Eksporterzy przygotowali się na obecne osłabienie funta. Ale przyszły rok jest dużą niewiadomą. Od dnia, w którym Brytyjczycy zdecydowali o wyjściu z Unii Europejskiej, kurs funta w złotych spadł o ponad 13 proc. Od kilku dni za funta płaci się mniej niż 5 zł. Wczoraj kosztował on 4,96 zł.
Polskie rozliczenia z Wielką Brytanią / Dziennik Gazeta Prawna
Słaby funt mógłby zaszkodzić firmom i branżom, które handlują z Brytyjczykami. W naszym eksporcie do Wielkiej Brytanii dominują maszyny i urządzenia, sprzęt elektryczny i elektroniczny oraz części do nich. Według ostatnich dostępnych danych GUS w ciągu pięciu miesięcy tego roku polskie firmy z tej branży sprzedały na Wyspy towary o wartości 5,8 mld zł, co stanowiło prawie 28 proc. całego eksportu do tego kraju. Na drugim miejscu są samochody, samoloty i statki – wartość ich sprzedaży wyniosła 3,3 mld zł, ok. 16 proc. całości. Trzecie miejsce pod względem wartości eksportu ma przemysł spożywczy – ze sprzedażą wartą 2,2 mld zł miał w pierwszych miesiącach tego roku ponad 10-proc. udział w naszym eksporcie do Zjednoczonego Królestwa.
Tyle że spadek wartości funta po wyniku referendum można było przewidzieć. Część eksporterów to zrobiła i postanowiła zminimalizować straty. Piotr Bińka, dyrektor do spraw rynków finansowych w Raiffeisen Polbanku, mówi, że tydzień przed czerwcowym głosowaniem i tydzień po zainteresowanie kupowaniem zabezpieczeń przed ryzykiem kursowym było szczególnie duże.
– Wtedy wolumen transakcji zabezpieczających na parze walutowej funt–złoty był 4–5 razy wyższy niż przeciętnie. Potem wszystko wróciło do normy– podkreśla Bińka. Jego zdaniem teraz, gdy kurs funta spadł poniżej 5 zł, można się spodziewać kolejnej fali zainteresowania zabezpieczeniami.
– To bardziej psychologiczny poziom, ale być może niektórzy rzeczywiście zaczynają już odczuwać problemy z rentownością biznesu. I pojawiają się pytania o możliwość zabezpieczenia wyższych poziomów. Widać też rosnące zainteresowanie importerów, którzy obecne poziomy uznają za bardzo atrakcyjne. Z rozmów z klientami wiemy, że część firm pragnie uniezależnić się od obecnej zmienności i dalszej niepewności co do pozycji brytyjskiej waluty i dlatego rozpoczęła rozmowy z tamtejszymi kontrahentami na temat przejścia na rozliczenia w euro – twierdzi Bińka.
Największe polskie firmy obecne w Wielkiej Brytanii nie obawiają się obecnego osłabienia funta. Grupa Amica, która pod koniec ubiegłego roku kupiła jedną z marek brytyjskiego AGD, zabezpiecza ryzyko kursowe nawet w dwuletnim horyzoncie. Ale to nie znaczy, że ryzyka w ogóle nie ma. Przyszły rok może być wyzwaniem, bo dla Amiki niewiadomą jest zachowanie konkurencji, która też mierzy się ze słabszym funtem.
– Wielka Brytania to drugi pod względem wielkości rynek AGD w Europie, którego roczna wartość nawet teraz to około 20 mld zł. Jednocześnie prawie całe AGD sprzedawane w Wielkiej Brytanii pochodzi z importu, zarówno z kontynentalnej Europy, z Turcji, jak i z Dalekiego Wschodu. W sytuacji osłabienia funta do innych walut wszyscy dostawcy AGD w Wielkiej Brytanii stają przed wyzwaniem podniesienia cen, co może negatywnie wpłynąć na dynamikę całego rynku w przyszłym roku, natomiast marże powinny pozostać stabilne – mówi Adrian Boczkowski, odpowiedzialny za relacje inwestorskie w grupie.
Bacznie obserwować sytuację zamierza też Maspex, producent soków Tymbark, dla którego Wielka Brytania to jeden z najważniejszych zagranicznych odbiorców. – Wahania kursów walut to nie jest sytuacja komfortowa dla prowadzenia biznesu i jest to zawsze duże wyzwanie dla zarządu każdej firmy. Niemniej mimo obecnych zmian kursu waluty brytyjskiej nadal zamierzamy aktywnie rozwijać ten rynek – deklaruje Dorota Liszka, rzeczniczka prasowa spółki.
Ekonomiści uspokajają – nawet jeśli polski eksport na Wyspy ucierpi, to nie na tyle, by zaszkodzić perspektywom wzrostu gospodarczego. Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego, mówi, że co prawda Wielka Brytania jest trzecim co do wielkości odbiorcą polskich towarów, ale jej udział w naszym eksporcie ogółem jest niewielki w porównaniu na przykład do Niemiec. Piotr Bujak z PKO BP dodaje, że polscy przedsiębiorcy wychodzili już z gorszych opresji, dużo większą wyrwą w wymianie handlowej była utrata rynku rosyjskiego i załamanie sprzedaży na Ukrainę po wybuchu kryzysu ukraińskiego.
– W tamtym przypadku mieliśmy do czynienia nie tylko z gwałtownym osłabieniem rubla i hrywny, ale również z recesją na obu rynkach. Wielka Brytania jest na razie daleka od recesji. Mimo wyniku referendum nie zmieniają się też regulacje handlowe. Mamy szok, ale głównie na rynku i jest on dużo mniejszy niż podczas kryzysu ukraińskiego, kiedy to polscy przedsiębiorcy udowodnili, jak bardzo potrafią być elastyczni – ocenia Bujak.
Polskiej gospodarce mogą szkodzić pośrednie skutki Brexitu: osłabienie funta to dodatkowe źródło niepewności. To właśnie nim eksperci tłumaczą niechęć firm do podejmowania inwestycji, co przekładało się na wolniejszy wzrost PKB w I i II kw. – W percepcji polskich przedsiębiorstw Brexit i jego skutki są w pierwszej trójce na liście największych zagranicznych zagrożeń. Efekt pośredni z tym związany może być rzeczywiście znaczący – podkreśla Piotr Bujak.
Funt słabszy na dłużej
Nie ma co liczyć na wyraźne umocnienie funta w najbliższych miesiącach, przynajmniej do głównych walut – wynika z prognoz, jakie publikuje agencja Bloomberg. Według niej euro w III i IV kw. tego roku ma kosztować ok. 85–86 pensów. Jego obecny kurs to prawie 87 pensów. W przyszłym roku ma to być ok. 83 pensów. Podobne tendencje będą widoczne na parze funt–dolar. W III i IV kw. tego roku funt ma kosztować ok. 1,28 dol. (obecnie ok. 1,30 dol.). Odrabianie strat ma się rozpocząć w przyszłym roku, kiedy to kurs ma wzrosnąć do (średnio) 1,34 dol. W obu przypadkach – i euro, i dolara – kurs funta będzie daleki od poziomów przedbrexitowych. W przeddzień referendum za euro płacono ok. 76 pensów, a funt kosztował prawie 1,5 dol.

Polecany produkt: Jak zarobić w wakacje>>>