Umarł król, niech żyje król. Na miejsce zdetronizowanego McDonald’s wskakują nowi gracze
Za oceanem już od kilkunastu miesięcy wieszczy się koniec ery fast foodów. Prawdziwym przełomem pod tym względem były jednak lipcowe wyniki finansowe opublikowane przez największego światowego gracza na tym rynku – McDonald’s. Okazały się najgorsze od 12 lat, dlatego branża gastronomiczna od razu obwieściła, że jesteśmy świadkami początku jej końca. Sprzedaż fastfoodowego giganta zmalała o 2,5 proc., czyli ponad dwa razy więcej, niż wynosiły prognozy zakładające spadek o 1,1 proc. Potem przyszły wyniki za cały 2014 r., które tylko utwierdziły rynek w przekonaniu, że bary szybkiej obsługi odchodzą do lamusa. Sprzedaż McDonald’s wyniosła 27,4 mld dol., wobec 28,1 mld dol. w 2013 r. Zmalał też zysk netto do 4,75 mld dol. w 2014 r. z 5,58 mld dol. w 2013 r.
Wyniki notowane w tym roku tylko potwierdzają, że sieć wsiadła do pociągu, z którego trudno będzie mu już wyskoczyć. W I kw. roku odnotowała 811,5 mln dol. zysku netto, czyli o jedną trzecią mniej niż przed rokiem. Łącznie obroty McDonald’s zmalały o 11 proc. do 5,95 mld dol. Patrząc na dane za kwiecień i maj, można było przypuszczać, że całe półrocze nie skończy się dobrze dla koncernu. Maj był dwunastym miesiącem z rzędu, w którym spadły przychody tego potentata – o 0,3 proc. I rzeczywiście wyniki za II kw. tego roku udowodniły, że problem istnieje.
Sprzedaż w restauracjach działających dłużej niż rok spadła o 0,7 proc., co było wynikiem gorszym od oczekiwań analityków z Wall Street. Co ważne, na najważniejszym, amerykańskim rynku obroty spadają już siódmy kwartał z rzędu.
Powody do zmartwień mają też konkurenci sieci. Yum Brands, właściciel m.in. KFC, choć zwiększył swoje przychody w 2014 r. do 13,2 mld dol., z 13 mld dol. w 2013 r., to już zysku netto nie. Ten zmniejszył się bowiem z 1,091 do 1,051 mld dol.
Skąd ten odpływ klientów? Eksperci tłumaczą go zmianami w nawykach żywieniowych konsumentów. McDonald’s od lat zbiera cięgi od dietetyków i specjalistów od zdrowej żywności. Podobnie zresztą jak KFC czy Pizza Hut. Daniom fastfoodowym zarzuca się, że obok coli i innych słodkich napojów, które również są serwowane w zestawach w popularnych sieciach, doprowadziły do epidemii otyłości. I trudno się z tym nie zgodzić – hamburger ma 250 kcal, a mleczny shake ok. 400 kcal. Nic więc dziwnego, że w najnowszym raporcie American Customer Satisfaction Index (ACSI) McDonald’s otrzymał niewiele punktów od swoich klientów w zakresie ich satysfakcji z sieci. Sieć zdobyła jedynie 67 na 100 pkt, co okazało się najniższym wynikiem na tle innych barów fast food w USA. Spadek satysfakcji konsumenckiej odnotowali także rywale potentata – Burger King czy Wendy’s. Zresztą wskaźnik dla całego sektora fast food obniżył się o 3,8 proc. do wartości 77 pkt, co sprawiło, że był to najniższy wynik od 2010 r. Zdaniem ekspertów to dowód na zmianę świadomości konsumentów. Zwłaszcza że liderami w zestawieniu okazały się sieci serwujące dania drobiowe, jak Chick-fil-A oraz Chipotle. Wysoko uplasowały się nawet sieci z kanapkami jak Panera czy pączkarnie jak Dunkin Donuts.
Sieci te też zalicza się do fast foodów, barów serwujących szybkie jedzenie. Zatem w Ameryce mamy do czynienia nie tyle z odchodzeniem od tego rodzaju jedzenia, ile z wymianą graczy. Miejsce tych, którzy serwują mniej zdrową kuchnię, zastępują ci, którzy oferują zdrowe szybkie przekąski. W USA nadchodzi koniec mody na McDonald’s. Co więcej, konkurencja podąża za nowymi wymogami stawianymi przez klientów, czyli żeby dania nie były tuczące. Tym samym obecnym liderom na amerykańskim rynku coraz trudniej utrzymać się na fali wzrostu.