Choć o problemach Rzeszowskich Zakładów Graficznych wiadomo było od lat, to resort skarbu nie zadbał, by nie dopuścić do jej likwidacji – wynika z kontroli NIK. I niestety wcale nie jest to odosobniony przypadek
„W ocenie Najwyższej Izby Kontroli minister skarbu państwa nie wykonywał nadzoru właścicielskiego nad Rzeszowskimi Zakładami Graficznymi S.A. w sposób gwarantujący skuteczną ochronę interesów Skarbu Państwa” – takie wnioski z kontroli NIK przed kilkoma dniami spłynęły do wspomnianego resortu. Izba już drugi raz przyglądała się sytuacji w tej spółce i ponownie wyciągnęła negatywne wnioski. Efektem pierwszej kontroli było skierowanie do prokuratury wniosku o wszczęcie postępowania. Tym razem, jak dowiedział się DGP, będzie podobnie. Tyle że w między- czasie zakład znikął z rynku, a pracę straciło 600 osób.
Pierwsza alarmująca kontrola NIK miała miejsce ponad 4 lata temu. W jej wyniku ustalono, że ze spółki wyprowadzono majątek wart aż 27 mln zł. Już wtedy NIK grzmiała, że wszystko stało się za wiedzą przedstawicieli Skarbu Państwa.
Rzeszowskie Zakłady Graficzne były jednym z reliktów PRL. Metodą na ich ożywienie miało być zamienienie zakładu pod koniec XX w. w spółkę akcyjną, w której 45,5 proc. udziałów miał Skarb Państwa, a pakiet większościowy za 8,5 mln zł objęła gdańska spółka Inwestor. Wkrótce Inwestora wykupił rzeszowski biznesmen Ryszard P., oczywiście za zgodą Skarbu Państwa. Nowy współwłaściciel obiecał zainwestować w ciągu dwóch lat w przestarzały zakład ponad 7 mln zł. Zamiast tego (jak się doszukała NIK, pieniądze na remont budynków i tak wyłożył RZG) w ciągu pięciu stał się wyłącznym właścicielem atrakcyjnej nieruchomości w centrum miasta, a w zamian przekazał aport o wartości 4 tys. zł. Właśnie te transakcje zainteresowały w 2009 r. izbę. Z jej kontroli wynikało, że prezesem Rzeszowskich Zakładów Graficznych SA został Marcin B., zięć Ryszarda P., i tuż po objęciu funkcji powołał nową spółkę – Grafika sp. z o.o., której celem według kontrolerów było wyjęcie części nieruchomości z majątku zakładów i przekazanie ich Ryszardowi P. W efekcie w nowej spółce Ryszard P. miał już 81 proc. udziałów, a Skarb Państwa zaledwie 19 proc. A te zresztą zaczęły Skarbowi Państwa ciążyć tak, że próbował je sprzedać, tyle że bezskutecznie.
W efekcie kontroli prokuratura skierowała do sądu sprawę przeciwko nie tylko byłemu prezesowi Marcinowi B. i jego teściowi, biznesmenowi Ryszardowi P., ale także – jak opisywała lokalna „Gazeta Wyborcza” – dwóm członkom rady nadzorczej spółki: Sebastianowi P., synowi przedsiębiorcy, oraz Bogdanowi K., byłemu już członkowi rady. Proces w tej sprawie trwa, wczoraj odbyła się kolejna rozprawa. – Liczyliśmy na to, że sąd uwzględni wyniki nowej kontroli NIK, ale to jednak jest wątpliwe, bo postępowanie dotyczy innego okresu niż kontrola – przekonuje Robert Bosek, szef Stowarzyszenia „Grafik – RZG”, zrzeszającego byłych pracowników firmy. – Czujemy cichą satysfakcję, bo kontrolerzy wykazali i udowodnili to, czego byliśmy w ostatnich latach świadkami – dodaje Bosek i mówi, że chodzi chociażby o kompletny brak zainteresowania swoimi obowiązkami urzędniczki oddelegowanej z MSP jako reprezentant Skarbu Państwa w radzie nadzorczej.
I rzeczywiście, jak wskazują kontrolerzy NIK, oddelegowana urzędniczka, która tę funkcję pełniła od 2005 r., co najmniej od 2010 r. „nie wywiązywała się z obowiązków składania informacji kwartalnych”, a tłumaczyła to tym, że „była na zwolnieniu lekarskim, macierzyńskim, chorobowym”. Dopiero w 2012 r. MSP ją z pełnionej funkcji odwołało.
Resort tłumaczy się nam, że dwukrotnie próbował tego przedstawiciela odwołać, jednak głosami większościowego akcjonariusza pozostał on w składzie rady nadzorczej. Tłumaczenia MSP jednak nie satysfakcjonują NIK, która ujawniła więcej zaniedbań, m.in. to, że nie wykazano zainteresowania kwestią legalności nabycia akcji RZS przez spółkę zależną, co ułatwiło doprowadzenie zakładu do likwidacji, a minister skarbu nie wykorzystywał swojego prawa akcjonariusza do uzyskania informacji o spółce nie tylko na walnych zgromadzeniach, ale i poza nimi.
Dla rzeszowskiej poligrafii jest już za późno, ale jak ostrzegają eksperci, podobne zaniechania mają miejsce i w innych spółkach z mniejszościowym udziałem Skarbu Państwa.
– Wciąż takich tworów jest kilkaset, a państwo sprawuje w większości z nich iluzoryczny nadzór – uważa dr Wojciech Warski, przewodniczący Konwentu BCC. – Przykład Rzeszowa to sprawa bardzo typowa. I niestety, w ogromnej części powodem utrzymywania takiej sytuacji jest prosty fakt, iż daje to dodatkowy zarobek urzędnikom oddelegowanych do tych spółek jako przedstawiciele Skarbu Państwa – tłumaczy Warski.
Taką diagnozę potwierdzają też kolejne kontrole NIK w tych spółkach. – Przedstawicielom Skarbu Państwa zasiadającym z radach nadzorczych zarzucamy najczęściej pasywność – twierdzi Paweł Biedziak, rzecznik NIK.
Nadzór nad spółkami Skarbu Państwa często bywa iluzoryczny