Ale równie dobrze może to być ponad 10 mld zł. To wartość depozytów zgromadzonych przez kasy. Gdyby doszło do upadłości systemu, tyle pieniędzy musiałby wypłacić deponentom Bankowy Fundusz Gwarancyjny. O tym, że taka możliwość wchodzi w grę, mówił wczoraj Andrzej Sosnowski, prezes SKOK-u Stefczyka, największej kasy w Polsce, której aktywa w końcu ub.r. przekraczały 7 mld zł. – Byłby to efekt ostatnich wypowiedzi polityków PO. I najdroższa kampania wyborcza w Europie – stwierdził Sosnowski. Przedstawiciele SKOK-ów podkreślali wczoraj, że kasy zdały zafundowany im stress test. A SKOK Stefczyka miał w 2014 r. ponad 80 mln zł zysku.
– Koszty związane ze SKOK-ami będą zawierały się między miliardem a 10 mld, ale nie będzie to ani jedna, ani druga kwota – mówi nam znający sprawę SKOK-ów wysoki rangą urzędnik rządowy. Pierwsza jest zbyt niska, bo skoro udziałowcy nie dołożą potrzebnego kapitału, to każde inne rozwiązanie będzie droższe – w grę wchodzi przejęcie przez bank albo upadłość. Druga jest przesadzona. BFG odzyskałby część wypłaconych pieniędzy od syndyków.
Dotychczas BFG wypłacił ponad 3 mld zł deponentom dwóch upadłych SKOK-ów i niemal 120 mln zł dotacji dwóm bankom, które zgodziły się przejąć pogrążone w problemach kasy – na wyrównanie braków w kapitałach
TK ma zdecydować, czy ustawa o kasach jest zgodna z konstytucją