Przedstawiciele niemieckich środowisk gospodarczych z uznaniem mówili o „niesamowitym wzroście” naszej gospodarki, swoich planach na rozwój współpracy i… niedocenianiu naszego kraju przez niemieckich polityków.
Wysocy przedstawiciele izb handlowych, organizacji biznesowych i niemieckich firm, które działają na polskim rynku na zaproszenie Wschodnioeuropejskiego Stowarzyszenia Gospodarki Niemieckiej w Berlinie (OAOEV), podzielili się swoimi spostrzeżeniami na temat niemieckiej aktywności w Polsce. Organizatorzy spotkania zgodzili się na przedstawienie przebiegu debaty, ale bez podawania nazwisk i afiliacji jej uczestników.
Przeskoczenie w tym roku przez Polskę Wielkiej Brytanii i uzyskanie szóstej pozycji na liście najważniejszych partnerów handlowych Niemiec usunęło psychologiczną barierę, która tradycyjnie różnicowała partnerów RFN na tych ważniejszych z Zachodu i mniej ważnych – ze Wschodu. – Sumując wyniki Polski i Węgier, otrzymujemy rezultat lepszy od Francji – podkreślał jeden z uczestników debaty. W 2018 r. niemiecka wymiana handlowa z czwartą na liście partnerów handlowych Francją sięgnęła 170,5 mld euro, z Polską 118,6 mld, a z Węgrami 53,9 mld euro.
Ile inwestują u nas nasi zachodni sąsiedzi / DGP
– Gospodarcze znaczenie Polski zbyt słabo się w Niemczech komunikuje – twierdził kolejny rozmówca, zwracając uwagę, że główni politycy RFN są zapatrzeni we Francję lub w Wielką Brytanię, nie biorąc pod uwagę dzisiejszej roli Polski.
Mówiąc o rosnącym znaczeniu wzajemnych relacji, eksperci wskazywali na ogromny wzrost niemieckich inwestycji bezpośrednich na terenie Polski w ostatnich trzech dekadach. Gdy w 1989 r. było to tylko 5 mln euro, to w 2017 r. zainwestowano już niemal 33 mld euro. Z tegorocznych badań przeprowadzonych przez Polsko-Niemiecką Izbę Przemysłowo-Handlową wynika, że 54,4 proc. przedsiębiorstw z niemieckim kapitałem uważa swoją sytuację za dobrą, a kolejne 37,7 proc. za satysfakcjonującą. Aż 95,6 proc. z tych firm planuje dalsze inwestycje. Niemiecki biznes lokuje w Polsce 15 proc. z całości swojej działalności inwestycyjnej w UE.
Perspektywy na przyszłość nie wyglądają już jednak w ocenie ekspertów tak hurraoptymistycznie, jak analiza dotychczasowych wyników. Uczestnicy debaty wskazywali na trzy główne czynniki, od których zależy dalszy wzrost w Polsce: przyszły budżet unijny, sytuacja na rynku pracy i światowa koniunktura. Kurczące się zasoby osobowe to problem wielokrotnie podkreślany przez uczestników dyskusji. Niemieccy przedsiębiorcy z uwagą obserwują, na ile rządowi w Warszawie uda się stymulować dalszy przypływ pracowników z Ukrainy i państw azjatyckich oraz na ile skutecznie prowadzone będą działania mające ściągnąć do kraju Polaków, którzy po wejściu naszego kraju do Unii Europejskiej masowo rozjechali się po bogatszych krajach Wspólnoty.
Przedstawiciel jednego z wielkich koncernów działających na terenie Polski komplementował wykształcenie i rosnące kwalifikacje tutejszych pracowników. Polacy coraz częściej zasilają działy badawcze i technologiczne jego firmy. Jednocześnie podkreślał jednak, że znajdowanie nowych pracowników jest coraz trudniejsze.
Niemiecki biznes z równie dużą uwagą obserwuje, na ile konsekwentnie rząd Prawa i Sprawiedliwości będzie egzekwować wyborczą obietnicę podniesienia płacy minimalnej. 4 tys. zł brutto obiecane przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego na koniec kadencji to niemal 1 tys. euro. Różnica pomiędzy polskimi a niemieckimi wypłatami nadal byłaby znaczna, bo płaca minimalna w Niemczech już dziś wynosi ok. 1,5 tys. euro brutto, ale znacznie zmniejszyłaby się różnica, która nadal jest znaczącą motywacją do inwestowania w Polsce.
Problemy ze znalezieniem pracowników nad Wisłą to dla niemieckiego biznesu również szansa na osiągnięcie znacznych zysków.
– Polska będzie masowo stawiać na automatyzację procesów produkcyjnych. Będzie więc też rosło zapotrzebowanie na niemieckie maszyny – stwierdził jeden z uczestników debaty.
Niemcy z 338 robotami na 10 tys. pracowników to najmocniej zautomatyzowana gospodarka na świecie po Korei Południowej i Singapurze. Polska z 42 robotami lokuje się w tej stawce daleko poza czołówką. Producenci z RFN będą próbować wykorzystać tę lukę.
Niemieccy obserwatorzy działań polskiego rządu mających na celu wsparcie gospodarki wskazują na duży rozjazd pomiędzy słowami a faktycznymi działaniami. Podczas rozmów padło wiele przykładów hucznie ogłaszanych projektów, które do dziś pozostają jedynie na papierze, m.in. produkcja polskiego e-auta, plan Morawieckiego, plany Warszawy dołączenia do unijnego konsorcjum na rzecz baterii do pojazdów elektrycznych. – Te pomysły wskazują jednak na polskie ambicje i zupełnie inne podejście niż jeszcze 10, 15 lat temu, kiedy chodziło głównie o to, żeby bezrobocie było jak najmniejsze – ocenił jeden z debatujących.
– Jeśli my osiągamy sukcesy, to kraje Europy Środkowej mogą liczyć na jeszcze większy sukces – twierdzi jeden z uczestników. Problem, z którego doskonale zdają sobie też sprawę przedstawiciele niemieckich izb handlowych, polega na tym, że obecne spowolnienie w RFN może przerodzić się w długo trwałą recesję gospodarczego giganta. – Polska jest od Niemiec uzależniona – brzmiał jeden z głosów wskazujący zarówno na pozytywne, jak i negatywne strony tej sytuacji.

Co szósta złotówka inwestycji, co piąta dochodu

Niemcy odpowiadają za niemal jedną szóstą ogólnej kwoty bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce – wynika z danych Narodowego Banku Polskiego. W końcu ub.r. podmioty zza naszej zachodniej granicy miały u nas ulokowane w ten sposób 150 mld zł.

Większą wartością inwestycji mogą pochwalić się tylko Holendrzy. Ich pozycja jest jednak zbudowana na korzystnych rozwiązaniach podatkowych. Gdyby wziąć poprawkę na te niuanse, Niemcy jako inwestorzy bezpośredni w Polsce wyszliby na zdecydowane prowadzenie. Według NBP w 2018 r. zainwestowali u nas 6,7 mld zł. To trochę więcej niż jedna ósma ogólnej wartości transakcji z tytułu inwestycji bezpośrednich w naszym kraju. Udział ten byłby mniejszy, gdyby nie to, że niektóre kraje zamiast inwestować, wycofywały kapitał z naszego kraju. Największe „dezinwestycje” miały na koncie Hiszpania (7,2 mld zł) i Szwecja (2,5 mld zł).

Również niemieccy inwestorzy wychodzą z naszego kraju lub znacząco ograniczają działalność. Najbardziej spektakularne ostatnio przypadki dotyczą sektora finansowego. W ub.r. Deutsche Bank sprzedał hiszpańskiemu Santanderowi większą część swojej działalności w Polsce (pozostały mu kredyty walutowe i obsługa największych firm). Kilka tygodni temu Commerzbank zapowiedział sprzedaż udziałów w mBanku.

Na Niemcy przypadła w ub.r. co piąta złotówka dochodu wypracowanego w Polsce przez zagranicznych inwestorów bezpośrednich. Większość zysku spółek córek niemieckich firm pozostała jednak w kraju. W ostatnich sześciu latach tzw. reinwestowane zyski powiększyły wartość niemieckich inwestycji w Polsce o niemal 50 mld zł.