- Od pięciu miesięcy jesteśmy u was na drugim miejscu w sprzedaży smartfonów, po Samsungu i przed Apple. Niestety, nie widzimy wystarczającego potencjału naukowego, by otworzyć ośrodek badawczy - uważa Joe Kelly, dyrektor ds. międzynarodowych w Huawei Technologies.
Joe Kelly, dyrektor ds. międzynarodowych w Huawei Technologies / Dziennik Gazeta Prawna
W drodze na szczyt analityków Huawei z całego świata przez 11 godzin lotu z Frankfurtu do Hongkongu obok mnie siedziało co najmniej pięciu obywateli Chin, którzy używali iPhone’ów. Tylko jeden miał smartfon Huawei. Nawet pan używa iPhone’a 6. Mimo to wciąż macie globalne ambicje. Nawet na waszym własnym chińskim rynku Apple dzisiaj was miażdży. Może to dlatego, że chińskie produkty, czyli także Huawei, wciąż kojarzą się ze słabą jakością?
Jeśli spojrzymy na nasze ostatnie propozycje – np. smartfon P9, który miał właśnie światową premierę w Londynie, a 26 kwietnia zadebiutuje na rynku polskim – nie mamy kompleksów jakościowych. Ani w stosunku do Apple i iPhone’a 6 oraz 6S, ani do Samsunga z jego Galaxy 6, a nawet 7, nie wspominając już o innych producentach. Huawei P9 to wyjątkowy produkt, który zrobi na świecie dużą karierę. Co do mnie, stale podróżuję służbowo, a w iTunes mam mnóstwo muzyki, której nie da się przełożyć do Androida. Mam też smartfon Huawei.
Faktycznie naszym problemem firmowym jest dzisiaj raczej wizerunek i postrzeganie nas właśnie poprzez pokutujące wciąż opinie dotyczące jakości. Pracujemy intensywnie, właśnie takimi produktami jak P9, by żadne specjalne kampanie reklamowe marki Huawei nie były potrzebne. I by kiedyś zająć fotel globalnego lidera w liczbie sprzedanych smartfonów.
Richard Yu, zarządzający sekcji konsumenckiej Huawei, w czasie premiery modelu P9 w Londynie mówił wprost: za cztery lata prześcigniemy Samsunga, za sześć lat Apple. Zgadza się pan?
Skoro Richard tak mówi, to tak może być. Ja nie umiem padać precyzyjnej daty, ale każdy dzień zbliża nas do tego punktu. To nasz plan. W ciągu 27 lat działalności nigdy nie mieliśmy tak precyzyjnie określonego celu jak dzisiaj. To nasz wielki atut i motor działań. Inni takiego głodu nie mają, są syci, my wciąż jesteśmy głodni. Już dzisiaj jesteśmy globalnym liderem w zakresie dostarczania rozwiązań dla operatorów sieci telekomunikacyjnych. Idziemy po kolejne laury. Bez szczególnych kampanii reklamowych.
W Polsce ambasadorem marki został jednak w ub.r. nasz najlepszy piłkarz Robert Lewandowski, na świecie promuje was Leo Messi. Nowy smartfon P9 reklamuje Scarlett Johannson. Chyba jednak musicie wciąż intensywnie przekonywać konsumentów do kupowania waszych produktów.
To normalne, że producenci różnych dóbr w czasie wprowadzania kluczowych produktów współpracują incydentalnie z gwiazdami. Jako gracz wchodzący na drogę globalnej ekspansji używamy różnych metod dotarcia do milionów konsumentów. To nie jest jednak kluczowe w naszych działaniach.
Ważniejsze jest inwestowanie choćby w badania i rozwój. Na ten cel wydajemy dzisiaj najwięcej pośród chińskich firm.
9,2 mld dol. w ub.r. W stosunku do mniej niż miliarda w roku 2006 robi wrażenie. 37 mld dol. w ciągu ostatnich 10 lat to też sporo. A i tak ściągacie z Apple i Samsunga.
Tak bym nie powiedział. Każdy smartfon jest w jakimś stopniu do siebie podobny, ma wiele identycznych funkcji. Wszystkie co do jednego łączą przecież ekrany dotykowe. W tym znaczeniu wszyscy producenci – Samsung, LG, Motorola, Nokia i każdy inny – skopiowali Apple i jego iPhone’a, który zrewolucjonizował rynek. Nasz P9 jednak ma wiele nowatorskich funkcji.
Wszystko już gdzieś w jakimś stopniu było.
Nikt nie stworzył aparatu fotograficznego przeznaczonego do smartfona w kooperacji z tak renomowanym producentem sprzętu foto jak niemiecka Leica. My zrobiliśmy to pierwsi. Efekt: aparat z podwójnym obiektywem i specjalnym systemem doświetlania, który gwarantuje najlepszą jakość fotografii wykonanej smartfonem, jaka jest dostępna w tej chwili na rynku na świecie. Nasi inżynierowie zmierzyli, o ile więcej światła wykorzystuje P9 w stosunku do konkurencji: o 90 proc. więcej niż Galaxy 6 i o 270 proc. więcej niż iPhone 6S. P9 ma także pierwszą na świecie potrójną antenę wirtualną, która zapewnia optymalny dostęp usług oraz wybitną jakość połączeń. Ma też szybszy procesor niż porównywalne modele konkurencji, czyli system szybciej wykonuje polecenia użytkownika. I na koniec, nasz telefon efektywniej łączy się z sieciami. Dlaczego? Bo my produkujemy nie tylko smartfony, ale także właśnie sieci. Połączenie obydwu doświadczeń daje optymalny efekt.
100 mld dol. w 2020 r. – tyle ma wynosić wartość biznesu konsumenckiego, czyli sprzedaży smartfonów, tabletów, smartwatchów i innych urządzeń personalnych. Wizja czy szaleństwo?
Dzisiaj to wizja, ale wizje mają to do siebie, że się czasem spełniają. Tym bardziej że biznes konsumencki urósł w zeszłym roku o 73 proc. Jeśli wzrosty uda się utrzymać na zbliżonym poziomie, ten napięty cel dopiszemy do wykonanych. W tym roku mamy cel urosnąć o 50 proc. To wyniki, które innym się nie zdarzają, i nie chodzi tu o to, że w liczbach bezwzględnych to mało. To dziesiątki milionów sprzedanych na świecie urządzeń.
Jak to się stało, że firma przez lata kojarzona w Polsce jedynie z modemami bezprzewodowymi dzisiaj jest częścią dużego biznesu, współpracując z wszystkimi operatorami telekomunikacyjnymi?
Kiedy zdecydowaliśmy się na rozwój globalny, zainwestowaliśmy w rozwiązania na rynkach lokalnych, także w Polsce, by od minimum, niemal od zera, zacząć budować swoją pozycję. Pierwsze efekty przyszły po trzech latach – konsumenci zaczęli się przekonywać, że dostają dobry sprzęt, i nie mieli obaw, by sięgać po kolejne rozwiązania z tym samym znakiem towarowym. Byliśmy gotowi nie tylko sprzedawać usługi i sprzęt – początkowo tylko operatorom – ale także biorąc pod uwagę to, że wtedy były pionierskie działania, dzielić się odpowiedzialnością za serwis, a czasem ponosić ją w całości. To nas uwiarygodniło jako lojalnego partnera, który nie chce jedynie zarobić krótkoterminowo, ale pragnie budować renomę jakości. To trwa do dzisiaj.
Polska jest daleko w rankingu waszych kluczowych rynków, np. w zakresie sprzedaży smartfonów. Czy Chiny zawsze będą najważniejsze, mimo że Huawei na pewno płaci za swój sukces chińskiemu rządowi specyficzną cenę, czyli musi współpracować w zakresie danych?
Na razie na pewno Chiny będą najważniejsze – to nasz domowy rynek, a także największy rynek świata, jeśli chodzi o smartfony. Co do współpracy z chińskim rządem, jesteśmy do niej zobligowani prawnie, tak jak jesteśmy zobowiązani współpracować z każdym rządem kraju, gdzie działamy. To niezbędna komercyjna współpraca zgodna z prawem, np. z regulatorami. Poza tym jesteśmy prywatnym biznesem, i to rządy są uprzywilejowane w relacji z nami, więc współpraca jest konieczna. To wszystko.
Natomiast co do rynków – w 10 krajach mamy udziały na poziomie powyżej 10 proc., ale w pozostałych 160, w których działamy, mamy mniej – np. w USA i Wielkiej Brytanii, gdzie notujemy jedynie 5 proc. Polska jest ważna choćby dlatego, że jest w tej pierwszej grupie – od pięciu miesięcy jesteśmy u was na drugim miejscu pod względem sprzedaży smartfonów, po Samsungu i przed Apple. To dość dobry wynik, a dodatkowo oczywiście zamierzamy go podnosić.
Ale ośrodków badawczych w Polsce mieć nie chcecie. Macie za to w Moskwie i Sztokholmie. Czyli nad Wisłą zarabiacie coraz lepiej, ale nie inwestujecie.
Moskwa była naszą pierwszą bazą poza Chinami. To zawsze będzie bardzo ważny ośrodek. Do tego Rosja ma dzisiaj wybitne kadry naukowe, wielu doskonałych specjalistów, których praca jest nam niezbędna.
Najczęściej to matematycy budujący skomplikowane algorytymy wykorzystywane w inżynierii telekomunikacyjnej np. po to, by telefon lepiej łączył się z siecią, w której pracuje. Podobnie jest ze Szwecją, która agreguje ekspertów z całej Skandynawii. Kiedyś pracowali bardziej dla Ericssona i Nokii, dzisiaj dla Huawei. Niestety w Polsce na razie nie widzimy na tyle dużego potencjału badawczego, by tworzyć podobne miejsce. Stworzymy je być może, jeśli znajdą się kadry.