Autostrady zmieniły życie Włochów i Niemców. Nas też czeka rewolucja. Polacy od początku przeczuwali, że autostrada oznacza rewolucję. Gdy w 1924 r. Włosi zbudowali pierwszą na świecie bezkolizyjną drogę szybkiego ruchu między Mediolanem a jeziorem Verese na przedgórzu Alp, w Polsce pomysł tak bardzo się spodobał, że włoska nazwa od razu przyjęła się w naszym języku.
Ale od platonicznego uwielbienia do korzystania z autostrad droga bardzo długa. Zmęczeni upałami latem i pragnący jeździć zimą na nartach mediolańczycy już od czterech pokoleń mogą pokonać 85-kilometrową trasę w mniej niż godzinę. U nas dopiero teraz autostrady stają się częścią stylu życia.
Reklama
Jak autostrady zmienią nasze życie?
Przede wszystkim stanie się ono bezpieczniejsze. Statystyki pokazują, że nazwa „drogi bezkolizyjne” rzeczywiście przekłada się na rzeczywistość, bo zdarza się na nich trzykrotnie mniej wypadków śmiertelnych w przeliczeniu na taką samą liczbę samochodów niż na zwykłych trasach. Polska ma tu szczególnie dużo do zyskania. Nasze drogi należą do najbardziej niebezpiecznych w Europie. Każdego roku ginie na nich prawie 5 tys. osób. Gdyby w Polsce od 20 lat istniały autostrady, udałoby się uratować przed śmiercią nawet 70 tys. osób. To więcej niż Amerykanie stracili żołnierzy w Wietnamie.
Wypadki to oprócz dramatu bliskich także straty dla państwa. – Każda śmiertelna ofiara kosztuje nas milion złotych. Takie są obciążenia z tytułu przerwanej pracy, niezapłaconych podatków, rozbitej rodziny – podaje Adrian Furgalski, szef Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Fundacja Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR) obliczyła, że z powodu braku nowoczesnej sieci dróg Polska straciła od 1989 r. 90 mld zł dochodu narodowego. Z inwestowania w naszym kraju zrezygnowało wiele zachodnich koncernów, miliardy godzin stania w korkach zmarnowali polscy kierowcy, bez pracy pozostały setki tysięcy mieszkańców miast, którzy nie mogli dogodnie dojechać tam, gdzie czekało na nich zajęcie. Litrów niepotrzebnie spalonego paliwa nikt nie przeliczył. Wiadomo, że jadąc autostradą 100 – 120 km/h, zużywa się go o kilkanaście procent mniej, niż pokonując taki sam odcinek zwykłą drogą.
Sieć bezkolizyjnych dróg zmienia geografię gospodarczą kraju. Regiony do tej pory niedostępne i pogrążone w biedzie teraz stają się centrum boomu inwestycyjnego. Ziemia w okolicy Strykowa osiąga niebotyczne ceny, bo wkrótce będą się tu krzyżowały autostrady A2 z Berlina do Moskwy i A1 z Gdańska na południe Europy. Teraz powstają tu jedne z największych centrów logistycznych na kontynencie, a w sąsiedniej, pozostającej przez lata w letargu Łodzi – zakłady produkcyjne zachodnich koncernów. Jednym z nich jest Europoles – światowy lider w produkcji słupów, który przy A2 zbudował swoją najnowocześniejszą fabrykę w Europie. Z kolei województwo lubuskie, do niedawna biegun bezrobocia, nagle staje się wymarzoną trampoliną do ekspansji na rynek Niemiec. Już w przyszłym roku dzięki autostradzie A2 będzie stąd można dotrzeć w pół godziny do Berlina, płacąc jednocześnie miejscowym pracownikom wielokrotnie niższe stawki.
Czytaj pełną treść artykułu w e-wydaniu Dziennika Gazety Prawnej
Pełną wersję artykułu znajdziesz w eDGP Zamów eDGP
Komentarze(4)
Pokaż:
Wygląda więc na to, że mamy od lat idiotów w rządzie, którzy twonią pieniądze na doraźne cele miast inwestycji długofalowych...
No ale to wszyscy wiemy.
Więc po co poszliście do wyborów ?
Przecież i tak wybieraliście tych samych, co zawsze... Tylko w innych barwach.
Więc nie spodziewajcie się zmian. Chyba, że na gorsze.
Bo polscy przedsiębiorcy za długo już nie pociągną gospodarki trzebionej politycznie.
Nie trzeba byc fachowcem w dziedzinie politologii, aby wiedziec, ze w nadzym rzadzie i na wysokich stanowiskach sa idioci. Wiekszosc (nie wszystkie) wysokich stanowisk obsadzana jest po politycznej linii, a wogole nie wazne sa kompetencje (znam przynajmniej 10 takich).
Dlatego tez drogi, sa na pewno kluczem do dalszego rozwoju.