- Racjonalnie myślący przedsiębiorca, jeśli widzi, że w perspektywie najbliższego półrocza gospodarka nie ruszy, dochodzi do wniosku, że lepiej dla niego i dla firmy byłoby wszystkich zwolnić. Taka jest brutalna prawda - mówi Tomasz Starus, członek zarządu do spraw oceny ryzyka w firmie ubezpieczeniowej Euler Hermes.
Czy rosnące zatory płatnicze to już problem?
Wielu klientów zwraca się z prośbą, aby wydłużyć terminy płatności albo żeby opóźnić zlecenia windykacji należności od ich odbiorców. Rozumieją, że oni opóźniają się z płatnościami, bo sami nie dostają pieniędzy, a jednak utrzymanie relacji jest ważne. Są jednak dziś trzy kategorie firm, które opóźniają płatności. Pierwsza to takie, które nie płacą, bo i tak by nie zapłaciły. Mamy do czynienia z sytuacjami, gdy ktoś ze względu na epidemię prosi nas o odroczenie płatności, której termin przypadał na początek stycznia. Co jest oczywistą bzdurą, bo w styczniu koronawirus nie był jeszcze problemem w Polsce. Druga grupa to tacy, którzy już utracili płynność, czyli przede wszystkim firmy usługowe, które zostały wyłączone z powodu stanu epidemicznego. Nie mają przychodów, a jeszcze muszą oddawać zaliczki pobrane na poczet usług, których nie wykonają. Oni proszą o odroczenie licząc na to, że problem minie szybko i odzyskają płynność, by w niedalekiej przyszłości uregulować należność.