To zła decyzja: bez rywalizacji o pasażerów i ich portfele spółki nigdy nie wyjdą z marazmu.
Ech, ta konkurencja. Nie działa, jest ułomna, by nie powiedzieć – zła. Owszem, są dziedziny, w których rywalizacja ma korzystne skutki, np. w postaci atrakcyjnych cen i świetnej jakości. Ale spokojnie, to przecież branże, gdzie ścigają się ze sobą firmy prywatne. A prywatne szybko nie zalęgnie się w polskich kolejach w pasażerskim wymiarze ich działalności.
Ostatnie wypowiedzi przedstawicieli rządu wskazują, że dotychczasowa formuła konkurencji na kolei budzi ich zgorszenie. Trudno się nie zgodzić, że były tam elementy zakrawające na absurd, np. z brakiem możliwości kupienia biletów niektórych przewoźników, bo konkurent sobie nie życzył. Tyle że nagle pojawiła się możliwość podróżowania znacznie taniej niż dotąd.
Wiem, od razu podniesie się krzyk: ale w jakich warunkach? Warunki były prymitywne, na długich trasach pojawiły zmodernizowane pociągi podmiejskie przez zainteresowanych tematem nazywane kiblami, i to często podróż nimi była ceną za tani bilet. W dodatku całą kolej dobiła zima i pewnie pasażerowie woleliby zapłacić tych kilkanaście złotych więcej, ale żeby a) pociąg w ogóle przyjechał, b) panowała w nim temperatura znacznie powyżej zera.
Teraz według deklaracji rządu nawet te tanie bilety na kible mają szansę zniknąć. Przewoźnicy mają bowiem ze sobą współpracować, co już z założenia brzmi marnie. Pasażerskie firmy kolejowe mają różną formę własności, z tym że zawsze jest to własność publiczna. Czyli nie będą miały wyjścia, muszą przyjąć nakaz współpracy i jakoś tam funkcjonować, przynosić jak najmniejsze straty, jak najrzadziej być na świeczniku i liczyć na to, że aura będzie jednak sprzyjała. Odpowiedzialni za kolej w rządzie wymyślili jeszcze jeden sposób na uspokojenie sytuacji: ograniczenie liczby pociągów. Skoro pociągu nie będzie, to ciężko narzekać, że się spóźnił albo przyjechał wyziębiony. Słusznie.
Oczywiście, pewnie byłyby też inne możliwości wyjścia z kolejowej zapaści, ale przecież nikt, tnąc konkurencję na kolei, nie ma do nich głowy. Owszem, są branże, gdzie różnego rodzaju ograniczenia techniczne wymusiły powstanie silnego nadzoru państwowego, niezależnego operatora infrastruktury i firm prywatnych, które konkurują lub mają konkurować ze sobą na całego. W tę stronę idą zmiany na rynku gazu, na takim mniej więcej modelu opiera się telekomunikacja. Obie branże są superstrategiczne, widać kolej już tak bardzo strategiczna nie jest.
I pewnie nie będzie, gdyż straci pasażerów. Już ich traci, a mimo wszystko w najbliższych latach czeka nas radykalna poprawa jakości dróg. Pasażerowie przesiądą się zatem do autobusów – czystych i ciepłych. Pewnie też nie najdroższych, gdyż w przeciwieństwie do kolei konkurencja na tym rynku jest duża.