Rząd może rozpędzić gospodarkę do 5 proc. wzrostu PKB. Z tym wiąże się jednak ryzyko
Gospodarka jest na ścieżce zrównoważonego rozwoju, czego symptomem jest niski deficyt na rachunku obrotów bieżących bilansu płatniczego i brak inflacji – tak koniunkturę podsumował podczas wczorajszej prezentacji projekcji inflacji i PKB Andrzej Sławiński, dyrektor Instytutu Ekonomicznego Narodowego Banku Polskiego.
Według szacunków NBP w tym roku produkt krajowy brutto Polski urośnie o 3,4 proc., w przyszłym o 3,3 proc., a w 2017 r. o 3,5 proc. W najbliższych latach trudno się więc spodziewać 5-proc. tempa wzrostu, o jakim mówią politycy Prawa i Sprawiedliwości. – Jeśli chcemy gonić najbogatsze kraje, to gospodarka musi rosnąć na poziomie 5 proc. – deklarował wczoraj w DGP Henryk Kowalczyk, wyznaczony przez przyszłą premier Beatę Szydło na szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów.
Projekcja NBP powstaje przy założeniu braku zmian stóp procentowych i w polityce fiskalnej. Gdyby bank centralny obniżył stopy, a rząd zwiększył wydatki, wzrost PKB mógłby przyśpieszyć, ale na ile trwałe byłoby to przyśpieszenie?
– Trudno, byśmy się odnosili do wypowiedzi poszczególnych osób, które nie są stanowiskiem przedstawionym w oficjalnym dokumencie – skwitował Andrzej Sławiński.
Analizy NBP dają jednak wskazówkę co do odpowiedzi. W każdej projekcji (są publikowane co cztery miesiące) bank przedstawia swoje szacunki potencjalnego wzrostu PKB, czyli takiego, który nie powoduje napięć inflacyjnych czy nadmiernego wzrostu importu. Najnowsza projekcja pokazuje, że do końca 2017 r. potencjalny wzrost PKB nie osiągnie 4 proc.
„Tempo wzrostu produktu potencjalnego w horyzoncie projekcji stopniowo przyśpiesza. Do końca 2017 r. kształtować się ono będzie jednak na poziomie niższym od wieloletniej średniej, poniżej której obniżyło się w następstwie światowego kryzysu finansowego” – napisał NBP w opublikowanym wczoraj raporcie o inflacji.
– Można rosnąć w tempie 5 proc. Rozpędzić gospodarkę można by dość szybko przez impulsy fiskalne, jak np. zapowiadane świadczenia na dzieci, ale przy obecnej strukturze naszej gospodarki nie byłby to wzrost zrównoważony – ocenia Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. O ile inflacji nie musimy się obawiać, bo jest niska niemal na całym świecie, o tyle groziłby nam np. wzrost deficytu handlowego. To z kolei stanowiłoby zagrożenie dla kursu złotego. – Prawdopodobnie mielibyśmy większe wahania wzrostu PKB i inflacji, większa byłaby też zmienność stóp procentowych – uważa Maliszewski.
„Negatywnie na poziom wzrostu produktu potencjalnego wpływać będzie kontynuacja tendencji demograficznych obserwowanych w Polsce, w tym związanych ze zjawiskiem emigracji, odzwierciedlonych w spadku liczby ludności” – podkreśla NBP.
Dlatego zdaniem Maliszewskiego jednym ze sposobów na poprawienie tempa wzrostu powinno być uelastycznienie rynku pracy i zwiększenie jej podaży. – To powinna być aktywizacja osób, które są poza rynkiem pracy, ale też odpowiednia polityka imigracyjna i prorodzinna – wskazuje ekonomista. Dodaje, że wśród reform strukturalnych, jakie należy przeprowadzić, jest deregulacja, a także mocniejsze stawianie na innowacje i innowacyjne inwestycje.