Proporcje między kredytami udzielanymi firmom a tymi, które otrzymują, klienci indywidualni, są nieprawidłowe – wynika z najświeższego raportu NBP. Winni? Podobno przedsiębiorcy. Bo nie chcą się zadłużać
ikona lupy />
Niezdrowe proporcje w polskim systemie finansowym / Dziennik Gazeta Prawna
Instytucje finansowe w naszym kraju w zbyt niskim stopniu wspierają wzrost gospodarczy. Banki powinny w większym stopniu kredytować przedsiębiorstwa niż klientów indywidualnych – uważa Dobiesław Tymoczko, wicedyrektor departamentu stabilności finansowej w Narodowym Banku Polskim. Jest on odpowiedzialny za przygotowywany cyklicznie przez NBP raport na temat rozwoju systemu finansowego w Polsce. Jego najnowszą edycję bank centralny opublikuje w dniu dzisiejszym.
– Po kryzysie pojawiło się wiele analiz kwestionujących to, że system finansowy wspiera wzrost gospodarczy. Teraz uważa się, że sektor finansowy ma korzystny wpływ na niego, o ile sam nie urośnie zbyt mocno. Gdy aktywa sektora bankowego przekraczają 80–100 proc. PKB, przestaje to sprzyjać gospodarce – wskazuje Tymoczko. U nas sektor bankowy jest mniejszy, więc powinien sprzyjać pobudzaniu gospodarki. Jest jedno „ale”. – Gdyby nasze banki szły w kierunku finansowania przedsiębiorstw, ich pozytywny wpływ na wzrost PKB byłby większy. Ale stało się inaczej. Dziś jesteśmy jednym z europejskich liderów, jeśli chodzi o proporcję kredytów dla klientów indywidualnych do kredytów dla firm. Banki udzielały na dużą skalę kredytów mieszkaniowych. A finansowanie cementu nie buduje konkurencyjności gospodarki – kwituje przedstawiciel NBP.
Sprawa nie jest jednak taka prosta. Problem leży również po stronie popytu. – Polskie firmy często finansują swoje inwestycje nie długiem, ale środkami własnymi. Z kolei konsumenci nie są na tyle zamożni, by móc samodzielnie sfinansować zakupy, dlatego posiłkują się kredytem – zauważa Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego.
– Banki nie są od tego, by realizować politykę państwa, ale od tego, by zarabiać pieniądze. Należy przyjrzeć się nie tylko podaży kredytów, lecz także popytowi – dodaje Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Lewiatana.
Według ostatniej „Informacji o kondycji sektora przedsiębiorstw”, innego cyklicznego materiału NBP, niecałe 22 proc. dużych firm, które planują w IV kwartale tego roku rozpoczęcie inwestycji, chce skorzystać z kredytu. W sektorze małych i średnich przedsiębiorstw ten odsetek przekracza jednak 34 proc. Wbrew mocno rozpowszechnionej opinii firmom nie jest bardzo trudno uzyskać finansowanie z banku. „Wśród ok. 18 proc. badanych przedsiębiorstw, które w ubiegłym kwartale wnioskowały o kredyt, 87 proc. aplikujących otrzymało pozytywną decyzję banku” – czytamy w materiale NBP.
– Z moich badań wynika, że firmy oceniają współpracę z bankami całkiem przyzwoicie. Wśród barier korzystania z kredytu wymieniane były nie tyle np. prowizje pobierane przez banki, ile wysokość stóp procentowych – wskazuje Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek. Jak podaje NBP, we wrześniu średnie oprocentowanie nowych kredytów dla przedsiębiorstw wynosiło 4,1 proc. Dwa lata temu było to niemal 7 proc.
Zdaniem Dobiesława Tymoczki problem leży nie tylko po stronie kredytu bankowego. W ograniczonym zakresie potencjał gospodarki budują inne segmenty rynku finansowego. Tak jest z leasingiem, bo gros finansowanych w ten sposób inwestycji to samochody, a na maszyny i urządzenia przypada tylko jedna trzecia sprzedaży branży, z kolei leasing nieruchomości ma znikome znaczenie. Tak też jest z giełdą.
– Ona finansuje przedsiębiorstwa, o ile pojawiają się oferty nowych akcji. Zakup akcji na rynku wtórnym nie powoduje przepływu środków do przedsiębiorstw, więc ma mniejsze znaczenie dla wzrostu PKB – tłumaczy Dobiesław Tymoczko.
Jego zdaniem podobnie jest też z rynkiem długu: – On jest u nas nierozwinięty, zarówno jeśli chodzi o papiery emitowane przez firmy, jak i samorządy czy banki.
Banki nie są od tego, aby realizować politykę państwa, ale żeby zarabiać

Właściciele TFI mogą być zadowoleni

W raporcie dotyczącym rozwoju systemu finansowego NBP porównuje dochodowość poszczególnych instytucji finansowych. W ostatnich latach najwyższą stopą zwrotu z kapitału mogły się pochwalić TFI. Nie inaczej jest i w tym roku. Jak wynika z wyliczeń DGP, towarzystwa miały w I półroczu średnio ponad 40-proc. stopę zwrotu z kapitału. – To jest bardzo rentowny biznes, który jednak nic nie wnosi z punktu widzenia klientów. Wierzymy, że wpłacając tam pieniądze, powierzamy je specjalistom. W dodatku błędnie uznajemy dane historyczne za prognozę przyszłych wyników. A przecież w długim terminie one nie mogą „pobić rynku” – uważa Dobiesław Tymoczko z NBP. Ponad 30-proc. stopą zwrotu z kapitału wykazały się w tym roku powszechne towarzystwa emerytalne (to trzy razy więcej niż rok wcześniej; w 2013 r. PTE zanotowały jednak znaczące odpisy aktualizacji wartości aktywów niefinansowych).

Najsłabiej wiedzie się... bankom. Wprawdzie ze względu na skalę działania to ich zyski są najwyższe – już w pierwszych ośmiu miesiącach tego roku przekraczały 11 mld zł ale w ich przypadku rentowność oscyluje zaledwie wokół 10 proc. w skali roku. W tym roku jest jednak nieco wyższa niż w poprzednim. I to mimo rekordowo niskich stóp procentowych, które – jak często wskazują bankowcy – powodują zmniejszenie dochodów, czy ustawowego cięcia prowizji pobieranych przy okazji transakcji kartami płatniczymi.