W piątek w Ułan Bator rozpoczyna się 11. szczyt przywódców państw Azji i Europy ASEM (ang. Asia–Europe Meeting), w którym weźmie udział premier Beata Szydło.
Szczyt ASEM - w ocenie Pyffela - to przede wszystkim dobra okazja do pogłębienia relacji z krajami Azji Południowo-Wschodniej. Chodzi o 10 państw stowarzyszonych w ASEAN (ang. Association of South-East Asian Nation): Filipiny, Indonezję, Malezję, Singapur, Tajlandię, Brunei, Wietnam, Laos, Mjanmę i Kambodżę.
Ekspert podkreśla, że Azja to nie tylko Chiny, "choć można ulec takiemu wrażeniu, bo o Chinach mówi się u nas bardzo dużo".
"Chińczycy mają jednak swoją oddzielną agendę i własny globalny plan gospodarczy. Tymczasem coraz prężniej rozwijającymi się rynkami są kraje regionu Azji Południowo-Wschodniej, takie jak Tajlandia, Malezja czy Indonezja, gdzie mieszka ponad pół miliarda konsumentów, coraz bardziej zamożnych. Warto na ten region postawić" - powiedział PAP Pyffel.
W jego ocenie te mniejsze od chińskiego rynki, mogą okazać się nawet bardziej przyjazne dla polskich przedsiębiorców.
Pyffel podkreśla, że mimo rosnącego od kilku lat zainteresowania Polski Azją, w większości kończy się na deklaracjach. Jego zdaniem problem polega na tym, że przez ostatnie 25 lat jako prymus integracji europejskiej staliśmy się poddostawcą dla gospodarek zachodnich wpadając w pułapkę średniego rozwoju.
"Dlatego nie mamy dzisiaj wiele do zaproponowania Chinom i krajom regionu ASEAN. Brakuje konkurencyjnych produktów, z którymi moglibyśmy na tamte rynki wejść" - uważa prezes Centrum Studiów Polska-Azja.
W jego ocenie polityka skoncentrowana na Unii Europejskiej zawiodła. Pyffel uznał, że błędem było zamykanie placówek dyplomatycznych poza Europą. Jak mówił, "Mongolia zaczęła przeżywać nieprawdopodobny rozkwit", już po tym, gdy została zamknięta placówka w Ułan Bator. "To będzie ciężko Polsce odrobić, szkoda, że ten świat pozaeuropejski odpuściliśmy" - dodał.
Kolejną kwestią - zaznaczył - są ograniczone możliwości polskich firm. "98 proc. stanowią małe i średnie przedsiębiorstwa, często są to rodzinne interesy, dla których wyjazd w egzotyczne miejsca takie jak Chiny czy Wietnam, stanowi problem" - mówił Pyffel.
Zdaniem eksperta możliwość otwarcia nowego rozdziału w stosunkach gospodarczych z państwami azjatyckimi daje tzw. plan Morawieckiego. Jak mówił, jego częścią ma być wytypowanie firm, które dawałyby konkurencyjny produkt i uzyskały zdolność konkurencyjną, także na rynkach azjatyckich.
Ekspert podkreślił jednak, że już dziś są firmy, które radzą sobie w Azji. Jak wskazał, KGHM sprzedaje z powodzeniem surowce, obecne tam są też firmy oferujące produkty takie jak uszczelnienia do okien, rękawice wykorzystywane w szpitalach, ceramikę sanitarną czy produkty z drewna; sprzedajemy również coraz więcej bursztynu, który w krajach azjatyckich cieszy się popularnością. Pyffel dodał, że niektórym przedsiębiorstwom udaje się sprzedawać w Chinach nawet kawę i herbatę.
"Mamy bogatą ofertę spożywczą. Trzeba jednak brać pod uwagę inną kulturę jedzenia w Azji, pamiętać, że to, co u nas jest spożywane codziennie, tam postrzegane jest jako rarytas. Ale myślę, że jest to coś, czego można się nauczyć. Kiedyś Polska była spichlerzem Zachodu, w przyszłości może stanie się spichlerzem Pacyfiku. To jest wizja bardzo odległa, nawet futurystyczna, ale taką możliwość należy brać pod uwagę" - powiedział Pyffel.
Podkreślił, że w odróżnieniu od innych krajów, w państwach azjatyckich bardzo mile widziany jest patronat rządu nad przedsięwzięciami gospodarczymi i może być bardziej pomocny niż na rynkach w Ameryce Łacińskiej czy Stanach Zjednoczonych.
Według eksperta "przyszłość XXI wieku jest w Azji". "To coraz liczniejsza i rosnąca w siłę azjatycka klasa średnia o coraz większej sile nabywczej w przyszłości będzie wyznaczać trendy. Już dzisiaj globalne koncerny ustawiają swoją produkcję pod konsumentów azjatyckich. Można się spodziewać, że już wkrótce Europejczycy staną się naśladowcami" - powiedział.
Pyffel zwrócił jednocześnie uwagę na głosy części komentatorów mówiące o tym, że wzrost Chin, które dążą do przejęcia kontroli nad morskimi szlakami handlowymi, nie odbędzie się w sposób pokojowy i napięcia wokół Morza Południowochińskiego mogą doprowadzić do konfliktu. Istotna - jak mówił - będzie tu polityka Stanów Zjednoczonych. "Czy będą się ze spokojem przyglądać temu, jak Chiny podporządkowują sobie świat, czy będą reagować - to w dużej mierze zależy od wyników zbliżających się wyborów prezydenckich w USA" - dodał.