W londyńskim City, jednym ze światowych centrów finansowych, więcej jest zwolenników pozostawania Wielkiej Brytanii w UE niż Brexitu. Powód jest prosty: instytucje finansowe mogłyby na nim sporo stracić.
Finanse to jeden z najważniejszych sektorów w brytyjskiej gospodarce. Wytworzona w nim wartość dodana stanowiła w 2015 r. 6,7 proc. PKB, co dawało Brytyjczykom piąte miejsce w Unii Europejskiej, po dużo mniejszych krajach, jak Luksemburg, Cypr, Irlandia i Holandia (dla porównania w Polsce udział sektora finansowego w PKB stanowił w ubiegłym roku 3,5 proc.).
Ale już pod względem udziału wynagrodzeń w sektorze finansowym Brytyjczycy są na 4. miejscu w Unii – ich wynik to 2,7 proc. wobec unijnej średniej na poziomie 1,8 proc. i 1,2 proc. w Polsce. Jak wynika z danych Eurostatu, w brytyjskich finansach pracuje 1,1 mln osób. Duża część z nich w Londynie. Im Brexit mógłby skomplikować życie, choć – podobnie jak w innych branżach – nie ma jednoznacznego przekonania, że pozostanie w Unii jest słuszne.
Jeśli chodzi o finanse, popularnym argumentem zwolenników wyjścia z Unii jest narzucany przez Brukselę nadmiar regulacji. Faktycznie, szczególnie po kryzysie finansowym nie brak nowych dyrektyw i rozporządzeń, których celem jest zwiększenie stabilności instytucji finansowych, np. zapobieżenie upadłości banków (lub sytuacji, w której potrzebne byłoby ich ratowanie z budżetu), a także zapewnienie większej ochrony słabszej stronie umów, czyli konsumentom. Przeciwnicy Brexitu zwracają jednak uwagę, że nie należy obwiniać tylko unijnych urzędników. Część regulacji ma bowiem szerszy charakter – np. dyrektywa CRD o wymogach kapitałowych w stosunku do banków to efekt uzgodnień Komitetu Bazylejskiego działającego przy Banku Rozliczeń Międzynarodowych. Bazylea III (bo mamy już kolejną generację tych uzgodnień), dużo bardziej szczegółowa niż dwie poprzednie (pierwsza pochodziła z 1988 r.), jest standardem obowiązującym na całym świecie.
Unia to nie tylko utrudnienia. Jedna z podstawowych swobód Wspólnoty dotyczy przepływu kapitału. Wprost odnosi się więc do sektora finansowego. Jej przejawem jest np. zasada unijnego paszportu. Mówi ona, że instytucja mająca licencję w jednym unijnym kraju może funkcjonować na terenie całej Unii. I tu zaczynają się schody. City jest bowiem miejscem, w którym zarejestrowanych jest wiele banków pochodzących spoza Wielkiej Brytanii, a nawet Europy. Posiadanie brytyjskiej licencji pozwala im na działanie w innych krajach, w tym w Polsce. Na liście notyfikacji dotyczących prowadzenia u nas działalności transgranicznej, czyli niewymagającej fizycznej obecności, są 73 brytyjskie firmy (drugie pod tym względem Niemcy mają 66 reprezentantów). Są na niej oczywiście banki z Wielkiej Brytanii, jak Barclays czy Lloyds TSB, ale także podmioty należące do wielkich amerykańskich banków inwestycyjnych, jak Goldman Sachs czy JP Morgan, japońskich Mizuho czy Nomura, Google Payment, a nawet kontrolowany przez rosyjski rząd VTB Capital. Dla wszystkich tych instytucji Brexit oznaczałby przynajmniej konieczność przegrupowania: założenia nowej spółki w którymś z 27 krajów pozostających w UE i prowadzenia działalności za jej pośrednictwem.
Konsekwencją dla City byłoby ograniczenie zatrudnienia, wpływów podatkowych, a przede wszystkim znaczenia na finansowej mapie Europy (choć wiele zależałoby od tego, co rząd w Londynie zdołałby wynegocjować w rozmowach na temat nowej formuły współpracy z UE).
Siłą brytyjskich finansów jest giełda w Londynie. Kapitalizacja przekraczająca 3 bln dolarów daje jej zdecydowane pierwsze miejsce w Europie i piąte na świecie (za Nowym Jorkiem, Tokio, Hongkongiem i Szanghajem). Zwolennicy Brexitu są zdania, że tak jak Londyn był centrum rynku kapitałowego przed przystąpieniem Wielkiej Brytanii do Wspólnoty (a dodatkowo wcale nie ucierpiał na tym, że Brytyjczycy nie zdecydowali się przystąpić do strefy euro), tak pozostanie nim również w przyszłości. Nie jest to jednak pewne. Zadziałać mogą ograniczenia dotyczące prowadzenia działalności w ramach jednolitego paszportu. A jest i dodatkowy aspekt: od kilku miesięcy trwają negocjacje w sprawie połączenia giełd w Londynie i Frankfurcie. Niektórzy niemieccy politycy zupełnie poważnie proponowali ostatnio, by w razie Brexitu siedziba giełdy londyńskiej znalazła się nad Menem. Jedno jest pewne – losy fuzji zależą od wyniku referendum. Akcjonariusze giełdy w Londynie mają czas do 12 lipca na odpowiedź na ofertę kupna złożoną przez Deutsche Boerse. Z decyzją wstrzymują się do poznania rezultatów plebiscytu.
O tym, jak ważny jest Brexit dla brytyjskiego sektora finansowego, przekonują ostatnie notowania tamtejszych banków. Pierwsza połowa tego roku nie była dla nich łaskawa. Ale od minionego piątku i pierwszego od dłuższego czasu osłabienia obozu secesjonistów kursy urosły nawet o 10–15 proc.