Jeśli rządowy plan pobudzenia gospodarki nie wypali, dziura w budżecie szybko przekroczy 3 proc. PKB.
Jak zmieniał się deficyt sektora finansów publicznych w czasie naszego członkostwa w UE / Dziennik Gazeta Prawna
Niewykluczone, że z problemem wysokiego deficytu finasnów publicznych przyjdzie nam się zmierzyć jeszcze w tym roku. Przyznaje to Ministerstwo Finansów, które policzyło, że może on wynieść 3–3,2 proc. PKB. Tymczasem według wcześniejszych prognoz Komisji Europejskiej deficyt miał spaść do 2,8 proc. PKB.
Ale dużo groźniejsze od samej wielkości deficytu może być jednak odejście od polityki jego systematycznego obniżania. Obecnemu rządowi wystarczy, że będzie oscylował wokół 3 proc. PKB. Celem poprzedniego było zmniejszanie go w kolejnych latach do wartości 1 proc. PKB. Przy czym cel ten dotyczył tzw. deficytu strukturalnego, czyli wyliczonego bez uwzględnienia skutków wahań koniunktury.
Wielkość 1 proc. PKB nie wzięła się znikąd. To przy tym poziomie w przypadku wybuchu jakiegoś kryzysu czy gospodarczego spowolnienia wzrost deficytu powinien być pod kontrolą. Bo że w takiej sytuacji on wzrośnie, to pewne. Przećwiczył to dotkliwie rząd PO-PSL, zwłaszcza na początku kryzysu, kiedy to pogorszenie koniunktury zbiegło się w czasie ze zmianami systemowymi (obniżka podatku PIT). Deficyt sektora finansów wystrzelił w 2008 r. do 3,7 proc. PKB z 1,9 proc. PKB rok wcześniej. A w 2009 r. wynosił już 7,4 proc. PKB.
– W ostatnich kilku latach mieliśmy do czynienia z wieloma turbulencjami w globalnej gospodarce i trudno przypuszczać, że przez następne 3–4 lata nie będzie żadnego zewnętrznego zagrożenia. W takich warunkach z punktu widzenia stabilności finansów publicznych lepiej mieć pewnego rodzaju rezerwę w postaci niskiego deficytu – mówi Jarosław Janecki, główny ekonomista Societe Generale.
Zwraca uwagę, że – zgodnie z rządowymi planami – w kolejnych latach można się spodziewać stopniowego wzrostu wydatków. Zacznie się już w 2016 r. od programu dodatków wychowawczych (500 zł na dziecko). W 2017 r. zapewne trzeba liczyć się ze wzrostem wydatków na emerytury (obniżenie wieku emerytalnego) z jednoczesnym ubytkiem w dochodach (wzrost kwoty wolnej w PIT).
– A po drodze jest wiele innych strukturalnych problemów, jak górnictwo, więc tych dodatkowych wydatków będzie coraz więcej. Po drugiej stronie ekstra wpływy są raczej niepewne. Poza dwoma nowymi podatkami – od banków i supermarketów – dodatkowych źródeł nie widać, a skutki uszczelnienia systemu podatkowego są niepewne – wylicza Janecki.
Co to oznacza? W sytuacji kryzysowej mogą spaść dochody z podatków, tymczasem wydatki będą rosły. Ale i bez kryzysu szanse na utrzymanie deficytu poniżej 3 proc. PKB będą maleć z każdym rokiem. Janecki zwraca uwagę, że dużo zależeć będzie od powodzenia drugiej części rządowego planu, czyli pobudzania wzrostu gospodarczego. Na przykład poprzez stymulowanie inwestycji, rząd liczy też na pobudzenie konsumpcji dzięki zwiększeniu wydatków prospołecznych. To może nakręcać m.in. wpływy z VAT.
O tym, że rządowi trudno będzie się zmieścić z deficytem poniżej 3 proc. PKB, mówi także Mateusz Sutowicz, ekonomista Banku Millennium. Zwraca uwagę, że koszt samego programu dodatków na dzieci wzrośnie z około 16 mld zł w przyszłym roku do ponad 21 mld zł w 2017 r. Koszt wynikający z obniżenia wieku emerytalnego to według jego wyliczeń 40 mld zł w ciągu pierwszych czterech lat. – Po tym okresie wydatki będą rosły lawinowo ze względu na sytuację demograficzną – twierdzi ekspert. I dodaje, że ryzyko zwiększenia deficytu to nie tylko problem z punktu widzenia stabilności finansów publicznych, ale również relacji Polski z UE. Komisja Europejska oczekuje, że każdy kraj będzie wypełniał tzw. fiskalne kryterium konwergencji, czyli utrzymywał swój deficyt poniżej 3 proc. PKB. Jeśli tego nie respektuje, KE może wszcząć procedurę nadmiernego deficytu wobec niego. Kraj musi stosować się do jej zaleceń, w innym przypadku może to się skończyć zablokowaniem funduszy europejskich. Przekonali się o tym Węgrzy w marcu 2012 r., kiedy to ministrowie finansów krajów UE zadecydowali o częściowym wstrzymaniu 495 mln euro z unijnych funduszy spójności na 2013 r. Kara jednak nie weszła w życie, zawieszono ją trzy miesiące później, gdyż KE uznała, że polityka węgierskiego rządu zmierza w kierunku obniżenia deficytu.