Wydatki na nowe projekty w największych firmach i samorządach rosną. Ale to za mało, by świętować inwestycyjny boom.
Od ubiegłego tygodnia, kiedy to GUS poinformował o zaskakującym 5,1-proc. wzroście gospodarczym w III kwartale, ekonomiści spekulują, co mogło być przyczyną tej pozytywnej niespodzianki. Posiłkują się kolejnymi informacjami z gospodarki.
Jeszcze we wtorek Ministerstwo Finansów opublikowało dane o wykonaniu budżetu w samorządach. Wynika z nich, że po trzech kwartałach wydatki na inwestycje JST przekroczyły 25 mld zł i były wyższe o niemal 80 proc. w porównaniu do stanu sprzed roku. W samym III kwartale wyniosły prawie 13,9 mld zł, czyli o ponad 70 proc. więcej niż rok wcześniej.
Wczoraj eksperci dostali kolejną porcję informacji do analizowania, tym razem o wynikach dużych przedsiębiorstw po trzech kwartałach. Pierwsze spostrzeżenie: nakłady inwestycyjne w tych firmach poniesione w ciągu dziewięciu miesięcy były o 12,4 proc. wyższe niż przed rokiem. Ekonomiści mBanku na tej podstawie policzyli dynamikę dla samego III kwartału – i wyszło im, że wyniosła ona 13,6 proc., podobnie jak kwartał wcześniej.
– W II kwartale duże firmy też pokazały kilkunasto procentowy wzrost wydatków na nowe projekty, a samorządy o 90 proc. i wszyscy myśleli, że w końcu inwestycje stały się ważnym motorem gospodarki. Ale dokładne dane o strukturze wzrostu gospodarczego boleśnie zweryfikowały te założenia – mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista Santander Bank Polska. Bo okazało się, że do ponad 5-proc. wzrostu PKB dołożyły one ledwie 0,7 pkt proc. A gospodarkę nadal napędzała przede wszystkim konsumpcja.
– Teraz może być podobnie. Dane cząstkowe, jak te z dużych firm, pokazują inwestycyjne odbicie, a i samorządy powinny „wykręcić” 7-proc. wzrost inwestycji, ale nadal dużą niewiadomą jest to, co się dzieje w małych i średnich przedsiębiorstwach. I to one mogą przesądzić o ostatecznym wyniku – uważa Grzegorz Ogonek.
Grzegorz Maliszewski, ekonomista Banku Millennium, nie wierzy, by sektor MSP nagle przystąpił do wydawania pieniędzy na nowe przedsięwzięcia. Jego zdaniem mogą o tym świadczyć choćby wyniki badań koniunktury zlecanych przez Narodowy Bank Polski. Pokazują one, że liczba firm przystępujących do inwestowania spada. Większej skłonności do podejmowania nowych projektów nie widać też w danych o kredytach na inwestycje: tu nie ma wzrostu. Nie ma też charakterystycznego dla okresów inwestowania spadku depozytów firm. Przedsiębiorcy – zwłaszcza mali i średni – swój rozwój finansują przede wszystkim z własnych środków. Według ankiety przeprowadzonej kilka miesięcy temu na zlecenie firmy faktoringowej NFG z grupy Kaczmarski (tej samej, do której należy też Krajowy Rejestr Długów) zaledwie jedna trzecia małych firm korzysta regularnie z bankowych kredytów i pożyczek, by zasilać w ten sposób bieżącą działalność.
/>
Teza o inwestycyjnym zastoju w MSP byłaby jeszcze bardziej wiarygodna, gdyby miało się okazać, że małe firmy cierpią na tę samą przypadłość co duże – czyli spadek rentowności obrotu. To również widać w opublikowanych wczoraj danych o wynikach.
– Rentowność obrotu netto wyniosła po trzech kwartałach 4,2 proc. To najniższy wynik od sześciu lat – mówi Grzegorz Maliszewski. Firmom rosną koszty. Efekt: marża się zmniejsza.
– To może być kolejną przyczyną niechęci do wydawania pieniędzy na nowe, ryzykowne projekty – ocenia ekonomista Banku Millennium. Dodaje, że kolejny kwartał z rzędu koszty działania rosły szybciej od przychodów. Na dodatek przedsiębiorcy niechętnie przerzucają je na konsumentów ze względu na silną konkurencję. Choć teoretycznie mogliby to zrobić, skoro rośnie konsumpcja napędzana dobrą sytuacją na rynku pracy.
Według Maliszewskiego to właśnie konsumpcja stoi za ponad 5-proc. wzrostem PKB w III kwartale. Choć, jak zastrzega analityk, ona również mogła wyhamować. Grzegorz Ogonek dodaje, że równie prawdopodobne jest stwierdzenie, że za niespodziankę odpowiada zwiększenie stanu zapasów.
– Co też można interpretować na dwa sposoby. Rosnące zapasy mogą być odpryskiem dekoniunktury za granicą: oto w firmowych halach mamy więcej niesprzedanych produktów przez spadek popytu zagranicznego. Ale mogą to być inwestycje w toku, klasyfikowane jako zapasy do czasu ich zakończenia – mówi ekonomista Santandera.