Po zakończeniu zasadniczej części procesu prywatyzacji rząd chce łączyć firmy, które mają strategiczne znaczenie dla państwa
Bohdan Wyżnikiewicz wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową / Dziennik Gazeta Prawna
Najtrudniejszy – przede wszystkim ze względu na skalę – będzie proces łączenia sektora energetycznego. Dziś w Polsce działają cztery koncerny: Polska Grupa Energetyczna (PGE), Tauron Polska Energia, Energa oraz Enea. Akcje wszystkich są notowane na giełdzie. Wszystkie mają jednego dominującego akcjonariusza – Skarb Państwa. I to on forsuje plan zakładający, że z czterech firm docelowo powstałyby dwie duże grupy. Jedną tworzyłyby zjednoczone PGE i Energa, drugą – Tauron oraz Enea. Założenie jest takie, że więksi mogliby skuteczniej konkurować na wspólnotowym rynku energetycznym.
Powrót do przeszłości
Problem w tym, że w efekcie planowanego zjednoczenia powstałyby najwyżej europejskie średniaki. Sytuacja nie zmieniłaby się znacząco, nawet gdyby na bazie wszystkich czterech firm utworzyć jednego narodowego giganta.
– W konkurencyjnym środowisku żyjemy od lat i pojawienie się kolejnych podmiotów nie zmieni zasadniczo sytuacji – tłumaczy w rozmowie z DGP Pavel Cyrani, członek zarządu czeskiego koncernu ČEZ. – Nie boimy się konsolidacji polskich firm energetycznych – dodaje.
Pomysł fuzji PGE i Energi jest dobrze oceniany przez analityków, którzy podkreślają, że gdańska spółka mogłaby być sensownym uzupełnieniem dla największej grupy energetycznej w kraju, zarówno w segmencie produkcji z odnawialnych źródeł energii (OZE), jak i dystrybucji. Takie połączenie byłoby uzasadnione z ekonomicznego punktu widzenia. Wzmocniłoby bilans zjednoczonego koncernu i zwiększyło jego potencjał inwestycyjny. I właśnie to może być sednem pomysłu, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę, że branża energetyczna miałaby odegrać istotną rolę w planach ratowania polskiego górnictwa węgla kamiennego. Każda z czterech działających osobno firm jest zbyt słaba, aby udźwignąć na swych barkach nierentowne kopalnie, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę konieczność inwestowania w nie.
Plany dotyczące konsolidacji energetyki miały być ogłoszone jeszcze w styczniu. – Kończymy prace analityczne nad wyborem optymalnej ścieżki konsolidacji polskiego przemysłu energetycznego – mówił kilka miesięcy temu minister skarbu państwa Włodzimierz Karpiński. Teraz MSP deklaruje, że wyniki analiz dotyczących sektora energetycznego będzie mogło przedstawić najwcześniej w drugiej połowie roku. W opinii części komentatorów dzięki temu poślizgowi mogłoby się zatrzeć powstałe wcześniejsze wrażenie, że konsolidacja energetyki ma służyć przede wszystkim ratowaniu kopalń.
Ostatnie ruchy personalne sugerują, że łączenie energetyki jest coraz bliżej. Tuż przed majówką rada nadzorcza Energi podjęła – pod dyktando resortu skarbu – decyzję, która zaszokowała giełdowych graczy. Z dotychczasowego zarządu spółki nie ostał się nikt, a Mirosława Bielińskiego, który kierował firmą od siedmiu lat, zastąpił Andrzej Tersa. Ten ostatni od maja 2014 r. był wiceprezesem spółki PGE Energia Odnawialna (wcześniej przez długie lata pracował w Enerdze). Wśród analityków dominuje opinia, że Tersa dostał zadanie połączenia obu grup energetycznych. Jego poprzednik nie protestował co prawda oficjalnie przeciw takiemu scenariuszowi, ale – wbrew oczekiwaniom MSP – nie wykazywał specjalnej ochoty ani entuzjazmu dla jego realizowania.
Scenariusz, w którym największy polski koncern miałby przejąć gdańską firmę, może mieć jeden słaby punkt, na co wskazują doświadczenia z podobnej próby, którą forsowano przed kilkoma laty. W 2011 r. wydawało się nawet, że fuzja jest dopięta na ostatni guzik, gdy na przeszkodzie stanął Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Ówczesna prezes UOKiK Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel uznała, że fuzja PGE z Energą ograniczyłaby konkurencję na rynku.
Czy tym razem prezes UOKiK również by oponował? Od ponad roku szefem urzędu jest Adam Jasser, wcześniej członek Rady Gospodarczej przy Premierze. – Urząd nie komentuje hipotetycznych transakcji. Do UOKiK nie wpłynął na razie żaden wniosek dotyczący konsolidacji sektora energetycznego. Jeżeli takie się pojawią, będą analizowane, zgodnie z przepisami antymonopolowymi – przekazało nam wczoraj biuro prasowe UOKiK. W lutym w wywiadzie dla DGP Adam Jasser podkreślał zaś, że decyzje w sprawie koncentracji nie są podejmowane jednoosobowo.
Połączenie dwóch pozostałych grup – Tauronu i Enei byłoby zapewne mniej kłopotliwe pod względem formalnym. Problem w tym, że w tym przypadku, jak twierdzą analitycy, znacznie trudniej doszukać się korzyści wynikających z fuzji tych dwóch podmiotów.
– Celem integracji jest stworzenie silnych podmiotów, które będą mogły realizować niezbędne dla bezpieczeństwa energetycznego państwa inwestycje. Do 2020 r. cztery energetyczne spółki w nadzorze ministra skarbu zrealizują inwestycje warte ponad 100 mld zł. To zaspokoi potrzeby naszego kraju, jeśli chodzi o dostawy prądu w najbliższych latach, ale w perspektywie 2030 r. potrzebujemy dalszych inwestycji – mówi Agnieszka Jabłońska-Twaróg, rzeczniczka MSP. – Integracja umożliwi ich przeprowadzenie, bo większym podmiotom łatwiej uzyskać dostęp do tańszego kredytowania. Chcemy być również przygotowani na sytuację, w której otworzy się europejski rynek energii – dodaje. Resort podkreśla jednak, że nie przedstawił jednego konkretnego scenariusza.
Zbrojeniówka czeka na zamówienia
O ile w energetyce finalnej decyzji o konsolidacji nie ma, to w zbrojeniówce proces jest na ukończeniu. Decyzja o powołaniu Polskiej Grupy Zbrojeniowej zapadła już w 2013 r. Koncern z siedzibą w Radomiu rozpoczął działalność jesienią zeszłego roku, sukcesywnie wchłaniając kolejne firmy z branży. Z ok. 19 tys. pracowników i przychodami na poziomie 5 mld zł PeGaZ będzie – jak na krajową skalę – gigantem. Inaczej w skali międzynarodowej. Koncern znajdować się będzie w połowie setki największych przedsiębiorstw tego sektora na świecie. – Trudno mówić o porównywaniu się z wielkimi firmami, które zatrudniają po 70 tys. ludzi – uważa Michał Świtalski, wiceprezes firmy.
Grupę czeka jeszcze uzyskanie ostatnich formalnych zgód na przejęcia mniejszych podmiotów. Docelowo składać się będzie z ok. 30 spółek – w tym takich marek jak Bumar, Łucznik, Jelcz, Mesko czy Radwar. Jak deklarowała premier Ewa Kopacz podczas niedawnej wizyty w Radomiu, PeGaZ będzie beneficjentem wielomiliardowych umów offsetowych, które negocjuje obecnie MON. – Intencją MSP jest, aby kwota ok. 130 mld zł, planowana w ciągu najbliższych lat na modernizację techniczną polskiej armii, w jak największej części została wydatkowana na zakupy polskiego uzbrojenia w polskich fabrykach zbrojeniowych – dodaje Agnieszka Jabłońska-Twaróg z resortu skarbu.
Anwil w grze
Z nieoficjalnych informacji DGP wynika, że trwają też przygotowania do dalszej konsolidacji polskiej chemii. Obecna Grupa Azoty, w skład której wchodzą m.in. zakłady azotowe w Tarnowie, Puławach i Kędzierzynie oraz fabryka chemiczna w Policach, już od dawna przymierza się do przejęć. W połowie zeszłego roku jej wiceprezes Krzysztof Jałosiński deklarował, że ponieważ firma chce utrzymać drugą pozycję w Europie, analizuje pod kątem potencjalnych akwizycji 10 podmiotów. – Są to firmy zarówno z Europy, jak i z Polski – mówił.
Do tej drugiej grupy mógłby należeć będący własnością Orlenu (jego największym akcjonariuszem jest także Skarb Państwa) włocławski Anwil, który podobnie jak Grupa Azoty jest znaczącym producentem nawozów azotowych. – Część nawozowa Anwilu nie należy do naszego podstawowego biznesu – deklaruje Sławomir Jędrzejczyk, wiceprezes Orlenu. Dodaje, że gdyby pojawiła się interesująca oferta, płocki koncern rozważyłby sprzedaż wydzielonej części zakładu we Włocławku.
Kilka lat temu ówczesne Zakłady Azotowe Puławy, które dziś stanowią część Grupy Azoty, negocjowały już zakup nawozowej części Anwilu. Strony nie doszły jednak do porozumienia i do transakcji nie doszło. Teraz może się udać.
– Do niedawna w polskiej chemii mieliśmy do czynienia z bratobójczą konkurencją czterech głównych spółek, które oferowały podobne produkty. Dziś, dzięki udanej konsolidacji i wykorzystaniu efektu skali, stać je na realizację wspólnej strategii rozwoju, opartej na planach inwestycyjnych o wartości ponad 7 mld zł. Rozwój polskiej chemii jest bardzo ważny dla całej gospodarki. Jedno miejsce pracy w tej branży kosztuje dziś 30–40 mln zł – wylicza MSP.
Kolej na przejęcia
Jest jeszcze pomysł konsolidacji sektora kolei towarowych pod skrzydłami Agencji Rozwoju Przemysłu. Powstał w resorcie skarbu, a kiedy w marcu ujrzał światło dzienne, natychmiast wywołał nerwową reakcję Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju. Plan zakładał połączenie sześciu spółek zajmujących się kolejowymi przewozami towarowymi: Lotos Kolej, Orlen KolTrans, Pol-Miedź Trans (należy do KGHM), Koltar (Grupa Azoty), Euronaft Trzebinia i Jastrzębskiej Spółki Kolejowej. To byłoby istotne przemodelowanie rynku. Według danych Urzędu Transportu Kolejowego z I kwartału tego roku, 57 proc. rynku pracy przewozowej, czyli kilometrów przejechanych z towarem, należy do PKP Cargo. Tymczasem kolejowa spółka ARP już na starcie posiadałaby ok. 15 proc. tego rynku, a założenia były takie, że w krótkim czasie mogłaby przekroczyć nawet 20 proc. To oznacza, że stałaby się drugą siłą kolejową w Polsce.
Jakie byłyby atuty spółki kolejowej ARP, w której pierwsze skrzypce grałaby dzisiejsza spółka Lotos Kolej ze swoim prawie 10-proc. udziałem w rynku? Po pierwsze, możliwość skupienia doświadczeń i know-how pod względem obsługi różnych grup towarowych: paliw płynnych, koncentratów miedziowych, siarki itd. Po drugie, nowy podmiot przynajmniej w początkowym okresie miałby gwarancję rentownych kontraktów od dzisiejszych przemysłowych spółek matek. Agresywną polityką cenową łatwiej byłoby mu wyrywać rynek konkurentom, a głównie liderowi, czyli PKP Cargo.
Tymczasem to właśnie PKP Cargo chce być – za przyzwoleniem MIR – „konsolidatorem” rynku, który będzie przejmował kolejowe spółki od dużych grup przemysłowych. W lutym PKP Cargo i KGHM zawarły już nawet wstępne porozumienie w sprawie przejęcia 49 proc. udziałów w należącej do KGHM spółce Pol-Miedź Trans. Plan budowy pod parasolem ARP nowej potęgi na kolei i osłabienie istniejącego czempiona stawia jednak te plany pod znakiem zapytania.
– Zastanawia mnie, po co państwo ma kreować konkurencję dla PKP Cargo, na który ma wpływ poprzez PKP. Wyłączanie spółek kolejowych, np. Lotosu Kolej i Orlen KolTrans, z dużych grup przemysłowych, jest racjonalne, ale rząd powinien raczej wspierać działania konsolidacyjne pod parasolem PKP Cargo – twierdzi prof. Włodzimierz Rydzkowski z Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Gdańskiego.
Po co podcinać skrzydła PKP Cargo, kiedy spółka dzięki restrukturyzacji zaczęła przynosić zyski, zadebiutowała w udany sposób na GPW i prowadzi ekspansję zagraniczną?
MSP podnosi argument, że PKP Cargo obecnie jest w trakcie obejmowania 80 proc. udziałów czeskiego przewoźnika towarowego AWT, który jest drugim graczem na tamtejszym rynku. W przyszłości – w ramach konsolidacji aktywów czeskich – PKP Cargo miałoby przejąć spółki kolejowe będące pod kontrolą Orlenu – tę z grupy czeskiego Unipetrolu oraz GK Orlen. To nie koniec, bo PKP Cargo rozgląda się też za możliwością dalszych akwizycji na południu i zachodzie Europy. Nie jest tajemnicą, że Skarb Państwa ma dla tej grupy zadania dotyczące konsolidacji „szerokiego toru”, który zakłada zmiany w zarządzaniu i strukturze właścicielskiej linii między Medyką i Sławkowem. – Do tego wszystkiego jeszcze przejmowanie kolejowych przewoźników z grup przemysłowych? PKP Cargo tego wszystkiego nie udźwignie – usłyszeliśmy od osoby zaangażowanej w plan konsolidacji.
MSP twierdzi, że powodem zmian jest chęć utrzymania przez Skarb Państwa kontroli nad strategicznymi transportami, czego PKP Cargo nie byłoby w stanie zagwarantować. Dlaczego nie? Z ustawy o komercjalizacji PKP z 2001 r. wynika, że docelowo powinna zostać sprzedana w całości (na razie przez giełdę sprzedanych zostało dwie trzecie udziałów). Resort infrastruktury stoi jednak na stanowisku, że to nielogiczne, bo plan analizowany przez ARP także nie wyklucza upublicznienia podmiotu kolejowego na giełdzie. A PKP Cargo jest kontrolowane przez PKP, czyli spółkę należącą do Skarbu Państwa, mimo że poprzez giełdę sprzedany został większościowy pakiet akcji.
– W działaniach resortów widać niekonsekwencję wynikającą z tego, że najpierw została podjęta decyzja o prywatyzacji PKP Cargo, a potem w jej miejsce próbuje się utworzyć nową spółkę – zauważa Jakub Majewski, prezes Fundacji Pro Kolej. Jest jeszcze jeden problem: PKP Cargo, które posiada nadwyżki taborowe, pozostałoby z niezagospodarowanymi wagonami i lokomotywami, podczas gdy nowy podmiot musiałby pojazdy dokupywać.
Prezes Krajowej Izby Gospodarczej Andrzej Arendarski komentował, że z utworzenia konkurencji dla PKP Cargo, z którego państwo czerpie dywidendę, na pewno ucieszą się zagraniczni konkurenci. Chodzi głównie o Deutsche Bahn, który jest w Polsce numerem dwa w przewiezionej masie i numerem cztery w pracy przewozowej.
Na razie resort wydał stanowisko, że zamraża plany dotyczące konsolidacji aktywów kolejowych przez ARP. – Po wstępnej analizie MSP podjęło decyzję o wstrzymaniu dalszych prac mających na celu realizację koncepcji konsolidacji kolejowych przewozów towarowych – przyznaje Agnieszka Jabłońska-Twaróg z Ministerstwa Skarbu. To daje zielone światło dla przejmowania przez PKP Cargo przewoźników należących do Grupy Lotos, Orlenu czy KGHM. I tutaj – podobnie jak w przypadku energetyki, nie ma jasności co do stanowiska UOKiK. Gdyby dostrzegł ryzyko nadużywania przez PKP Cargo pozycji dominującej. Wtedy pomysł konsolidacji przez ARP może nieoczekiwanie znów wrócić do gry, co byłoby po myśli MSP. ©?
Plany konsolidacji spółek kolejowych przez ARP są na razie zamrożone
ROZMOWA
W każdym sektorze jest inaczej
Rząd najwyraźniej stawia teraz na konsolidację. I to konsolidację hurtową, bo przeprowadzaną jednocześnie w bardzo wielu różnych branżach: energetyce, transporcie, chemii czy przemyśle zbrojeniowym. Czy to dobry kierunek?
Każdy z tych sektorów należałoby rozpatrywać osobno.
Zacznijmy więc od energetyki.
W tej branży ścierają się z sobą dwa diametralnie różne poglądy. Jeden, reprezentowany przez rząd, mówi o tym, że konsolidacja jest potrzebna, pozwoli bowiem stworzyć duże grupy energetyczne, które mogłyby skutecznie konkurować na międzynarodowym rynku.
Problem w tym, że polskie firmy nawet po tego typu fuzji i tak nie znajdą się w europejskiej czołówce. W efekcie z takiej konsolidacji możemy więc mieć więcej szkód niż pożytków. Istnieje bowiem drugi pogląd, w myśl którego konsolidacja w sektorze energetycznym sprzyjać będzie powstawaniu monopolu i przez to stanowić może zagrożenie. Ja skłaniam się właśnie ku temu stanowisku. Uważam, że korzystne dla klientów byłoby to, gdyby konkurujących z sobą podmiotów energetycznych było więcej. Trudno też zapomnieć o tym, że w tle konsolidacji branży energetycznej jest przejmowanie przez nowe podmioty kopalń węgla kamiennego. To oczywiście kolejny mankament tej idei.
A połączenia w sektorze chemicznym?
Sporą część konsolidacji chemii mamy już za sobą. Przecież zakłady z Tarnowa, Puław, Polic i Kędzierzyna funkcjonują już w ramach jednej grupy. I dotychczasowe doświadczenia wskazują na to, że – pomimo rozproszenia geograficznego tych przedsiębiorstw – konsolidacja w tej branży ma większy sens niż w energetyce.
Teraz w grę mogłoby wchodzić przyłączenie Anwilu.
W chemii ważny jest efekt skali, bo to – ze względu na konieczność dokonywania kolejnych inwestycji – bardzo kapitałochłonny przemysł. Warto więc racjonalizować plany inwestycyjne. Jeśli taką konsolidację przeprowadzono by w taki sposób, by korzyści mieli wszyscy akcjonariusze, a pamiętajmy, że część tych spółek jest notowana na GPW, to warto taki pomysł przynajmniej rozważyć.
Konsolidacja w branży zbrojeniowej jest już na ukończeniu.
Taka konsolidacja jest sensowna i celowa, gdy w wyniku jej przeprowadzenia będzie można produkować nowoczesny sprzęt, który da się sprzedawać w świecie. Nasz przemysł zbrojeniowy nie jest znaczącym graczem i obawiam się, że ten mój postulat pozostanie jednak tylko w sferze marzeń.
Mamy jeszcze sektor kolejowy, w którym różne mniejsze spółki mają pod auspicjami ARP stworzyć większy podmiot, który konkurowałby z inną kontrolowaną przez państwo firmą, jaką jest PKP Cargo.
PKP Cargo to spółka, która jest notowana na GPW, a giełda zawsze wymusza większą efektywność i racjonalność. W każdej branży – jak wynika z naszych badań, które kiedyś prowadziliśmy na potrzeby stworzenia listy największych polskich firm – giełdowe spółki okazują się bardziej efektywne niż pozostałe. Myślę więc, że PKP Cargo sobie poradzi, a powstanie drugiej silnej spółki kolejowej tylko wzmocni konkurencję.