Kraje Unii Europejskiej zmierzają w kierunku liberalizacji przepisów dotyczących prowadzenia placówek, podczas gdy u nas toczą się dyskusje o tym, jak regulacje zaostrzyć. Takie wnioski można wyciągnąć z najnowszego raportu Związku Pracodawców Aptecznych PharmaNET.



– Zmiany w systemach prawnych wielu państw UE mają tendencje do deregulacji i stopniowego odstępowania od głębokiego ingerowania państwa w rynek detalicznej dystrybucji farmaceutycznej – wskazują autorzy raportu. Dodają, że w ostatnich 20 latach do zauważalnego złagodzenia przepisów dotyczących zakładania nowych aptek doszło aż w 15 państwach. Powód? Systemy, w których ograniczona jest swoboda działalności gospodarczej, są drogie dla płatnika. Tworzą pozbawione ryzyka środowisko biznesowe dla właścicieli aptek, którymi z reguły są członkowie aptekarskiej korporacji. A co za tym idzie – na rynku nie ma w zasadzie żadnej konkurencji między przedsiębiorcami, w efekcie zaś rosną ceny leków. Tak przynajmniej twierdzi PharmaNET skupiający w swoich strukturach sieci apteczne.
Zdanie samorządu aptekarskiego i lokalnych farmaceutów jest inne. Twierdzą oni, że szkodliwe dla pacjentów nie jest to, iż apteki prowadzą zawodowi farmaceuci, a nie profesjonalni biznesmeni. W ich ocenie największym złem jest to, że na rynku zaczynają dominować duże sieci apteczne. W pewnym momencie wykruszy im się jakakolwiek konkurencja, a wtedy będą mogły dyktować warunki. Rajmund Miller, lekarz i poseł PO, uważa wręcz, że może nadejść dzień, w którym apteczne korporacje postawią ultimatum rządowi: albo dostaniemy pewne preferencje, albo zamkniemy placówki w danej gminie na znak strajku. A – jak uważa parlamentarzysta – jeśli zabraknie na rynku lokalnych farmaceutów, władza w tego typu sytuacji znalazłaby się pod ścianą. Nie można dopuścić do tego, by zamiast do apteki pacjenci chodzili do sklepu z lekami, w którym nawet nie ma kto doradzić.
– Czcze gadanie na zasadzie, co by było, gdyby... Patrzmy na to, co jest teraz. A ze wszelkich danych wynika, że w dużych sieciach aptecznych pacjenci mniej płacą za leki niż w lokalnych placówkach – ucina temat przedstawiciel jednej z sieci.
W raporcie PharmaNET czytamy również, że w Polsce już dwukrotnie podejmowano próbę wprowadzenia przepisów zmierzających do wprowadzenia elementów systemu zamkniętego (czyli opartego na formule: apteka dla aptekarza) na polski rynek. Pierwsza miała miejsce w 1992 r., jednak przepis został zaskarżony przez rzecznika praw obywatelskich jako niezgodny z konstytucją i w efekcie uznany przez Trybunał Konstytucyjny za naruszający zasady swobody działalności gospodarczej, własności i ochrony praw nabytych (wyrok TK z 20 sierpnia 1992 r., sygn. K 4/92). Podobny przepis usiłowano wprowadzić w 2001 r. do ustawy – Prawo farmaceutyczne, jednak i w tym przypadku został on zaskarżony przez rzecznika. W efekcie został uchylony zanim trybunał zajął się sprawą.
Raport organizacji zrzeszającej sieci apteczne to odpowiedź na postulaty samorządu aptekarskiego. Ten ostatni proponuje wprowadzenie wymogu tworzenia przez wojewodów Regionalnych Map Usługi Farmaceutycznych, określających liczbę i rozmieszczenie aptek, które mogą zostać utworzone na danym terenie. Zasadą zaś miałoby być, że nie tworzy się nowej placówki, jeśli liczba ubezpieczonych zarejestrowanych we właściwym terytorialnie oddziale wojewódzkim NFZ w przeliczeniu na jedną już funkcjonującą aptekę jest mniejsza niż 3 tys. Efekt tej zmiany byłby taki, że mniej punktów byłoby tworzonych w miastach, zaś więcej na obszarach wiejskich. Tam nadal jest zbyt mało placówek w odniesieniu do potrzeb mieszkańców.