Zakłady pracy warte 160 mld euro wybudowane u nas przez obcy kapitał to także efekt zachęt finansowych oferowanych mu przez nasze władze.
Trudno wyliczyć, o ile zagranicznych inwestycji byłoby mniej, gdyby nie zachęty finansowe. Ale nikt nie ma wątpliwości, że dotacje, zwolnienia i ulgi podatkowe przyciągają inwestorów. Oczywiście magnesem są też atrakcyjne koszty pracy czy dostęp do fachowców. Ale gdyby nie pomoc publiczna firmy branży samochodowej zapewne nie zdecydowałyby się na budowę w najbliższych latach swoich fabryk w Polsce. Mowa m.in. o zakładzie silników Mercedesa za około 500 mln euro czy przekładni do aut hybrydowych Toyoty za ok. 650 mln zł.
– W przypadku Daimlera maksymalna kwota pomocy dla tej inwestycji wynosi ok. 81 mln zł. Jej źródłem mogą być zarówno zwolnienia w podatku dochodowym z racji funkcjonowania w Wałbrzyskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej Invest-Park, jak i inne formy wsparcia, np. granty rządowe – wyjaśnia Jacek Serdeczny z wałbrzyskiej SSE.
Z kolei Toyota Manufacturing Poland i Motor Industries od 2004 r. do końca 2016 r. otrzymały zachętę finansową na poziomie 180 mln zł. Jeszcze większe kwoty trafiły do spółek Volkswagena (Volkswagen Poznań i Volkswagen Motor Polska) – 575 mln zł, czy FCA Poland – 612 mln zł. Jest jeszcze koreański LG Chem, który w Biskupicach za 1,3 mld zł wybuduje fabrykę akumulatorów do samochodów elektrycznych. Stworzy ponad 700 nowych miejsc pracy. Ekspertów nie zaskoczyła decyzja spółki. Tylko w przypadku ostatniego projektu LG Chem uprawniony jest do skorzystania z pomocy publicznej w różnych formach do wysokości ok. 12 proc. kosztów kwalifikowanych inwestycji. Dotychczas spółka otrzymała wsparcie rzędu 39 mln zł.
Jak zauważają eksperci, nie ma w zasadzie branży, w której za wielkimi przedsięwzięciami, dającymi setki miejsc pracy, nie idzie wsparcie państwa. To m.in. dzięki nim nasz kraj na miejsce produkcji upatrzyła sobie Ikea. Tylko w ostatnich pięciu latach na sklepy, centra handlowe, fabryki i energię odnawialną (firma ma 80 turbin wiatrowych ) wydała 3,4 mld zł. Zatrudnia już ponad 8,8 tys. osób. – Planujemy dwa nowe sklepy. Pierwszy będzie otwarty już w tym roku – zapowiada Agata Czachórska z Ikea Retail.
Zdaniem Tomasza Wiktorskiego, menedżera rządowego Programu Polskie Marki w Polskim Funduszu Rozwoju, firma ma wpływ na polską gospodarkę. Bo drugie tyle, co produkuje sama, zleca polskim zakładom. Oprócz tego transferuje know-how i wyznacza trendy w meblarstwie. Eksperci szacują, że odpowiada już za 25 proc. polskiego rynku meblowego. W formie podatków CIT i VAT do polskiego budżetu za 2015 r. wpłynęło od spółki ok. 900 mln zł. Ceną za to było udzielenie w ostatnich pięciu latach 160 mln zł pomocy publicznej. A w ciągu 13 lat, czyli od 2004 r., od kiedy funkcjonuje u nas taka forma wsparcia biznesu – 200 mln zł. Były to głównie dotacje, w tym na szkolenia, choć zdarzają się też zwolnienia podatkowe (w sumie ok. 6 mln zł).
Nie brakuje głosów, głównie wśród polskich firm, że w ten sposób wyhodowaliśmy potwora, który zabija polski przemysł meblarski. Korzystając z pozycji dominującej i wymuszając u dostawców coraz niższe ceny, sprawia, że nie mają oni pieniędzy na rozwój, inwestowanie w know-how. A to odbija się na eksporcie.
Ale patrząc z drugiej jednak strony – to dzięki zamówieniom od dużych koncernów wiele firm mogło przetrwać na rynku w obliczu rosnącej konkurencji, gdyż miało zapewniony stały zbyt na swoje produkty.
Na przekonanie koncernów z branży elektronicznej do zainwestowania w naszym kraju także poszły spore kwoty. LG Electronics Polska i LG Electronics Wrocław otrzymały na przestrzeni ostatnich 13 lat 194 mln zł. Samsung Electronics Polska i Samsung Electronics Manufacturing z kolei zyskał prawie 140 mln zł. Za to każdy z koncernów przeznaczył na projekty nad Wisłą miliony złotych, które wyłożył na fabryki, ale i centra R&D.
Jak zauważają eksperci, o ile w przeszłości pomoc publiczna miała sprawić, aby inwestorzy w ogóle zainteresowali się naszym krajem, o tyle dziś służy głównie ich utrzymaniu. W dobie nowoczesnych technologii przeniesienie zakładu do innego kraju nie jest już wielkim wyzwaniem.
Czechy czy Słowacja tylko czekają na okazję, by przejąć od Polski najważniejsze projekty. Między innymi dlatego planowane jest wydłużenie okresu działania specjalnych stref ekonomicznych, które według obecnych regulacji mają działać do 2026 r.