Prywatyzacja Poczty Polskiej – jeszcze przed ostatecznymi decyzjami właścicielskimi – przyciągnęła spekulantów. W Małopolsce i na Podkarpaciu firma pod nazwą Polska Grupa Brokerska płaci 2 tys. zł za zrzeczenie się praw do akcji pracowniczych Poczty Polskiej. Do sfinalizowania transakcji nie potrzebuje nawet zaświadczenia od kadrowych o zatrudnieniu i nabyciu praw do akcji. Wystarczy stawienie się przed notariuszem i poświadczenie innego pracownika spółki.
– Trudno określić, czy doszło do jakiejkolwiek transakcji. Na razie nikt nie przyznał się do tego, ale ponieważ są to pieniądze zbliżone do średniego wynagrodzenia w spółce, to na pewno oferta jest dla wielu nęcąca – mówi Andrzej Warpas z pocztowej Solidarności.
Akcje mogą być atrakcyjne dla nabywcy. Pracownicy, o ile dojdzie do prywatyzacji, otrzymają walory warte około 700 mln zł. Zdaniem Warpasa uprawnionych do objęcia akcji będzie około 60 tys. osób.
Jak proceder komentują władze Poczty Polskiej?
– Złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Kierujemy do Komisji Nadzoru Finansowego wniosek o sprawdzenie, czy działania te nie naruszają zasad prawidłowego funkcjonowaniu rynku finansowego – zapowiada Zbigniew Baranowski, rzecznik prasowy Poczty Polskiej. Ostrzega: zawieranie tego typu umów z jakimkolwiek podmiotem (osobami fizycznymi czy prawnymi) jest ryzykowne. – Oferty należy traktować z wyjątkową rozwagą. Mogą one narażać osoby podpisujące takie umowy na straty finansowe i liczne ryzyka prawnopodatkowe. Poczta Polska nie uczestniczyła i nie uczestniczy w dokonywaniu jakichkolwiek czynności z tym związanych – zastrzega.
Sytuacja ze skupowaniem praw do akcji jest dość kuriozalna. Artur Koziołek, rzecznik prasowy Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, przyznaje, że scenariusz upublicznienia akcji Poczty Polskiej jest rozważany. Ale decyzja co do terminu realizacji przedsięwzięcia nie została jeszcze podjęta.
– Rozstrzygnięcie w tym zakresie uzależnione jest od oceny efektywności funkcjonowania spółki i realizacji planów rozwojowych, którym takie działanie miałoby zapewnić finansowanie – zastrzega Koziołek.
Piotr Moniuszko z Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty powiedział, że autorzy pism zawierających oferty wykupu praw do akcji spółki często podają fikcyjne adresy.
– Trudno ustalić, kto za nimi stoi, ale mogą to być osoby, którzy wiedzą więcej, niż się oficjalnie mówi na ten temat – komentuje Moniuszko.
Do tej pory handel pracowniczymi papierami kwitł m.in. w branży chemicznej i energetycznej. W tych sektorach największe państwowe spółki miały być prywatyzowane w drodze oferty publicznej na warszawskiej giełdzie. W ten sposób skupowane były pakiety akcji np. firm chemicznych z Polic, Puław, Tarnowa i Kędzierzyna oraz energetycznego PGE i Tauronu.
Popyt na papiery niektórych spółek był tak duży, że chętni potrafili stać przy bramach do zakładów i namawiać do sprzedaży akcji. Stąd nazywani byli „braminami”.
Ich motywacja była prosta – kupić papiery jak najtaniej i jak najwcześniej przed planowaną prywatyzacją, aby zwiększyć szansę na zysk po wejściu spółki na GPW. Bramini mają duże pole do popisu, bo w największych państwowych spółkach uprawnione do darmowych papierów są tysiące osób. W energetycznym Tauronie było ich ponad 17 tys., a w PZU ponad 19 tys.
Jeśli przewidywania skupujących akcje na nieoficjalnym rynku się spełnią: firma trafi na GPW i uda się im kupić akcje od byłych i obecnych pracowników po korzystnej cenie – zyski mogą być wielkie. Np. latem 2004 r. za papier pracowniczy PZU płacono ok. 135 zł. Kiedy sześć lat później ubezpieczyciel debiutował na warszawskiej giełdzie, na zamknięciu pierwszej sesji jedna akcja spółki kosztowała 360 zł, czyli o 166 proc. więcej.
Są jednak przykłady pokazujące, że zakup akcji pracowniczych może być inwestycją ryzykowną. Świadczy o tym choćby historia Zakładów Azotowych Kędzierzyn (ZAK), które pierwotnie Skarb Państwa chciał sprywatyzować przez giełdę. Kiedy w 2008 r. Ministerstwo Skarbu zapowiedziało, że przygotowuje spółkę do debiutu, cena papierów pracowniczych na rynku niepublicznym skoczyła w okolice 100 zł. Z oferty publicznej nic nie wyszło, a ZAK został przejęty przez Azoty Tarnów. Jesienią ubiegłego roku Grupa Azoty (dawniej Zakłady Azotowe w Tarnowie-Mościcach) w odpowiedzi na pytania akcjonariuszy informowała, że nie planuje w najbliższej przyszłości działań, które miałyby wpłynąć na zmianę stanu prawnego lub własnościowego akcji pracowniczych ZAK. Nie prowadziła też żadnych prac nad ewentualnym wprowadzeniem spółki z Kędzierzyna na giełdę. Na razie wpływy z akcji zakładów ograniczają się więc do dywidendy. Z zysku za 2013 r. firma wypłaciła 0,74 zł na jedną akcję.
Sytuacja ze skupowaniem praw do akcji jest kuriozalna
To tylko umowa przedwstępna
Umowy nabycia praw do akcji Poczty Polskiej to umowy przedwstępne. Obie strony zobowiązują się do zawarcia w przyszłości oznaczonej umowy, którą kodeks cywilny w art. 389 określa mianem umowy przyrzeczonej. Warto zaznaczyć, że umowa przedwstępna ma charakter czysto zobowiązaniowy bez skutku w postaci zbycia prawa. Prawo własności do momentu podpisania umowy właściwej pozostaje przy dotychczasowym właścicielu, a u przyszłego nabywcy pojawia się wyłącznie roszczenie o zawarcie umowy przyrzeczonej w terminie wynikającym z podpisanej umowy przedwstępnej. Umowa przedwstępna jest instytucją prawa zobowiązań służącą stronom, które dążą do zawarcia określonej umowy, ale z różnych powodów nie chcą lub nie mogą jej zawrzeć, a pragną zapewnić sobie jej zawarcie w przyszłości.
Samo zawarcie umowy przedwstępnej nie powoduje też skutków podatkowych, gdyż w tej sytuacji nie możemy mówić o przeniesieniu własności, a jedynie o zobowiązaniu do takiego przeniesienia w określonym terminie. Umowa przedwstępna jest więc przyrzeczeniem do dokonania sprzedaży, która nastąpi dopiero w momencie zawarcia umowy sprzedaży przenoszącej własność akcji.