Od stycznia do końca kwietnia w Polsce sprzedano ponad 900 mln l złocistego napoju, to spadek o 4,5 proc. Jeszcze większy jest zjazd w przypadku wódki.

Polacy oszczędzają na alkoholu – wynika z danych Nielsena. Nie ma jeszcze oficjalnych danych za maj, ale zdaniem ekspertów spadek sprzedaży piwa zostanie utrzymany, ponieważ pogoda nie dopisała i nie było wydarzeń, które sprzyjałyby wzrostowi konsumpcji. Browary zaraportowały zmniejszenie produkcji o ponad 3 proc. i sprzedaży o ponad 4 proc. Spadek popytu dotyczy piw alkoholowych i bezalkoholowych, które dotychczas wykazywało wysoką dynamikę wzrostu pod każdym względem.

Andrzej Olkowski, prezes Stowarzyszenia Regionalnych Browarów Polskich, tłumaczy, że jest to efekt pogorszenia nastrojów społecznych. Te obecnie nie sprzyjają wychodzeniu do restauracji, barów i spotkaniom ze znajomymi. – Trudno o optymizm w społeczeństwie, kiedy inflacja wciąż jest wysoka i ceny nie spadają – dodaje Bartłomiej Morzycki, dyrektor generalny Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego w Polsce – Browary Polskie.

Przyznaje, że ceny piwa wzrosły w związku z podwyżką akcyzy od nowego roku oraz przerzuceniem kosztów produkcji na konsumentów. – W ubiegłym roku przed podwyżkami chroniły producentów długoterminowe kontrakty na dostawy surowców i materiałów. Dziś już obowiązują nowe i za piwo trzeba zapłacić średnio o 20 proc. więcej – mówi Morzycki.

Segmentem, który odczuwa spadek popytu w pierwszej kolejności, są piwa ekonomiczne, które w ciągu ostatnich miesięcy zdrożały średnio o 1–1,5 zł. Nie jest to produkt pierwszej potrzeby, więc wielu konsumentów po prostu z niego rezygnuje. Ci, którzy wybierają piwa z wyższej półki, takie jak krafty, kosztujące dziś średnio ponad 10 zł, raczej ograniczają zakupy zamiast np. wybierać trunki z trochę niższej kategorii.

– Wzrosły koszty energii, surowców, opakowań czy koszty osobowe, a także podatek akcyzowy. Sporą część tych podwyżek bierzemy na siebie, ale musimy też podwyższać ceny naszych piw, by biznes, w naszej relatywnie niewielkiej skali produkcji, po prostu się opłacał. Wyzwaniem jest w tym kontekście to, by nie przeholować z podwyżką i nie przekroczyć pułapu konsumenckiej tolerancji – mówi przedstawiciel jednej z firm.

– Zmniejszają się możliwości wejścia na sklepowe półki, zwłaszcza dla małych producentów piw regionalnych czy kraftów. Wiele sieci ogranicza niszową ofertę, stawiając w tym sezonie raczej na piwa koncernowe, wolumenowe. W związku z tym ogromnym wyzwaniem jest budowanie i rozwijanie dystrybucji. My radzimy sobie z tym poprzez konsolidację. Od ponad pół roku realizujemy projekt łączenia ze sobą lokalnych producentów z lokalnymi hurtownikami i dystrybutorami, co jest – w naszej opinii – skutecznym sposobem na walkę o sprzedaż i dystrybucję w trudnych czasach – komentuje Jakub Gromek, dyrektor generalny Mazurskiej Manufaktury.

Przedstawiciele branży nie liczą, że w tym roku uda się utrzymać na rynku piwa trend wzrostowy. Szacunki ekspertów wskazują, że całościowy spadek konsumpcji może wynieść nawet 3 mln hl, czyli tyle, ile produkuje rocznie duży browar.

Co w związku z tym robią producenci, by stymulować sprzedaż? Jak mówią przedstawiciele firm, starają się tworzyć sytuacje czy okazje zachęcające do spontanicznych decyzji zakupowych. Wchodzą w branżę eventów, wysyłają w teren beertrucki. – Szukamy alternatywy dla sprzedaży w sieciach handlowych. Po pierwszych tygodniach po starcie sezonu widzimy też, że całkiem nieźle radzi sobie gastronomia, pokładamy więc spore nadzieje na współpracę z sektorem HoReCa (hotele i gastronomia – red.) – mówi Jakub Gromek.

Polacy ograniczają też zakupy mocnych trunków. – Sprzedaż ilościowa zmalała w I kw. 2023 r. o kilka procent. Samej wódki konsumenci kupili o 15,5 proc. mniej niż przed rokiem – mówi Witold Włodarczyk, prezes Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy. ©℗

Sprzedaż wódki w I kw. była aż o 15,5 proc. mniejsza niż przed rokiem