Polscy producenci nie chcą odszkodowań. Żądają jedynie wstrzymania zmasowanych kontroli. Zwłaszcza że nie wykazały one żadnych nieprawidłowości. Biorą sprawy w swoje ręce, gdyż rząd nie broni ich interesów.
Rolnicy domagają się, by Komisja Europejska wypowiedziała się na temat trwających od sierpnia 2014 roku zmasowanych kontroli polskiej żywności w Czechach, przeprowadzanych na zlecenie Jindřicha Pokory z Państwowej Inspekcji Rolno-Żywnościowej. Według przedstawicieli branży Praga łamie w ten sposób unijne prawo i stosuje niedozwolone praktyki. Zwłaszcza że nawet czeski resort rolnictwa przyznaje, że podczas 4,5 tys. kontroli – dotyczących partii mięsa, warzyw, owoców, ryb i wyrobów mlecznych – nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości.
– Po Nowym Roku chcemy się spotkać ze wszystkimi organizacjami rolniczymi oraz posłami, by wspólnie skłonić ministra rolnictwa do złożenia oficjalnej skargi do Komisji Europejskiej na postępowanie czeskich władz – zapowiada przewodniczący Komitetu Protestacyjnego Rolników i Producentów Wieprzowiny z Małopolski Paweł Augustyn. I dodaje, że jeśli Marek Sawicki nie zdecyduje się na taki krok, skargę złożą sami rolnicy. – To najlepsza droga, abyśmy otrzymali od Czechów wiążące zapewnienie, że tego rodzaju incydenty się nie powtórzą. Nie zamierzamy natomiast walczyć o odszkodowania – dodaje Augustyn.
Nasz rozmówca nie jest zadowolony z dotychczasowej reakcji polskich władz i podkreśla, że branża i tak boryka się już z rosyjskim embargiem na owoce i wieprzowinę, a niedługo będzie musiała zapłacić nałożone przez Komisję Europejską kary za nadprodukcję mleka. Przypomnijmy, że 15 grudnia minister Sawicki rozmawiał o kłopotach polskich rolników ze swoim czeskim odpowiednikiem Marianem Jurečką. Po spotkaniu Sawicki powiedział, że sprawę uważa za zamkniętą. – Czeski minister rolnictwa przekazał dane dotyczące kontroli żywności. Według tych danych kontrole polskich produktów nie odbiegały od kontroli towarów z innych państw – oświadczył Dariusz Mamiński z resortu rolnictwa.
Rolnicy twierdzą jednak, że do tej pory nikt nie zaprezentował wyliczeń, które by dowodziły, że polski eksport nie ucierpiał z powodu zaostrzonych kontroli. W 2013 roku jego wartość sięgnęła 40 mld zł, co stanowiło 6,2 proc. wartości naszego całego eksportu. – Kontrole były uciążliwe dla przedsiębiorców. W czasie, gdy były przeprowadzane, polskie towary nie mogły trafić do tamtejszych sklepów. Pojawiły się w nich z dużym opóźnieniem, a to już oznacza realne straty dla wytwórców – komentuje Paweł Augustyn.
– Praktyki stosowane w Czechach godzą w polską markę. Zlecenie szczegółowych kontroli miało służyć tylko jednemu: znalezieniu nieprawidłowości w polskiej żywności, o których potem można by było głośno opowiadać – ocenia w rozmowie z DGP Michał Cieślak z Komitetu Protestacyjnego Rolników i Producentów Wieprzowiny w Świętokrzyskiem. Pojawienie się w Czechach kampanii wymierzonej w naszą żywność zbiegło się w czasie z wejściem do rządu partii ANO 2011 Andreja Babiša. Babiš, który w styczniu 2014 r. został ministrem finansów, należy do potentatów branży rolno-spożywczej.
Dlatego rolnicy nie zamierzają poprzestać tylko na skardze do Komisji Europejskiej. Chcą, by Czesi odczuli naszą reakcję na własnej skórze. Dlatego namawiają rodaków do bojkotu czeskich produktów. Na razie, ze względu na zbliżające się święta Bożego Narodzenia, chodzi głównie o żywność. Ale nie tylko. – Przed nami nowe rozdanie środków unijnych w ramach perspektywy na lata 2015–2020. Polskie rolnictwo może sięgnąć m.in. po pieniądze na modernizację gospodarstw. Chcemy zachęcić rolników, by stawiali na maszyny i urządzenia rodzimej produkcji, omijając te z czeskim logo – tłumaczy Augustyn.
Przedstawiciele producentów znad Wełtawy mają jednak nadzieję, że bojkot nie odbije się na ich obrotach. – Na razie nikt, kto zapowiadał, że w przyszłym roku kupi od nas maszyny, nie wycofał się ze swojego postanowienia. Zdajemy sobie jednak sprawę, że istnieją alternatywy dla naszych urządzeń. Dlatego długotrwała akcja może mieć negatywne konsekwencje dla naszego biznesu – przyznaje Marcin Kędzia, koordynator sprzedaży na Polskę w firmie Farmet. Według przedstawicieli czeskich firm na bojkocie stracą również polscy dystrybutorzy. – Proszę też pamiętać, że Polacy pracują w wielu czeskich fabrykach. Dotyczy to również naszego zakładu, położonego tuż przy polsko-czeskiej granicy – dodaje Marcin Kędzia.
Trwa polsko-czeska wojenka. Kiedyś te kraje łączyło bardzo dużo. Oto subiektywny przegląd czeskich hitów eksportowych – na Forsal.pl