Wtorek był kolejnym czarnym dniem dla giełdowych spółek energetycznych – indeks WIG-energia stracił 4,6 proc. Powody to kadrowa zawierucha w zarządach i spektakularna porażka skarbu w Tauronie
Inwestorzy wyraźnie odwrócili się od akcji spółek pozostających pod kontrolą Skarbu Państwa. Firmy energetyczne notowały wczoraj kolejne minima, o ponad 2,5 proc. spadały również akcje PZU.
W wielu przypadkach owa wyprzedaż to wynik obaw inwestorów przed destabilizacją z powodu planowanych i dokonywanych zmian w zarządach. Wczoraj rada nadzorcza Tauronu odwołała prezesa Jerzego Kurellę i trzech wiceprezesów – na prezesa powołano Remigiusza Nowakowskiego.
Przypomnijmy, że w poniedziałek doszło już do dymisji w Enerdze i Enei. Ze stanowiskami pożegnali się Andrzej Tersa i Krzysztof Zamasz, a w ich miejsce obowiązki prezesów do czasu wyboru nowych zarządów pełnić będą: w Enerdze Roman Pionkowski, w Enei Wiesław Płosik. Wymiany zarządów są też przesądzone w takich spółkach jak PKN Orlen czy PGNiG.
Jednak to nie zmiany personalne niepokoją inwestorów najbardziej – dużo większe znaczenie ma strategia wobec spółek Skarbu Państwa. W przypadku koncernów energetycznych spadek nie był bowiem reakcją na wymianę zarządów – to po prostu kontynuacja trwającego od miesięcy procesu – w ciągu pół roku spółki energetyczne straciły jedną trzecią swojej wartości. – Zmiany w zarządach miały mniejsze znaczenie, inwestorzy spodziewali się ich i w zasadzie są już one uwzględnione w cenach. W notowaniach mają odzwierciedlenie również pojawiające się dotychczas pomysły, czyli konsolidacja i w pewnym stopniu łączenie z górnictwem. Stąd spadki – twierdzi Krzysztof Kubiszewski, analityk DM Trigon. Zwraca on jednak uwagę na inne niepokojące zapowiedzi. – Pojawiają się wypowiedzi, że zysk i dywidenda nie powinny być dla koncernów energetycznych dogmatem. Jeśli zaczną się one materializować, kursy sięgną dna – przewiduje analityk.
Chaos pogłębia również niepewność co do zdolności realizacji przez rząd swoich planów. Przykładem może być poniedziałkowe walne zgromadzenie Tauronu, na którym miała zapaść decyzja o nowej emisji akcji. Koncern chciał wypuścić 74,1 mln tzw. akcji niemych (z wyłączonym prawem głosu) o wartości 370,6 mln zł. Emisję objąłby Skarb Państwa, wnosząc aportem 12,6 mln akcji PKO BP.
Emisja budziła wątpliwości akcjonariuszy mniejszościowych – dwukrotnie ogłaszano przerwę w WZA, domagając się dodatkowych wyjaśnień. Akcjonariusze obawiali się, że środki z emisji zostaną skierowane nie na inwestycje rozwojowe, a na przejęcie kopalni Brzeszcze, na którą – według dotychczasowego prezesa Tauronu Jerzego Kurelli – spółka miała wydać 250 mln zł w ciągu dwóch lat. Wynik walnego zgromadzenia wskazuje, że inwestorzy nie uwierzyli w zapewnienia prezesa, że emisja i przejęcie kopalni nie mają ze sobą nic wspólnego. – Można sobie wyobrazić, że było porozumienie: wy przejmujecie kopalnie, a my wam podwyższamy kapitał – twierdzi Kubiszewski i zwraca uwagę, że porażka rządu może mieć jedynie charakter prestiżowy. – Rząd zaoszczędził trochę pieniędzy, a w sytuacji Tauronu to i tak niewiele zmienia. Emisja o wartości kilkuset milionów przy zapowiadanym programie inwestycyjnym wartym 37 mld zł do 2023 r. nie ma większego znaczenia. To kropla w morzu potrzeb – powiedział analityk DM Trigon. – Brak emisji niewiele zmienia, może tylko oznaczać, że bilans Tauronu będzie jeszcze bardziej napięty – dodaje Tomasz Duda, analityk Erste. Fiasko emisji bagatelizował również prezes spółki Jerzy Kurella. – Sytuacja finansowa grupy Tauron jest stabilna. W ostatnich tygodniach zabezpieczyliśmy finansowanie w postaci programu emisji obligacji z bankami komercyjnymi i BGK na łączną kwotę blisko 6,7 mld zł – mówił Kurella, zanim stracił stanowisko.