Podobały ci się „23 rzeczy, których nie mówią Ci o kapitalizmie” Ha-Joon Changa? To przeczytaj koniecznie jego najnowszą „Ekonomię. Instrukcję obsługi”. Nie słyszałeś o „23 rzeczach”? To przeczytaj tę książkę... tym bardziej.
Ha-Joon Chang, „Ekonomia. Instrukcja obsługi”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2015 / Dziennik Gazeta Prawna
Ha-Joon Chang dostał od Pana Boga w prezencie jedno z najlepszych piór współczesnej ekonomii. Na czym to polega? Temu Koreańczykowi od lat pracującemu na Uniwersytecie w Cambrigde udało się połączyć dwie rzeczy. Po pierwsze pisze o ekonomii... po ludzku. To znaczy tak, że czytelnik rzeczywiście wie, o co autorowi chodzi. A nie tylko udaje, że rozumie, bo przecież wypada to rozumieć i się w tym wszystkim orientować. Oczywiście Chang nie jest pierwszym człowiekiem piszącym o ekonomii w przystępny i zrozumiały dla szerokiego czytelnika sposób. Zbyt wielu z nich wpadało jednak po drodze w pułapkę nadmiernego uproszczenia. Kończąc gdzieś na mieliznach libertariańskiego populizmu w towarzystwie takich lektur jak słynny utwór Leonarda Reada „Ja, ołówek”. Tymczasem Ha-Joon Chang wiedzie czytelnika w dokładnie odwrotnym kierunku. Przekonuje go, że w ekonomii nic nie jest proste i oczywiste. Ale to bynajmniej nie jest powód, żeby się ekonomii bać.
Po prostu trzeba przestać traktować ją jako zbiór dogmatów. I otworzyć się na ekonomiczną heterodoksję. Oj, znowu trudne słowo. Ale zaraz, przecież to zupełnie proste. Heterodoksja jest przeciwieństwem ortodoksji. Odrzuca poczynione z góry założenie, że tylko jedna szkoła ekonomiczna ma rację, a wszyscy inni błądzą. Ta książka Ha-Joon Changa jest więc czymś jakby odtrutką na ideowe skostnienie w ekonomii przejawiające się trwającą od kilkudziesięciu lat dominacją tzw. szkoły neoklasycznej (kto nie wie, co to takiego, niech zajrzy do książki) i ideologii wolnorynkowej. Przywraca wiarę w to, że w ekonomii możliwy jest spór, z którego może urodzić się optymalne dla danego miejsca i czasu rozwiązanie.
W tym sensie napisanie przez tego akurat autora „Instrukcji obsługi” ekonomii to strzał jeśli nie w dziesiątkę, to zdecydowanie bliski środka tarczy. Bo facet doskonale wie, jak naładować czytelnika sporą dawką wiedzy (teorie, nazwiska) bez wprawiania go w nadmierne zakłopotanie. Czyta to sobie człowiek w dowolny sposób – można po kolei, a można też i wybrane rozdziały – i w swoim własnym tempie. I nagle wiele rozproszonych dotąd elementów układanki zaczyna do siebie pasować. A nawet jeśli się nie układają, to przynajmniej pojawiają się pytania: Czy bezrobocie musi istnieć? Czy aby na pewno niskie podatki to dobre podatki? Czy zglobalizowany kapitalizm to faktycznie ustrój, na którym wszyscy wygrywają? To tylko kilka przykładowych wątpliwości, które rodzą się po lekturze Changowskiej „Ekonomii”. I to jest moment, w którym dla wielu przygoda z prawdziwą ekonomią może się dopiero zacząć.