To może być kolejna sieć, która nie poradziła sobie z konkurencją ze strony dyskontów. Jest winna dostawcom 50 mln zł. Wszystko wskazuje na to, że jedna z najstarszych polskich sieci supermarketów – Marcpol – powtórzy los innej rodzimej firmy handlowej – Bomi. Niemal każdego tygodnia do Sądu Gospodarczego w Warszawie napływa wniosek o upadłość tej sieci.
Od początku roku złożono ich już dziewięć. Jeden pochodzi od samej spółki. W jej imieniu złożyła go Kancelaria Radców Prawnych Leszek Czarny, Wojciech Budny i Wspólnicy.
– Nie taki był nasz zamiar. Mieliśmy za zadanie sprawdzić stan faktyczny w spółce, by przygotować ją do sprzedaży. Był bowiem inwestor zainteresowany jej nabyciem. Ofertę przedstawił fundusz Ipopema. Wycofał się jednak, gdy dostarczyliśmy wyniki audytu – wyjaśnia mecenas Wojciech Budny.
Audyt ujawnił, że zamiast przewidywanych przynajmniej kilku milionów złotych zysku Marcpol miał w ub.r. ponad 80 mln zł straty. Rok wcześniej wykazał 11 mln zł zysku przy przychodach na poziomie 559 mln zł. Jednak nowy zarząd ma wątpliwości co do rzeczywistego stanu spółki na koniec 2014 r. Jej zobowiązania wobec dłużników wynoszą ponad 200 mln zł, a liczba wierzycieli sięga 900.
Analitycy rynkowi są zdania, że do sytuacji, w jakiej dziś znajduje się Marcpol, w dużej mierze przyczyniły się zmiany zachodzące na rynku handlowym. Mowa przede wszystkim o dyskontach. Po tym, jak zaczęły otwierać mniejsze markety w bezpośrednim sąsiedztwie osiedli mieszkaniowych, a do tego uzupełniły ofertę o towary markowe, stały się konkurencją nie tylko dla małych rodzinnych sklepików, ale też dla hipermarketów, a w ostatnim czasie również supermarketów. Dowodem na to są rosnące udziały dyskontów w wartym ponad 240 mld zł polskim rynku detalicznym żywności.
– Nie każda sieć działająca na rynku supermarketów ma kłopoty. Widać jednak, że osiąganie dobrych wyników jest coraz większym wyzwaniem. Wśród firm, którym wciąż się to udaje, są na pewno Intermarche, Piotr i Paweł, Stokrotka czy Dino. A w grupie tych, które mają z tym kłopot, oprócz Marcpolu jest Alma Market – komentuje Jarosław Frontczak, analityk handlu detalicznego PMR.
Ale jeśli chodzi o tę ostatnią, to powoli wychodzi z dołka. W I kw. jej przychody spadły do 368 mln zł z 398 mln rok wcześniej. Ale stratę netto udało się zmniejszyć do 985 tys. zł z 1,8 mln zł rok wcześniej.
– W przypadku Almy Market problem tkwi przede wszystkim w ofercie. Po tym, jak Biedronka i Lidl weszły w półkę premium, sieć ta zyskała mocnych rywali. Jeśli natomiast chodzi o Marcpol, to na niekorzyść tej firmy zadziałała geografia. Sieć ma markety przede wszystkim w Warszawie, do tego w lokalizacjach, na które ostatnio mocno stawia Biedronka – komentuje Jarosław Frontczak.
W ubiegłym roku swoją sieć zamknęła Czerwona Torebka, a w 2014 r. wycofał się niemiecki Real.
Nowy zarząd Marcpolu zapowiada, że mimo złożonego wniosku o upadłość podejmuje próby ratowania sieci. W tym celu wydzielił z niej sklepy, które w roku poprzednim były rentowne i dobrze rokują na przyszłość. W sumie mowa o około 20 z 60 placówek.
Od 5 kwietnia Marek Mikuśkiewicz, mniejszościowy akcjonariusz spółki Marcpol, nie sprawuje już kontroli nad działalnością spółki. Stanowisko prezesa zarządu zostało powierzone Jackowi Cegłowskiemu. W zarządzie zasiada też Wojciech Budny.
– Poprzez spółkę KT System, której wspólnikiem jest też Leszek Czarny, mamy w Marcpolu 60 proc. udziałów. Ich nabycie było konieczne, by można było uzyskać nieograniczony wgląd w dokumentację spółki. Dlatego nam też zależy, by przetrwała na rynku – zapewnia Budny i dodaje, że na początku kwietnia została powołana spółka Marcpol Bis. Nabywa ona towary od dostawców i oddaje je w komis sklepom Marcpolu. Płatności odbywają się na bieżąco, zaraz po zbyciu produktów. Jak zapewnia kancelaria, na gotówkę firmy czekają około 2 dni.
Jednak według największych dostawców płatności za towar ustały, dlatego w ostatnich dniach zawiesili współpracę ze spółką. Podliczają, że Marcpol (stary i nowy) zalega im już z kwotą 50 mln zł. – Otrzymujemy telefony od obecnego zarządu Marcpolu z propozycją redukcji długu na poziomie 30–40 proc. wartości faktur. Nie zgadzamy się, bo nasze należności są ubezpieczone na 90 proc. wartości faktur – zdradza jeden z partnerów handlowych polskiej sieci. Zarząd spółki zaprzecza, że składa takie propozycje wierzycielom, jak również nic nie wie o takiej akcji.
W odrodzenie Marcpolu coraz mniej wierzą nie tylko dostawcy. Podobnie jest z pracownikami, którzy kilka dni temu informowali DGP o zaleganiu przez sieć z wypłatami wynagrodzeń. – Jest 19 maja, a wypłat na kontach nie ma – napisała do nas jedna z pracownic.
Zarząd sieci przyznaje, że faktycznie dochodzi do opóźnień w płaceniu pensji. Zapewnia jednak, że stara się regulować tego rodzaju zobowiązania w pierwszej kolejności. Obecnie w Marcpolu pracuje 1200 osób. W 2015 r. było ich 1700.
Liczono na zysk, ale zamiast niego firma miała w 2015 r. 80 mln zł straty