Problemom finansowym szczególnie małych punktów winna jest stale rosnąca konkurencja. Wzrost upadłości w branży to tylko kwestia czasu.
/>
Obecnie 1252 apteki mają niezapłacone w terminie zobowiązania na łączną kwotę 52,6 mln zł. Od początku roku liczba dłużników zwiększyła się o niespełna 12 proc., a ich łączna zaległość podskoczyła o ponad 30 proc.
– Średni dług jednostkowy zwiększył się z 35,5 tys. do 42 tys. zł. Taka sytuacja może sugerować, że w branży dzieje się coś niedobrego – uważa Adam Łącki, prezes zarządu Krajowego Rejestru Długów.
Eksperci Naczelnej Izby Aptekarskiej uważają, że już ma to miejsce. – Branża znalazła się pod lodem. Teraz jest istotne to, kto ma mocniejsze płuca, czyli jak długo przetrwa. Bankructwem zagrożonych jest 4 tys. zakładów (znacznie więcej niż te z długami; duża część bowiem nie osiąga zadowalających wyników finansowych – red.). W ubiegłym roku liczba ta była o 1 tys. mniejsza – komentuje Marek Tomków, wiceprezes NIA.
Zarówno eksperci, jak i aptekarze nie mają wątpliwości, że winna jest rosnąca konkurencja. Choć apteka jest już niemal na każdym rogu, ciągle otwierane są nowe. Na koniec września, według wyliczeń IMS Health, działało ich w kraju 14 622. To o 180 więcej niż przed rokiem. Nie wszystkie rodzaje aptek jednak się rozwijają. Tak dzieje się tylko w przypadku sieciowych. Ich liczba zwiększyła się o 582. Nastąpiło to kosztem niezależnych aptek – tych ubyło 402.
– Najwięksi gracze, którzy są w stanie wynegocjować zdecydowanie lepsze warunki umów z dostawcami, rozwijają się. Pojedyncze, niezależne sklepy nie są w stanie z nimi konkurować ani ceną, ani ofertą. To właśnie one najczęściej mają opóźnienia w płatnościach i to one znikają z rynku – uważa Mirosław Sędłak, prezes Rzetelnej Firmy.
Innym problemem jest to, że konkurencja nie jest zdrowa. Sieci działające w Polsce mają silne wsparcie kapitałowe, są bowiem powiązane albo z funduszami inwestycyjnymi, jak apteki Dr Max, albo hurtowniami, jak ma to miejsce w przypadku Aptek Dbam o Zdrowie. Mogą więc bez uszczerbku dla swoich finansów uczestniczyć w agresywnej walce o klienta.
– To u nich można kupić leki za złotówkę, które w hurtowni kosztują nawet kilkadziesiąt złotych – wymienia Marek Tomków.
Stały przyrost w liczbie aptek zaczyna więc zbierać swoje żniwa. Dziś punkt przypada na mniej niż 3 tys. mieszkańców. Dla porównania w Austrii jest to 7 tys. mieszkańców, Norwegii – 7,2 tys., a w Szwecji – nawet 12 tys. na jedną aptekę.
– To jednak średnia. Mamy bowiem w kraju miejscowości liczące 8 tys. mieszkańców, w których działa 13 punktów, czy nawet takie mające 1,5 tys. mieszkańców, w których jest ich aż pięć – zaznacza Tomków.
Tymczasem, jak wynika z analiz ekonomicznych, przy obecnej strukturze i wartości rynku farmaceutycznego oraz obowiązujących marżach próg opłacalności dla jednego sklepu z lekami sytuuje się na poziomie 3800–4500 regularnie obsługiwanych mieszkańców.
– Apteka, aby dziś przeżyć, musi mieć obrót miesięczny na poziomie 150 tys. zł. Zaś średni obrót w kraju w tej branży to 178 tys. zł. Są więc takie placówki, które mają go na wyższym, ale i niższym poziomie – podkreśla Marcin Ratajczak, dyrektor ds. rozwoju sieci Apteki Bliska. I zaznacza, że nie tylko obroty coraz trudniej generować na dobrym poziomie, ale i zyski.
– W ciągu trzech lat marże spadły o około 7–8 proc. Jest to konsekwencją wprowadzenia sztywnych cen na leki refundowane przez resort zdrowia – wyjaśnia.
Jakie konsekwencje może mieć pogarszająca się sytuacja finansowa? Zdaniem ekspertów scenariusze są dwa. Po pierwsze, mogą zacząć lawinowo upadać małe niezależne placówki, co oznacza straty dla budżetu państwa, bo to one głównie płacą podatki w Polsce. Sytuację opisaliśmy w artykule z 8 września 2016 r. pt. „Podatku od sieci aptecznych jak na lekarstwo”. Drugi scenariusz jest taki, że upadnie jedna z działających na rynku sieci.
– Trzy duże podmioty odpowiadają za prawie 80 proc. sprzedaży na rynku hurtowym. Bankructwo jednego może przyczynić się do problemów i na tym rynku, które trzeba będzie rekompensować wzrostem cen – komentuje Marek Tomków. Konsekwencje poniosą więc także klienci.
Z danych KRD wynika, że apteki zalegają hurtowniom na 7 mln zł. Tym samym plasują się one w pierwszej trójce największych wierzycieli.
– Wolniejsze rozliczanie się placówek z hurtownikami to dość powszechna praktyka w tej branży. Kiedy jednak rośnie liczba dystrybutorów farmaceutycznych, którzy dopisują apteki do rejestru długów, to znak, że w wielu przypadkach przekroczony został poziom ich tolerancji – twierdzi Jakub Kostecki, prezes firmy windykacyjnej Kaczmarski Inkasso.