W ubraniach zaprojektowanych przez Ewelinę Kustrę pojawiały się Kelly Osbourne, Anja Rubik oraz Britney Spears
/>
Choć ma do współpracy 10 osób, wciąż sama projektuje ubrania, zarządza sklepem internetowym i dwoma butikami stacjonarnymi, odpowiada za PR i rozwój firmy, jest menedżerem ściągającym do Polski zagraniczne marki, a jak trzeba – nawet kurierem. SHE/S A RIOT to dla Eweliny Kustry więcej niż firma. – To, że jestem panią prezes, nie oznacza, że siedzę z komputerem w szklanym gabinecie. Wręcz przeciwnie, uwielbiam być wśród gości butiku – deklaruje Ewelina Kustra.
Jeszcze pięć lat temu Kustra była dziennikarką specjalizującą się w kulturze. Dziś jest projektantką ubrań i twórczynią jednej z najbardziej rozpoznawalnych alternatywnych marek odzieżowych. Od 2012 r. przygotowała kilkanaście kolekcji (w tym specjalną linię dziecięcą), w których skład weszło ponad sto ubrań, od sukienek po płaszcze. – Decyzja, by porzucić ustabilizowaną pracę w korporacji, nie była łatwa, ale po trzech latach pracy, w której sama jestem sobie szefową, nie żałuję jej nawet w najmniejszym stopniu – zarzeka się.
Początki wcale nie wskazywały, że to będzie biznes. Kustra w tym kontekście przywołuje anegdotę z wizyty w Nowym Jorku. – Szłam ulicą ubrana w kombinezon uszyty według własnego pomysłu, gdy jakiś obcy chłopak na przejściu dla pieszych zupełnie otwarcie skomplementował, że „jej tyłek świetnie wygląda w tych spodniach”. Kiedy wróciła do hotelu i przejrzała się w lustrze, uznała, że miał rację. Pomyślała, że byłoby fajnie, gdyby inne dziewczyny też to poczuły. Potem pojawiła się propozycja ze strony festiwalu kulturalnego Re:wizje, który zaprosił Kustrę w charakterze dziennikarki. Wtedy wymyśliła SHE/S A RIOT nie tyle jako markę modową, ile instalację: ciuchy na siedem dni tygodnia, siedem kombinezonów z różnymi wstawkami. Tak, by pasowały i do pracy, i na wieczorowe wyjście.
– Założyłam fanpage na Facebooku, opracowaliśmy logo i wtedy niespodziewanie ludzie zaczęli dopytywać, gdzie można kupić moje ubrania, widoczne na wystawie i zdjęciach. Wtedy pomyślałam o firmie, szyciu i sprzedawaniu ciuchów – wspomina. – Musiałam się wszystkiego nauczyć. Nigdy wcześniej nie zajmowałam się projektowaniem, a zamiast przemyślanego w najdrobniejszych szczegółach biznesplanu miałam zapał i wpojoną przez lata dziennikarskiej pracy maksymę: „nie znasz się, to się nauczysz” – dodaje.
Przed pierwszą poważniejszą kolekcją testowanie krawcowych, dziewiarni, które wyprodukują na zamówienie stosowne materiały, a nawet poszukiwanie suwaków czy guzików, zajęło jej osiem miesięcy. Okazało się też, że umiejętność rysowania nie jest niezbędna w projektowaniu. Krawcowe żartowały z niej, że ma gadane, bo dokładnie potrafiła im opisywać, o jaki efekt chodzi. Kiedy pierwsza kolekcja była gotowa, ruszył jej sklep internetowy, a Kustra zaczęła jeździć ze swoimi projektami na targi i pokazy polskiej mody. Równolegle wciąż pracowała w dużym portalu internetowym. – Za firmę zabierałam się w środku nocy. Nie miałam ani biura, ani butiku, ani magazynu, więc belki z tkaninami, pudła z ubraniami i dodatkami oraz firmowe papiery zajmowały mi mieszkanie. Co więcej, z niektórymi klientkami, które chciały coś dokładniej obejrzeć przed zakupem, umawiałam się w kawiarniach, a one przymierzały stosy ubrań w toalecie – wspomina ze śmiechem ten partyzancki okres.
Nie wiadomo, jak długo trwałaby ta sytuacja, gdyby pracodawca nie kazał jej odebrać trzech miesięcy zaległego urlopu. Ten czas niemal w całości poświęciła SHE/S A RIOT. Wtedy okazało się, jak bardzo firma może się rozwinąć, gdy poświęca jej całą uwagę. Jesienią 2012 r., tuż po urlopie, Kustra zrezygnowała z pracy i zajęła się tylko swoim biznesem. W ciągu dwóch i pół roku, które minęły od tamtej pory, jej młoda marka dosyć szybko zyskała uznanie i kilka wizerunkowych sukcesów. W koszulce z napisem „I slept with Anja” pojawiła się Anja Rubik, projekty Kustry nosiły także Patricia Kazadi, Kelly Osbourne i Britney Spears, a na koncerty zakładali je muzycy z Chew Lips czy Little Dragon.
W tym czasie Kustra założyła stacjonarne butiki w Poznaniu i Warszawie. – Nie chodzi tylko o wypuszczanie kolejnych kolekcji ubrań i ich sprzedaż, ale raczej o to, by stworzyć miejsca, gdzie można kupić zarówno ubrania, jak i przedmioty codziennego użytku – opowiada i tłumaczy, że konsumenci nie chcą już anonimowych produktów masowych. Potrzebują za to rady i identyfikacji z producentem. – Moja twarz widnieje na torebkach, w które pakujemy zakupy, nie dlatego, że kocham na siebie patrzeć. To podkreślenie indywidualności marki i tego, kto za nią stoi i na czyich wyborach jest ona oparta. To zabieg, o którym pewien naukowiec piszący pracę doktorską na przykładzie mojej firmy napisał „budowana spontanicznie marka osobista” – tłumaczy.