Kontrakty na dostawę ropy zawarte przez Orlen nie są sensacją – nowy zarząd postawił na umowy z rosyjskimi kompaniami naftowymi. Zaskoczenie jest jedno: wśród dostawców dla Płocka nia ma dotychczasowego pośrednika
Umowa na dostawy ropy przez Mercurię wygasła z końcem ubiegłego roku i nie została przedłużona. W to miejsce pojawi się Tatneft Europe, spółka zależna rosyjskiego koncernu OAO Tatneft z Tatarstanu. „Zawarcie umowy długoterminowej z producentem ropy gwarantuje bezpieczne i korzystne ekonomicznie zaopatrzenie w surowiec w dłuższym horyzoncie. Wynegocjowane warunki dotyczące wolumenów dostaw zapewniają elastyczność dla rafinerii w świetle dużej zmienności na rynku ropy” – tłumaczy Orlen w komunikacie. Umowa przewiduje dostawę surowca w ilości od 3,6 mln ton do 7,2 mln ton, a szacunkowa maksymalna wartość kontraktu to ok. 7,4 mld zł.
Drugim dostawcą będzie Rosnieft, z którym Orlen podpisał trzyletni aneks do wygasającej z końcem stycznia dotychczasowej umowy. Porozumienie zapewnia dostawę od 18 mln do 25,2 mln ton ropy naftowej, a szacunkowa maksymalna wartość kontraktu wyniesie ok. 26 mld zł przy obecnych warunkach rynkowych. Dostawy mają być realizowane od 1 lutego 2016 r. do 31 stycznia 2019 r.
Kontrowersyjne pośrednictwo
Brak Mercurii wśród dostawców może być pewną niespodzianką, bowiem współpraca polskich rafinerii z tą spółką to długa i burzliwa epoka. Firma pośrednicząca w handlu ropą została założona w 1993 r. przez dwóch ukraińskich muzyków Sławomira Smołokowskiego i Grzegorza Jankilewicza. Pierwszy duży kontrakt z Orlenem podpisała w 1997 r., wkrótce nawiązała współpracę z Lotosem i na przełomie XX i XXI w. większość trafiającej do Polski ropy przechodziła przez ręce tych pośredników.
To pośrednictwo budziło najwięcej kontrowersji – padały pytania, dlaczego polskie koncerny nie negocjują bezpośrednio z producentami. Kolejne rozmowy z Jukosem czy Łukoilem kończyły się jednak fiaskiem i ropa do Polski trafiała przez pośredników. Według części ekspertów mogło to wynikać z uwarunkowań za naszą wschodnią granicą, gdzie z nabyciem ropy w zasadzie nie było problemu – kłopotem był natomiast transport, a ściślej mówiąc, dostęp do rurociągów zarządzanych przez Transnieft. A to najwyraźniej było atutem właścicieli J&S.
Spółce zarzucano monopolizowanie rynku, podejrzewano korupcję, jednak nigdy tych zarzutów nie udowodniono. Kontrakty z J&S stały się natomiast pretekstem do jednej z największych afer III RP – tzw. afery orlenowskiej. W 2002 r. służby specjalne zatrzymały w przeddzień podpisania kolejnego kontraktu z J&S prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego. Chociaż przedstawione mu zarzuty nie dotyczyły jego działalności w Orlenie (a rzekomych nadużyć w kierowanym przezeń wcześniej NFI), ówczesny minister skarbu Wiesław Kaczmarek ujawnił, że intencją zatrzymania była chęć zablokowania umowy.
Nowe, korzystne kontrakty
Jedną z prób rezygnacji z usług traderów, takich jak J&S, było podpisanie na początku ubiegłej dekady umowy na dostawy ropy z Petrovalem. Gdy jednak w 2005 r. Władimir Putin rozpoczął rozprawę z właścicielem Jukosu Michaiłem Chodorkowskim, Jukos upadł, a Petroval wstrzymał dostawy.
W 2004 r. Jankilewicz i Smołokowski dokooptowali zachodnich wspólników, znacznie ograniczając swoje udziały w przedsięwzięciu i przemianowali spółkę na Mercuria Energy Group. Dziś to jeden z największych traderów ropy i innych surowców energetycznych na świecie o obrotach przekraczających 100 mld dol. rocznie, posiadający biura w 38 krajach. Utrata kontraktu z Orlenem nie będzie zatem dla Mercurii zapewne zbyt bolesna, tym bardziej że nie oznacza to wycofania z polskiego rynku – jeszcze w listopadzie firma podpisała z Orlenem kolejny kontrakt – tym razem nie na ropę, ale na dostawę paliwa gazowego o wartości ponad pół miliarda złotych. Chociaż z drugiej strony wartość wygasłej właśnie trzyletniej umowy z Orlenem opiewała na 26 mld zł.
PKN Orlen twierdzi, że nowe kontrakty są dla spółki korzystne i zapewniają jej większą elastyczność w dostawach i według nieoficjalnych informacji – korzystne warunki cenowe. Rosyjskim koncernom zależało na utrzymaniu się na środkowoeuropejskim rynku w sytuacji, gdy jest nim coraz bardziej zainteresowana Arabia Saudyjska. Poprzedni prezes Orlenu Jacek Krawiec sugerował wręcz możliwość zastąpienia rosyjskiej ropy arabską. Także prezes Lotosu Paweł Olechnowicz przygląda się nowym kierunkom dostaw – na razie spotowych, lecz nie wyklucza również umów długoterminowych.
Zawarte umowy pokrywają większość zapotrzebowania na ropę płockiego koncernu – biorąc pod uwagę górną granicę zapisanych w kontrakcie widełek, mogą zapewnić 900 tys. ton ropy miesięcznie, wobec przerobu ok. 1,2 mln ton miesięcznie. Jest więc też trochę miejsca dla dostaw z innych kierunków.