychodzi do głowy bardziej radykalna ingerencja – zwykle polega ona na takiej modyfikacji ustaw, by uczynić bank bardziej spolegliwym. Nie jest to jednak dobrze widziane np. przez takie organizacje międzynarodowe, jak MFW czy Bank Światowy, z których zdaniem każdy (a szczególnie taki, którego sytuacja nie jest najlepsza) kraj musi się liczyć.
Ale jest jedna okazja, gdy politycy ingerują w działalność banku centralnego i nawet MFW nie może mieć żadnych pretensji: to wybór jego szefa.
Taką okazję mają właśnie (albo mieli zupełnie niedawno) politycy sporej liczby państw. Zupełnie różnych. Mamy takie właściwie pozbawione kontrowersji wybory, jak w Wielkiej Brytanii czy Kanadzie (pomijając to, że Kanadyjczyk, który był tamtejszym gubernatorem banku, teraz będzie kierował Bankiem Anglii; żeby nie było żadnych wątpliwości co do możliwości odwrotnego transferu Kanadyjczycy zdecydowali, że u nich gubernatorem nie może być obcokrajowiec).
Ale nieco bliżej Warszawy i już robi się goręcej. Nowego szefa banku centralnego szukają Węgrzy. I tam jest już pewne zamieszanie. Kontrowersje budzi zwłaszcza to, że w gronie kandydatów wymieniany jest twórca polityki gospodarczej premiera Orbana. Jak piszą agencje: „polityki nieortodoksyjnej, a czasami nawet nieprzewidywalnej”.
Albo kraj jeszcze nam bliższy – Ukraina. W minionym tygodniu na szefa banku centralnego został wybrany dotychczasowy wiceprezes. Słabe strony? Jako wiceprezes nadzorował rezerwy walutowe, które w minionym roku zmniejszyły się o niemal jedną czwartą, a w dodatku – co wspomniano również w polskiej prasie – jego ojciec jest ważną figurą w rosyjskim, a więc z założenia mało przyjaznym Ukrainie, Gazpromie.
A to tylko kilka przykładów. Nowego gubernatora banku centralnego wybrano właśnie w Egipcie. Trzeba będzie poszukać nowego szefa banku centralnego Ekwadoru (poprzedni zrezygnował niespełna miesiąc temu). Ciekawie będzie w kwietniu, gdy kończy się kadencja szefa Banku Japonii (wybrany niedawno premier, który rusza z programem stymulowania gospodarki, oficjalnie zwrócił się o podniesienie celu inflacyjnego).
Jak widać, przykładów na rządową ingerencję w bankach centralnych nie brakuje.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama