Kłótnie wokół ceny, za którą Orlen sprzedawał aktywa Lotosu i zasad współpracy z firmą Aramco, z którą Orlen będzie wspólnie zarządzał Rafinerią Gdańską, odwracają uwagę od dużo ważniejszego problemu. Chodzi o wielkość powstałej firmy i jej znaczenie dla nas, konsumentów.

Orlen naszym przyjacielem?

W swoich reklamach spółka stara się nas przekonać, że jest naszym przyjacielem. Przejawy tej przyjaźni mamy widzieć przede wszystkim na stacjach benzynowych. Do takiej interpretacji płaconych rachunków przekonuje nas w telewizyjnych reklamach główny ekonomista firmy Adam Czyżewski. Najpierw dowiedzieliśmy się od niego, że ceny paliw mamy jedne z najniższym w Europie. Później, że tylko 10 proc. zysków Orlenu pochodzi od krajowych kierowców. I jeszcze na stacjach paliw jest tanio, bo mamy możliwość kupienia coraz większej ilości benzyny i oleju napędowego za pensję minimalną. A kiedy opinia publiczna się dziwiła, dlaczego spadają notowania ropy, a ceny paliw nie bardzo, usłyszeliśmy, że na cenę końcowego produktu rafinerii wpływa wiele czynników. Również kursy walutowe.
Później przychodzi do prezentacji wyników za kolejne kwartały i okazuje się, że znów są rekordowe. I w takich sytuacjach menedżerowie starają się grać w tę samą grę. Na konferencji prezentującej dokonania w III kw. 2022 r. jednym z głównych motywów było pogorszenie się warunków, w jakich funkcjonował Orlen, w porównaniu z II kw.
Pogorszenie było znaczne, bo chodziło o spadek niektórych marż o kilkadziesiąt procent. Dopełnieniem prezentacji powinna być informacja, że, owszem, w III kw. warunki się pogorszyły, ale kwartał wcześniej były prawdopodobnie najlepsze w historii. Między lipcem a wrześniem także były ponadprzeciętnie dobre, w odniesieniu do wzorców z przeszłości.

Trudno mieć do Orlenu pretensje, że zarabia na kierowcach

Warunki dla koncernów paliwowych są korzystne na całym świecie. Ten z Płocka jedynie na tym korzysta. Jednak przekonywanie przy tym, że stara się nam ulżyć, jak tylko może, to już przesada. W szczególności jeśli spojrzymy na zmiany cen na stacjach w Polsce i innych państwach europejskich w tym roku. Okazuje się, że z naszych cen detalicznych całkowicie została wymazana obniżka VAT z 23 do 8 proc., która weszła w życie od początku lutego. W styczniu VAT ma wrócić do pierwotnego poziomu. Część analityków rynku paliw uważa, że Orlen celowo utrzymuje obecnie podwyższone ceny na stacjach, żeby kierowcy nie doznali szoku, kiedy pojadą zatankować po 1 stycznia. Sugerują tym samym, że płocki koncern może sterować cenami, mimo że teoretycznie nie jest monopolistą na rynku. Choćby dlatego, że kilkadziesiąt procent sprzedawanego na stacjach paliwa pochodzi z importu.
Podążając ścieżką importu paliw, możemy dojść do kwestii PGNiG, nad którym Orlen przejął kontrolę na przełomie października i listopada. PGNiG, żeby uniezależnić nas od rosyjskiego gazu, postanowił, że będzie importował surowiec z Norwegii, za pomocą gazociągu Baltic Pipe. Firma zadbała, żeby operacja ta była opłacalna. Jeszcze przed startem budowy gazociągu pojawiła się ustawa nakładająca na importerów gazu obowiązek utrzymywania jego rezerw obowiązkowych w magazynach w Polsce. W magazynach, z których wszystkie znajdowały się pod kontrolą PGNiG. Wprawdzie można było w PGNiG wykupić tzw. usługę biletową, która załatwiła kwestię rezerw, ale tak się złożyło, że niedługo po wejściu w życie nowych przepisów działalność zakończyła firma HEG, największy prywatny konkurent PGNiG na rynku gazu. Ustawa w praktyce dała PGNiG monopol na rynku gazu, gwarantując, że znajdzie nabywców na gaz sprowadzony przez Baltic Pipe.
„Gazeta Wyborcza” pisała niedawno, że Maciej Mataczyński, prawnik pracujący dla Orlenu, brał udział w pracach nad nowelizacją ustawy, ułatwiającą sprzedaż kawałka Lotosu Saudyjczykom z Aramco. Orlen uzyskał siłę, która pozwala spółce kształtować prawo pod swoje potrzeby. A politycy mogą jej sprzyjać, bo zyski kontrolowanego przez państwo Orlenu traktują jak swoje osiągnięcia. Więc dziś jeszcze Orlen monopolistą nie jest, ale jutro? ©℗