Porozumienie w zakresie partnerstwa i inwestycji pomiędzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi (Transatlantic Trade and Investment Partnership) negocjowane jest od 2 lat, ale dopiero od października 2014 roku KE zaczęła publikować niektóre dokumenty. Nadal nie są jednak znane szczegóły negocjacji. I to, obok zagrożeń wynikających z występowania mechanizmu ISDS w umowie (inwestor przeciwko państwu), czy obniżenia standardów w zakresie praw pracowniczych, jest czymś szczególnie niepokojącym, bo zagrażającym demokracji.
Zwolennicy porozumienia głoszą, że przyniesie ono korzyści dla gospodarek USA i UE. Przeciwnicy wskazują na propagandowe zagrywki Komisji Europejskiej oraz rządów państw i wieszczą problemy dla państw biedniejszych, jeśli TTIP wejdzie w życie.
Czy umowa między UE a USA jest dla Polski szansą na wzrost, czy zagrożeniem dla demokracji i rynku pracy? O tym rozmawiali uczestnicy konferencji zorganizowanej przez Centrum im. Daszyńskiego i Fundacę im. Friedricha Eberta
- Sam proces negocjowania tej umowy to jak déjà vu z ACTA. Komisja Europejska wprowadza mechanizm urągający zasadom demokracji. Tajemne spotkania mają mieć nadrzędny charakter nad systemem prawnym UE. To jest nie do przyjęcia – mówi dr Wojciech Szewko, były wiceminister nauki, ekspert gospodarczy.
Przeciwko takiemu działaniu KE protestują organizacje obywatelskie. W Europie zebrano już ponad 2 mln podpisów przeciwko umowie TTIP, a rządy niektórych państw deklarują, że umowy nie podpiszą, bo niesie za duże ryzyko. Szewko twierdzi, że tak naprawdę żadne rzetelne badania na temat korzyści i strat z powodu TTIP nie istnieją, bo wciąż nie znamy szczegółów negocjacji. Tylko rząd mógłby zlecić wiarygodne badania np. PAN, ale tego nie robi. Polska deklaruje od dawna, że TTIP przyjmie.
Kilka lat temu Ministerstwo Gospodarki też nie widziało problemu w akceptacji ACTA. Znowu podpiszemy wszystko bezrefleksyjnie ? – pyta Wojciech Szewko.
Gospodarcze konsekwencje TTIP
- Wolny handel sprzyja silnym. Jeśli słabe kraje godzą się na niesprzyjające im warunki, to same stawiają się w niekorzystnym podziale pracy – twierdzi prof. Leokadia Oręziak, ekonomistka z SGH. - Polska już musiała się dostosować do tego co wymyślono dla niej w czasach konsensusu waszyngtońskiego (zalecenia Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego dla krajów słabiej rozwiniętych- przyp. red). TTIP zredukuje prawa pracownicze, konsumenckie i wiele innych, i tym samym zniesie resztę ograniczeń wobec silnego partnera – twierdzi prof. Oręziak.
20 kwietnia 2015 Komisja Europejska przedstawiła raport dotyczący MSP i szans dla nich, jakie miałyby się rodzić dzięki umowie UE-USA. Z badań wynika, że MSP barierę w handlu z USA, widzą w… regułach chroniących zdrowie ludzi i zwierząt przed substancjami toksycznymi. – I tu rodzi się pytanie: Co to dla nas konsumentów znaczy, skoro dla przedstawicieli firm te wartości stanowią przeszkodę! Jak eliminować te bariery? Oby nie było to obniżanie do dna – podsumowuje Pani Profesor.
Prof. Oręziak podkreśla, że konkurencja jest zjawiskiem pożądanym, ale dla krajów silnych. Dla słabych jest miażdżąca. Być może będziemy mieć tańszy sprzęt elektroniczny, a może 100 firm z Polski odniesie korzyści - pytanie tylko za jaką cenę. Koszty społeczne, z utratą miejsc pracy włącznie, będą ogromne.
Nie do końca z tą prognozą zgadza się dr Szewko, twierdząc, że choć dla Europy będzie to jednoznacznie niekorzystna umowa, to paradoksalnie dla Polski niekoniecznie i nie we wszystkich dziedzinach. - Polska nie ma firm, które stać byłoby na łamanie barier pozataryfowych w USA, bo nie mamy takiego kapitału, ale mamy konkurencyjne towary, np. żywność i rynek pracy. Związki zawodowe w USA AFL-CIO przygotowały analizę rynku pr i wynika z niej, że 250 tys. miejsc pracy zniknie po wprowadzeniu TTIP w USA. Pojawią się jednak w… Polsce i Rumunii. Bo dla Stanów Zjednoczonych to „elastyczny rynek pracy”. I tylko pytanie, czy należy uznać tę opinię za zaletę – podsumowuje Szewko.
Pozytywnie wg dr. Szewki mogłaby się taż zakończyć współpraca związana z eksportem gazu z USA do Polski. W naszym kraju surowce energetyczne należą do najdroższych w Europie, a Polska mogłaby kupować od USA gaz skroplony taniej niż od Rosjan.
Konsekwencje dla praw i wolności obywatelskich
Dr Szewko przyznaje jednak, że to już koniec ewentualnych pozytywów z umowy.
Szewko: Akceptacja TTIP będzie przede wszystkim oznaczać rezygnację UE z suwerenności doktrynalnej, regulacji praw, norm żywnościowych. - Jedzenie z hormonami i kurczaki czyszczone chlorem pojawią się na naszym rynku, a znikną: lokalne sądy na rzecz arbitrażu, ochrona konsumenta i środowiska, ochrona zasad zrównoważonego rozwoju.
- Najbardziej problematyczne jest, że mamy za mało wiarygodnych dokumentów. Prawdziwe skutki tej umowy naprawdę trudno ocenić – uważa prof. Herta Däubler-Gmelin, była minister sprawiedliwości RFN. I podkreśla, że umowa oznacza korzyści tylko dla tych, którzy będą mieć dostęp do rynku. Tymczasem demokracja nie powinna być od niego zależna.
- Jaki jest obecny stan negocjacji TTIP? To pytanie często zadawane w Niemczech - mówi Däubler-Gmelin. - Im więcej ludzie wiedzą o tej umowie, tym są bardziej sceptyczni. W tym roku aż 56 procent obywateli Niemiec przyznało w ankietach, że nowoczesne umowy o wolnym handlu szkodzą obywatelom. Oczywiście, że Daimler, Bosch, Siemens są za TTIP, bo na drodze harmonizacji zlikwidowane zostaną bariery pozataryfowe. Ale czy do tego potrzeba takiej umowy? Przecież można zapisy uregulować ustaleniami obustronnymi – stwierdza prof. Däubler-Gmelin.
Stanowcze "NIE" dla mechanizmu "inwestor przeciwko państwu"
- Jeśli my jako państwo z góry zgodzimy się na podporządkowanie narzucanym nam warunkom i nawet nie spróbujemy myśleć, że można działać inaczej, to sami ustawimy się w szeregu państw słabszych. W naszym interesie nie leży utrwalanie mechanizmu ISDS - przestrzega prof. Oręziak.
Dla Marcina Wojtalika z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności podstawowy problem negocjacji to nieustająca propaganda sukcesu płynąca z polskich ministerstw i Komisji Europejskiej. - W Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech ludzie mają inny obraz umowy niż w Polsce. W efekcie, kanclerz Austrii zapowiada, że ponieważ koncerny i tak są silne, to nie można im oddać całej władzy i trzeba uniknąć ISDS za wszelką cenę, a prezydent Węgier deklaruje, że nie poprze żadnej umowy o wolnym handlu, która pozbawia krajowej jurysdykcji i przekazuje prawo w odległe miejsca.
Polska ma już umowy dwustronne z krajami UE i USA, które zawierają mechanizm ISDS, pozwalający skarżyć do arbitrażu (nie do sądu!) kraj przez niezadowolonego inwestora. Dla Europy Zachodniej ten mechanizm jest nie przyjęcia. Tymczasem polski rząd deklaruje, że ponieważ od 1994 roku jesteśmy stroną traktatu z tym mechanizmem, to zależy nam na jego nowym ujęciu, które „sprzyjałoby wprowadzeniu równowagi pomiędzy prawami inwestora a prawem do regulacji”!
- Czyli obecna umowa tej równowagi nie gwarantuje - podsumowuje Wojtalik. - Kiedy 20 lat temu akceptowaliśmy pewne warunki, byliśmy w innej sytuacji, byliśmy poza UE, ale umowa z USA była ważna 10 lat. Można ją było zakończyć. Nie zrobiliśmy tego. Teraz też można ją wypowiedzieć w każdej chwili z rocznym wyprzedzeniem. Dlaczego tego nie robimy, tylko przekonujemy, że nowa wersja ISDS będzie lepsza dla nas?
25 maja KE opublikowała dokument, w którym zapowiada zmiany w ISDS. - Niczego to nie zmienia tak naprawdę - twierdzi prof. Oręziak. - Możliwość odwoływania się od decyzji arbitralnych, możliwość wyboru przez inwestora sądu lokalnego lub arbitrażu i większa przejrzystość,to zmiany kosmetyczne – mówi prof. Oręziak. - Natomiast nadal sankcjonuje się coś sprzecznego z prawem czyli werdykt wydany przez prywatne sądy.
Bezstronność arbitrów wiele razy została poddana pod wątpliwość. Trudno się dziwić, bo nie obowiązują ich zasady niezawisłych sędziów. Raz mogą występować jako arbitrzy, a raz jako reprezentanci inwestora skarżącego państwo.
Jak działają? Marcin Wojtalik z IGO podaje przykład: Firma z Kuwejtu skarży państwo Libia. Zasądzone 935 mln dolarów odszkodowania. Z uzasadnienia: 5 mln za faktycznie straty, 30 mln za straty moralne, 900 mln za utracone zyski, ponieważ kontrakt zawarto na 90 lat i firma założyła, że zarobi 900 mln dolarów.
- Dobro inwestora – tak. Ale dobro publiczne nie można zaginąć! - mówi prof. Herta Daubler-Gmelin. I pyta: - Dlaczego Europejczycy chcą sobie zrobić taką krzywdę, akceptując TTIP? Nikt dotąd na to pytanie nie odpowiedział. Społeczeństwo niemieckie obawia się, że postępowanie KE i rządów krajów spowoduje ograniczenie kompetencji parlamentów narodowych , ale niestety nie na rzecz PE, który nie posiada odpowiednich uprawnień. Demokracja zostanie zniekształcona.
- Liberalizacja, deregulacja i prywatyzacja to główny cel TTIP – podsumowuje prof. Oręziak. Nawet bez mechanizmu ISDS ta umowa doprowadzi tylko do jeszcze większego bogacenia się silnych i coraz większych dysproporcji w dochodach oraz wolności.