W drugim kwartale mieliśmy spowolnienie w sprzedaży za granicę. Europejska gospodarka dostała lekkiej zadyszki, cierpimy również z powodu konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. Ale same zainteresowane firmy optymistycznie patrzą w przyszłość
Utrzymanie wysokiego, ponad 9-proc. tempa wzrostu eksportu z pierwszych trzech miesięcy roku jest mało prawdopodobne. Piotr Bujak z PKO BP uważa, że wzrost sprzedaży za granicę wyhamował do 7,9 proc. Rafał Benecki z Banku ING sądzi, że mogło to być 8,5 proc. Marcin Mrowiec, ekspert Pekao, szacuje wzrost eksportu w II kw. na 8,7 proc.
Analitycy swoje prognozy oparli na kilku przesłankach. Pierwsza: eksport na Wschód spadał też w II kw., co jest pokłosiem kryzysu ukraińsko-rosyjskiego.
– Od marca się zaostrzał, więc jego skutki zapewne zobaczymy w wynikach handlu zagranicznego następnych miesięcy – mówi Piotr Bujak. Jeszcze na początku roku wzrost napięcia na Wschodzie dało się zrekompensować większymi obrotami z Zachodem. Bo pomagał zwiększający się popyt w głównych gospodarkach strefy euro, który przekładał się na wyraźnie rosnący eksport na te rynki.
Eksport do Niemiec – naszego głównego odbiorcy – wzrósł w tym czasie o ponad 10 proc. Czegoś takiego mało kto się spodziewał. Oczekiwano raczej 7-proc. wzrostu. Niezły wynik polskie firmy osiągały w handlu z Włochami (ok. 7 proc.), Francją (6-proc. wzrost) i Holandią (9-proc.). Nieźle wypadała też wymiana z krajami Unii Europejskiej, które nie są członkami strefy euro (średnio rosła o ok. 6 proc.).
Ale w II kw. nie było już tak dobrze. Zadyszki dostały Niemcy – niemieccy przedsiębiorcy zaczęli gorzej oceniać swoją przyszłość, co od razu przełożyło się na spadek indeksów koniunktury. Powodem była ciągła niepewność co do wzrostu gospodarczego w Chinach (spowolnienie może uderzyć w niemiecki eksport do Azji) i widmo deflacji w strefie euro. Na tyle poważne, że Europejski Bank Centralny zdecydował się na wprowadzenie – po raz pierwszy w historii – ujemnej stopy depozytowej. Ma to zniechęcić banki do trzymania pieniędzy na depozytach w EBC i wykorzystywania ich do kredytowania firm.
Szczegółowych danych o polskim eksporcie do Niemiec w II kw. jeszcze nie ma (na razie opublikowano bilans handlowy za kwiecień), ale według ekonomistów utrzymanie wysokiej dynamiki z początku roku jest mało realne. Tym bardziej że jest druga przesłanka pokazująca początek kłopotów z eksportem. Menedżerowie dużych firm przez dwa ostatnie miesiące z rzędu twierdzili, że spada im liczba nowych zamówień z zagranicy. Widać to było w polskich edycjach badań PMI. Spadek był na tyle wyraźny, że ściągnął w dół cały indeks, w czerwcu balansował on już na granicy 50 pkt (wartość poniżej 50 pkt oznaczałaby, że w sektorze przemysłowym jest recesja).
Ekonomistów niepokoi trochę ten eksportowy pesymizm. Marcin Mrowiec radzi jednak poczekać z ocenami do publikacji kolejnych danych.
– Być może to sygnalizowanie spadku zamówień to efekt rozczarowania polskich przedsiębiorców tym, że nie udało się utrzymać tempa sprzedaży na tak wysokim poziomie, na jakim się spodziewali. Być może wcześniejsze optymistyczne prognozy tej sprzedaży były jednak na wyrost – mówi Marcin Mrowiec.
Jego zdaniem hamowanie w eksporcie może być przejściowe. Przypomina, że eksporterzy są jedną z najbardziej optymistycznych grup przedsiębiorców, widać to w badaniach koniunktury już od dłuższego czasu.
– Fundamentalnie nic się nie zmieniło. Nadal konkurencyjność zakładów pracy zlokalizowanych w Polsce jest wysoka, a produkcja znacznie tańsza niż na Zachodzie. Może eksport nie będzie rósł już tak mocno, jak na początku roku, ale tragedii nie będzie – mówi Mrowiec.
Rafał Benecki też wierzy, że dane z badań PMI to tylko przereagowanie po nieracjonalnych wysokich oczekiwaniach wzrostu eksportu po świetnym I kw. I zwraca uwagę, że w niektórych gospodarkach strefy euro koniunktura się nadal poprawia – np. w Irlandii czy Hiszpanii.
Co, jego zdaniem, najbardziej dziś zagraża polskim eksporterom? Poza słabym popytem ryzyko umocnienia złotego. Benecki przypomina, że Polska ma dziś jedne z największych realnych stóp procentowych w całym regionie. Przy niskim koszcie pieniądza w strefie euro wysokie stopy u nas mogą przyciągać kapitał, co sprawi, że złoty może zacząć się umacniać. Rada Polityki Pieniężnej nie kwapi się do obniżek mimo ostro spadającej inflacji.
– Na szczęście próg bólu, czyli kurs złotego, przy którym eksport staje się nieopłacalny, to obecnie 3,93 zł za euro – czyli dość daleko od kursu rynkowego. Poza tym prawdopodobnie wrażliwość polskich firm na zmiany tego kursu jest jeszcze mniejsza, głównie przez duży wzrost produktywności z ostatnich lat – mówi Rafał Benecki.
Eksperci zgodnie przyznają jednak, że rola eksportu w kreowaniu wzrostu gospodarczego będzie systematycznie spadać. Ale to nie ze względu na kłopoty ze sprzedażą za granicę, tylko przez rosnący import, który będzie skutkiem rosnącego popytu w kraju.
9,1 proc. wzrost eksportu w I kw. Br.
6,8 proc. o tyle wzrósł eksport w samym kwietniu
856 mln euro kwietniowa nadwyżka w handlu zagranicznym
Statystyki nt. największych partnerów handlowych Polski na Forsal.pl