Projekt planu wydatków państwa na 2020 r. ma być jednym z atutów PiS w kampanii wyborczej.
Pierwszy raz po 1989 r. rząd pokazał budżet bez deficytu. Dochody i wydatki będą identyczne – wyniosą 429,5 mld zł. To ma dowieść, że wbrew krytykom PiS świetnie sobie radzi w sprawach gospodarczych. – To budżet bardzo rozsądnie skonstruowany, zwracam uwagę na zmniejszanie kosztów administracyjnych. Zadanie zmniejszania biurokracji postawiliśmy sobie od samego początku – mówił wczoraj premier Mateusz Morawiecki. Faktycznie, limity wielu resortów zostały nie tylko zamrożone, ale zmniejszone. Rosną za to wydatki na cele społeczne wynikające z piątki Kaczyńskiego czy na obronność. – Z wizerunkowego punktu widzenia rząd chce mieć zbilansowany budżet, żeby na koniec kadencji i po dużym obciążeniu finansów publicznych nowymi wydatkami pokazać sukces, który nie udał się nikomu przez ostatnie 30 lat. Marketingowo zostało to rozegrane bardzo sprytnie – mówi główny ekonomista Credit Agricole Jakub Borowski. Choć zdaniem politologa Antoniego Dudka raczej nie ma mowy o bezpośrednim przełożeniu na głosy wyborców. – Dla zwykłego człowieka problem budżetu jest tak złożoną materią, że mało kto rozumie, o co chodzi. To nie napędzi nowych głosów, ale ma zamknąć usta krytykom nadmiernych wydatków na cele konsumpcyjne. To ma powiedzieć takim niedowiarkom jak ja, mylisz się – mówi Antoni Dudek.
Chociaż dochody z VAT resort finansów zaplanował na imponującym poziomie ponad 200 mld zł, to zdaniem ekonomistów plan ten opiera się głównie na kolejnym roku bardzo istotnego uszczelnienia tego podatku. – Jeśli przewidywane wykonanie VAT w tym roku to 186 mld zł, do tego założymy wzrost nominalny bazy podatkowej o 4 proc., to aby plan się spiął, 8 mld zł musi pochodzić z uszczelnienia. Moim zdaniem nie uda się tego osiągnąć, a wpływy z VAT będą o kilka miliardów niższe i to jeśli zmaterializuje się zakładany przez MF wariant łagodnego spowolnienia – mówi DGP Jakub Borowski. Projekt oparto na założeniach, że PKB zwiększy się o 3,7 proc., a inflacja średniorocznie wyniesie 2,5 proc. Na tle prognozowanego wzrostu realnie nie wygląda też wzrost wpływów z podatku dochodowego od firm. Te mają zwiększyć się o ok. 6 mld zł do 41,8 mld zł. – To kilkukrotnie przekracza spodziewane wzrosty zysków spółek, a te w warunkach spodziewanego spowolnienia będą rosły wolniej. Rząd musi więc planować jakieś spektakularne uszczelnienie, ale szczegółów na razie nie znamy – podkreśla Borowski.
DGP
Z pewnością nie byłoby zrównoważonego budżetu, gdyby nie jednorazowe dodatkowe dochody. W sumie w przyszłym roku mają one dać ponad 17 mld zł. Najważniejsze to wpływy z opłaty przekształceniowej, którą budżet zainkasuje z zamiany aktywów OFE w aktywa indywidualnych kont emerytalnych. Dochody z tego tytułu zostaną podzielone na dwie raty, przyszłoroczna to 9,7 mld zł. Kolejne prawie 4,3 mld zł ma dać sprzedaż praw do emisji CO2. Na handel przeznaczono 44,12 mln uprawnień. Ale kolejne prawie 25 mln to uprawnienia niewykorzystane z lat 2013–2019, które też mogą trafić na aukcje. W takim wariancie budżetu mógłby – łącznie – zainkasować niemal 6,7 mld zł. Trzecie ważne źródło jednorazowych wpływów to dochód z rozdysponowania kolejnych częstotliwość LTE. W wariancie minimalnym dałoby to ok. 3,5 mld zł.
Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium, mówi, że tak duże uzależnienie wyniku budżetu od tzw. one-offów może oznaczać, że zrównoważenie nie będzie trwałym zjawiskiem. – Tych jednorazowych dochodów zabraknie w kolejnych latach, do tego będziemy mieli spowolnienie gospodarcze, co dodatkowo może negatywnie oddziaływać na wpływy, a wydatki, w dużej mierze sztywne, zostaną. Nie zauważyłem, żeby premier, prezentując projekt budżetu, mówił, że brak deficytu będzie trwały. Nie przywiązywałbym się to tego – mówi Grzegorz Maliszewski. I dodaje, że zbilansowanie dochodów i wydatków państwowej kasy co do zasady jest pozytywnym zjawiskiem – o ile następuje w wyniku strukturalnego wzrostu dochodów lub ograniczenia wydatków.
– Warto wziąć pod uwagę, w jakiej fazie cyklu politycznego jest przyjmowany projekt. Całkiem możliwe, że po wyborach jeszcze się on zmieni, co wcale nie będzie oznaczało jakiegoś istotnego pogorszenia sytuacji fiskalnej. Nawet pojawienie się kilku-, kilkunastomiliardowego deficytu nie będzie miało wpływu na wiarygodność budżetu – uważa Maliszewski.
W podobnym tonie wypowiada się Jakub Borowski. Jego zdaniem na koniec 2020 r. budżet państwa będzie wyglądał inaczej, a zbilansowane dochody i wydatki zamienią się w kilka miliardów złotych deficytu.
– Ale to jest bez większego znaczenia z ekonomicznego punktu widzenia. Warto też pamiętać, że bez jednorazowych wpływów projekt zawierałby oczywiście deficyt. Głównym powodem tego, że rządowi udało się zasypać dziurę budżetową jest to, że działa reguła wydatkowa – uważa ekonomista Credit Agricole.