My chcemy kupować w polskich zakładach. (...) Nie chcemy kupować wszędzie na świecie. Chcemy kupować w Radomiu, Tarnowie. Ale polskie zakłady muszą te produkty dostarczać w odpowiedniej jakości, w odpowiedniej ilości, w odpowiednim czasie, za odpowiednią cenę – zadeklarował minister obrony narodowej Antoni Macierewicz w czwartek podczas prezentacji sprzętu dla Obrony Terytorialnej w PCO, firmie zajmującej się optoelektroniką, która wchodzi w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Akurat takiej wypowiedzi szefa resortu obrony można tylko przyklasnąć. Nie jest to odlot jak przy śmigłowcach (najnowszy termin zapowiadanej dostawy pierwszych dwóch sztuk to teraz marzec), ale twarde stąpanie po ziemi.
Idąc dalej, a nie bujając w obłokach, spójrzmy na liczby. Mimo że nasze wydatki na Program Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych RP rosną (w 201 3 r . było to niecałe 6 m ld zł, w roku ubiegłym nieco ponad 9 m ld zł), to jednak polski przemysł obronny ma w tym coraz większym torcie coraz mniejszy udział. Cztery lata temu było to 80 proc., w 201 6 r . – 65 proc. I choć łatwo policzyć, że realne wydatki resortu obrony na polską zbrojeniówkę rosną (w 201 3 r . było to niecałe 5 m ld zł, w 201 6 r . już prawie 6 m ld zł), to warto się zastanowić, jak to się dzieje, że skoro tak mocno chcemy wydawać w Polsce, to i tak nam się to udaje tylko trochę.
Resort obrony tłumaczy to tak: „Wynikało to z faktu zawarcia w 2016 r. umów o znacznej wysokości na dostawy uzbrojenia dla samolotów F-16 (rakiety JASSM – w tym w wersji extended range) oraz na dostawę małych samolotów do przewozu osób o statusie VIP. Umowy te zawarto z zagranicznymi dostawcami”. Dalej urzędnicy MON stwierdzili, że gdy „krajowe podmioty nie dysponują gotowymi rozwiązaniami lub nie posiadają technologii do ich produkcji, wykorzystuje dostawców zagranicznych, dbając przy tym o maksymalizację transferu zdolności technologicznych w ramach zawieranych umów offsetowych”.
C hoć ani w wypadku JASSM, ani samolotów o offsecie nic nie było słychać, to prawdą jest, że polska zbrojeniówka wielu technologii nie ma. I są takie elementy uzbrojenia, jak np. najnowocześniejsze pociski manewrujące, których nigdy mieć nie będzie. Ba, my nie mamy nawet fabryki prochu z prawdziwego zdarzenia. To jest główny powód, dlaczego także w najbliższych latach trudno oczekiwać, by ten odsetek udziału w wydatkach się zwiększał. Po prostu nad Wisłą nie mamy zaawansowanych technologicznie zakładów zbrojeniowych należących do państwa. A jak wiadomo, u polskich prywaciarzy zbrojeniowych to my nowych kontraktów podpisywać już nie będziemy.
Znając nieco realia przemysłu zbrojeniowego, można wręcz zaryzykować tezę, że w najbliższych latach jeszcze więcej sprzętu dla Wojska Polskiego będziemy kupowali u podmiotów zagranicznych. Być może nie wprost, ale pośrednio na pewno. W zbrojeniówce ten proceder wygląda następująco: kupujemy produkt od zagranicznego dostawcy, zmieniamy nieco opakowanie i metkę, może po prostu kupujemy poszczególne elementy, składamy w całość, dajemy nową, polsko brzmiącą nazwę (najlepiej nawiązującą do historii), narzucamy prowizję i pokazujemy „nowy” produkt. To, że finalnie może on być droższy niż kupowany bezpośrednio na Zachodzie bez udziału polskiego państwowego pośrednika, nikogo nie interesuje. Zakłady utrzymują zatrudnienie (może nawet je zwiększą), więc cieszą się związki zawodowe, zakłady narzucają swoje marże – cieszą się zarządy. A politycy mogą sobie robić zdjęcie przy kolejnej podpisywanej umowie i mówić, że w ten sposób zwiększamy zdolności obronne kraju i odbudowujemy przemysł. Cieszą się też koncerny zagraniczne – w końcu produkt sprzedały, może pod nieco inną nazwą, ale stan konta się zgadza. W tym łańcuchu jedynym, które może się martwić, jest podatnik. Ale by nie burzyć świętego spokoju, szczegóły tych kontraktów zawsze są niejawne – tak więc trudno udowodnić to, że setki milionów złotych przeznaczane są na pudrowanie trupa bądź podanie kroplówki upadającemu zakładowi (nazywane jest ładniej transferem technologii). Być może za kilka lat wspomni o tym Najwyższa Izba Kontroli i stwierdzi, że z tym transferem to tylko żartowano, ale wtedy będzie rządziła już zupełnie inna ekipa i wszystko będzie można zwalić na poprzedników.
C o można zrobić, by faktycznie wzmocnić polski przemysł zbrojeniowy, by nie była to tylko kolejna czarna dziura niczym kopalnie (gdzie co roku podatnicy dokładają grube pieniądze z przyczyn dla postronnego obserwatora bliżej niezrozumiałych, a krewni i znajomi królika, czyli opcji właśnie rządzącej, znajdują zatrudnienie i dobrze płatne zlecenia)? Nie ma tutaj prostych rozwiązań. Ale można się pokusić o refleksję natury ogólnej – że generalnie państwo jako właściciel sprawdza się nadzwyczaj rzadko. W przemyśle zbrojeniowym na Zachodzie państwo większościowym udziałowcem bywa tylko we Francji (np. stocznie DCNS). W wielu innych przypadkach ma udziały pozwalające na strategiczną kontrolę (Airbus czy Leonardo), ale znacznie rzadziej włącza się w codzienne zarządzanie operacyjne. U nas za pośrednictwem Ministerstwa Obrony Narodowej państwo kontroluje państwowy przemysł zbrojeniowy całkowicie. Skutki są takie, że produktów najwyższej jakości praktycznie nie wytwarzamy, a te, które wytwarzamy, są często stosunkowo drogie.
Z daję sobie sprawę, że to wołanie na puszczy, ale rzucę pomysł, iż warto zastanowić się nad tym, by Polska sprzedała część Polskiej Grupy Zbrojeniowej w zamian za technologie, m.in. dotyczące zarządzania nowoczesnymi projektami rozwojowymi. Sami od lat odnosimy na tym polu tylko mniej lub bardziej spektakularne porażki. Nie wskazuję, z kim się ożenić, należałoby jednak częściową prywatyzację, dopuszczenie dużego gracza z zewnątrz wziąć pod uwagę. Teraz polska zbrojeniówka jest jeszcze panną na wydaniu, na którą niejeden kawaler może spojrzeć przychylnym okiem. To może być korzystne dla obu stron. Za kilka lat jej zdolności mogą się okazać jeszcze mniejsze niż obecnie, a mit wielkich kontraktów z polskiego MON się rozwieje (część umów zostanie podpisana, część zawieszona na święte nigdy). Podpisywaniem kolejnych listów intencyjnych nie zbuduje się silnego przemysłu zbrojeniowego. Potrzebna jest realna współpraca z zachodnimi koncernami, której na razie nie widać. Nawet przez nowoczesne urządzenia optoelektroniczne.
Nie mamy zaawansowanych technologicznie zakładów zbrojeniowych należących do państwa