Wicepremier Mateusz Morawiecki przedstawił Program Budowy Kapitału, czyli rządowy pomysł na podniesienie stopy oszczędności Polaków, ale też na reformę systemu emerytalnego. Rząd chce, by Polacy więcej oszczędzali i myśleli o przyszłości, a zwłaszcza o emeryturze, która – jak wiemy – nie będzie wysoka.
/>
Plan emerytalny zakłada m.in. przekazanie ok. 103 mld zł (akcji polskich spółek) z OFE do nowych funduszy inwestycyjnych oraz przeniesienie 35 mld zł aktywów innych niż polskie akcje do Funduszu Rezerwy Demograficznej. Ma wprowadzać wiele zachęt do długoterminowego oszczędzania, w tym obniżenie podatku od zysków kapitałowych z 19 proc. do 10 proc. na część inwestycji, a także wprowadzenie quasi-powszechnego systemu dodatkowego oszczędzania na emerytury. Pomysły te nie wydają się do końca przemyślane ani jasno przedstawione z perspektywy sztuki pisania prawa i komunikacji reform. Niejasności skłaniają do zadania kilku ważnych pytań.
Po pierwsze, czy pieniądze z OFE – te 103 mld zł w akcjach – które przejmą nowe OFE, będą połączone ze środkami zgromadzonymi w III filarze? Wicepremier Morawiecki mówił, że akcje staną się prywatną własnością wszystkich osób oszczędzających w OFE i będą wreszcie jednoznacznie uznane za środki prywatne. Trzy czwarte pieniędzy każdego, kto kiedykolwiek oszczędzał w OFE, będzie przelane na nowe konta i pomnażane przez inną grupę finansistów zgodnie z nowymi regulacjami. W prezentacji ministra jest jednak także mowa o połączeniu tych pieniędzy z indywidualnymi kontami emerytalnymi, na których dzisiaj oszczędza kilka procent pracujących Polaków. Nie wiadomo, czy jest to możliwe z perspektywy prawa, a także na jakich zasadach mogłoby się odbyć. Pieniądze z IKE mogę dzisiaj wypłacić i zapłacić podatek. Pieniędzy z OFE raczej nie będzie można wypłacić.
Po drugie, czy reforma oznacza likwidację subkonta w ZUS? Od 1 maja 2011 r. w ramach konta prowadzone jest subkonto dla osób, które kiedykolwiek oszczędzały w OFE. Tam też trafiają środki z funduszy, gdy brakuje nam tylko 10 lat do osiągnięcia wieku emerytalnego. Pieniądze są stopniowo wycofywane z rynku, by obniżyć ryzyko, że w wyniku krachu na giełdzie będziemy mieć niższe emerytury. Środki na subkoncie są też szczodrzej waloryzowane – pięcioletnią średnią wzrostu gospodarczego – od pieniędzy normalnie gromadzonych w ZUS. Waloryzacja ta jest także wyższa niż stopa zwrotu, jaką do tej pory udało się uzyskać OFE. Subkonta, które powstały, by zagwarantować wyższe emerytury, gdy rząd PO-PSL pierwszy raz majstrował przy OFE, mogą zostać zlikwidowane.
Po trzecie, czy połączone pieniądze z Funduszu Rezerwy Demograficznej i OFE będą inwestowane zgodnie z wolą rządu, czy na podstawie ekonomicznych przesłanek opłacalności inwestycji? FRD miał być buforem bezpieczeństwa dla systemu emerytalnego. Szybko stało się jasne, że jest niechciany (powstał trzy lata po przyjęciu ustawy go przewidującej), a skromne środki w nim zgromadzone są zaskórniakami dla ministra finansów. Według założeń ministra rozwoju jego rola znacząco się zmienia i staje się funduszem inwestycyjnym, który będzie podlegał Polskiemu Funduszowi Rozwoju. Środki, które są w nim zgromadzone, będą warte ok. 4 proc. PKB, czyli prawie tyle, ile państwo wydaje na ochronę zdrowia. Czy tak duży fundusz inwestycyjny będzie używany do tego, by optymalnie pomnożyć kapitał w nim zgromadzony? Do tej pory ZUS stosował konserwatywną politykę inwestycyjną, kupując głównie obligacje. Czy FRD będzie finansować kolejne inwestycje, na które nawet spółki Skarbu Państwa nie chcą wyłożyć pieniędzy, jak elektrownia Opole?
Po czwarte, ile będzie wynosił koszt transakcyjny powstania nowych funduszy inwestycyjnych, zmiany szyldów instytucji oraz zatrudnienia nowych finansistów? Czy rzeczywiście trzeba przekształcać polskie towarzystwa emerytalne zarządzające OFE – obecnie jedne z najtańszych podmiotów finansowych – w zwykłe TFI, czyli najdroższe podmioty na rynku? Czy rząd zamierza jakkolwiek ograniczyć koszty prowadzenia tego typu działalności? Poprzedni minister finansów z PO narzekał przecież, ile pieniędzy fundusze zarobiły na naszych emeryturach. Wydatki związane ze zmianą tak wielu instytucji będą uszczuplać nasze emerytury i powinny być podyktowane interesem naszych przyszłych świadczeń.
Po piąte, czy reforma systemu powszechnego (a nie dobrowolnego) w którymkolwiek miejscu ma na celu podniesienie świadczeń emerytalnych? Jeżeli rząd obniży wiek emerytalny i jeżeli spowoduje, że pieniądze z dzisiejszych OFE będą inwestowane z jeszcze mniejszą stopą zwrotu niż dotychczas przy wyższych kosztach transakcyjnych, to świadczenia będą znacznie niższe. Oczywiście można się kłócić, czy rynek lepiej lokuje pieniądze niż państwo. Na ten temat toczy się długa debata ekonomiczna, ale na pewno przyszli emeryci byliby bezpieczniejsi, gdyby nowe fundusze albo fundusz inwestycyjny musiały inwestować pasywnie, czyli w indeks polskiego rynku oraz obligacje Skarbu Państwa. Problem z OFE wziął się nie ze zbyt wielu regulacji dotyczących tych funduszy, ale stąd, że państwo zaczęło je reformować, dopiero gdy finansom publicznym groziła katastrofa. System emerytalny to nie venture capital.
Możliwe, że dzisiaj Ministerstwo Rozwoju nie ma jeszcze gotowych odpowiedzi na te pytania. Prezentacja ministra rozwoju została przyspieszona przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i widać po zaprezentowanym materiale, że jeszcze wiele pracy przed rządem, zanim te zmiany wejdą w życie. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć zachowań polityków za pięć lat, nie jesteśmy w stanie przewidzieć wartości indeksu giełdowego za rok, ale strukturę wiekową Polski za 20 lat jesteśmy. Demografia jest prostsza i łatwo można się na nią przygotować. Dlatego zanim znowu zmienimy coś w systemie, zastanówmy się, jakie to będzie miało konsekwencje w okresie dłuższym niż jedna kadencja Sejmu.
Po co przekształcać polskie towarzystwa emerytalne w zwykłe TFI, najdroższe podmioty na rynku?