Nasza gospodarka znowu uniknęła recesji i zaczyna przyśpieszać. Robi to jednak wolniej, niż się spodziewali eksperci. W dodatku do przedkryzysowego tempa szybko nie zdoła wrócić.
Europa powoli wychodzi z recesji / Dziennik Gazeta Prawna
Wzrost gospodarczy na poziomie 0,8 proc. w II kw. to powód do zadowolenia? Ten wynik potwierdza, że w gospodarce mamy do czynienia z ożywieniem – zgodnie z oczekiwaniami ekonomistów. To ożywienie przychodzi jednak nieco później i jest mniejsze, niż analitycy spodziewali się jeszcze kilka miesięcy temu. Gdy pod koniec ub.r. zbieraliśmy prognozy krajowych ekonomistów, to 0,8-proc. wzrost był medianą oczekiwań... na I kw. W II kw. gospodarka miała już rosnąć w tempie przekraczającym 1 proc.
– To nie do końca tak, że ożywienie jest słabe. Po prostu spowolnienie okazało się mocniejsze, niż przewidywano – mówi Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista BRE Banku (on sam nie wykluczał, że polska gospodarka w jednym lub dwóch kwartałach zanotuje nawet realny spadek PKB). – A obecne prognozy są moim zdaniem dość zachowawcze – dodaje analityk.
Średnia oczekiwań wzrostu PKB na cały 2013 r. to obecnie – według serwisu Bloomberga – 1,1 proc. W 2014 r. nasza gospodarka ma zdaniem ekonomistów urosnąć realnie o niecałe 2,5 proc.

Eksport ciągnięty przez przemysł

W pierwszej połowie roku nasza gospodarka rosła wyłącznie za sprawą eksporterów. Dzięki eksportowi netto (różnica w wartości towarów wysłanych za granicę i sprowadzonych z innych krajów) w I kw. PKB byłby o 0,9 proc. niższy niż rok wcześniej. W II kw. spadek sięgnąłby 1,7 proc.
– Gdyby nie eksporterzy, pływalibyśmy pod wodą, czyli mielibyśmy klasyczną recesję. Piąty kwartał z rzędu to eksport netto utrzymywał nas na powierzchni, dając duży wkład do wzrostu PKB. Po raz kolejny przedsiębiorcy dowodzą, że są w stanie skutecznie konkurować na rynkach zewnętrznych nawet wtedy, gdy te znajdują się w osłabieniu gospodarczym – komentowała dane o wzroście PKB w II kw. Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan.
Eksporterom pomogło jednak to, że coraz wyraźniejsze jest ożywienie u naszych głównych odbiorców. W Niemczech w II kw. zanotowano wzrost PKB o 0,5 proc. w skali roku (w I kw. niemiecka gospodarka jeszcze się kurczyła). Spod kreski wyszła również Francja, a w Wielkiej Brytanii wzrost PKB przyśpieszył z 0,3 proc. do 1,5 proc. Brytyjska gospodarka rośnie obecnie najszybciej spośród dużych krajów Unii Europejskiej (wszystkim daleko do Litwy, która w pierwszej połowie roku utrzymywała dynamikę przekraczającą 4 proc. w skali roku).
Zwiększający się popyt zagraniczny pomagał naszemu przemysłowi. Jego wartość dodana była w II kw. realnie o 3,4 proc. większa niż rok wcześniej. Wprawdzie nie był to najlepszy wynik spośród wszystkich branż, dla których dane publikuje GUS, ale na przemysł przypada więcej niż jedna piąta całkowitej kwoty wartości dodanej.

Konsumpcja nie rośnie, inwestycje w dół

W minionych miesiącach trudniej było firmom działającym głównie na rynku krajowym.
Problemem producentów dóbr kierowanych do odbiorców detalicznych jest sytuacja na rynku pracy. Stopa bezrobocia rejestrowanego ani razu nie spadła w tym roku poniżej 13 proc. (ubiegłoroczna średnia to 12,8 proc.). Średni nominalny wzrost płac w sektorze przedsiębiorstw wynosił w pierwszych siedmiu miesiącach tego roku 2,3 proc. wobec 3,5 proc. w całym 2012 r. Jedynym pocieszeniem mogło być to, że dzięki rekordowo niskiej inflacji w ujęciu realnym wynagrodzenia rosły szybciej niż w ub.r. (dodatkowo mała inflacja i niskie oprocentowanie depozytów zachęcają do tego, by wydawać pieniądze, zamiast oszczędzać w bankach). W sumie popyt konsumpcyjny w II kw. urósł o 0,2 proc. w skali roku, a w całym pierwszym półroczu zwiększył się o 0,1 proc.
Jeszcze trudniej było firmom, które zaspokajają popyt inwestycyjny. Nakłady brutto na środki trwałe były w II kw. o 3,8 proc. mniejsze niż rok wcześniej (po 2-proc. spadku w pierwszych trzech miesiącach tego roku). Problemy z inwestycjami widać szczególnie w budownictwie. Tu wartość dodana spadała już czwarty kwartał z rzędu. W II kw. br. była o 20,3 proc. mniejsza niż rok wcześniej. To najsłabszy wynik przynajmniej od 1996 r. Trzeba jednak pamiętać, że punktem odniesienia dla najnowszych danych był okres tuż przed ubiegłorocznymi piłkarskimi mistrzostwami Europy, gdy oddawano do użytku duże inwestycje, które właśnie wtedy uwzględniano w statystykach nakładów.

Poprawa nastrojów? Bo oczekiwania niskie

Mimo słabości gospodarki w pierwszej połowie roku, od kilku tygodni mamy zmianę nastrojów. W wypowiedziach specjalistów nie ma już pesymizmu z początku roku. Powód? Napływające dane makroekonomiczne okazują się lepsze od oczekiwań.
Obliczany przez BRE Bank „indeks zaskoczeń” dla naszej gospodarki, który na początku czerwca znalazł się na najniższym poziomie od początku 2011 r. (wcześniej nie był liczony), pod koniec ubiegłego tygodnia był już najwyżej w tym roku. I pójdzie jeszcze do góry za sprawą wyraźnie lepszego od oczekiwań PMI – wskaźnika menedżerów logistyki, pokazującego tendencje w naszym przemyśle. PMI wyniósł 52,6 pkt i był najwyżej od dwóch lat. Firmy informują o wzroście zamówień i produkcji, ale także o pierwszym od ubiegłej jesieni wzroście zatrudnienia (w ten sposób potwierdzają dane Eurostatu, który od dwóch miesięcy informuje o lekkim spadku wyrównanej sezonowo stopy bezrobocia w Polsce).
– Publikowane ostatnio dane faktycznie są lepsze od oczekiwań. Tyle że te oczekiwania są na niskim poziomie. Trudno więc mówić o mocnym odbiciu gospodarki – uważa Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego.
O tym, że poprawa jest stosunkowo słaba, przekonują wyniki badań koniunktury. Jej wskaźniki podawane przez Komisję Europejską wprawdzie w ostatnim czasie lekko się podniosły. Nadal daleko im jednak nie tylko do poziomów sprzed kryzysu finansowego, lecz także z poprzednich dwóch lat. Widoczne jest to przede wszystkim w ocenach przedstawianych przez firmy. Konsumenci stali się ostatnio nieco bardziej optymistyczni (choć typowa dla naszego kraju przewaga pesymistów nad optymistami zapewne jeszcze długo się nie zmieni – nawet w szczycie koniunktury w 2008 r. ogólny wskaźnik optymizmu konsumentów był na lekkim minusie).
Równocześnie ekonomiści podkreślają, że nawet kiedy gospodarka przyśpieszy, nie należy się spodziewać powrotu takiego tempa wzrostu, jakie notowaliśmy jeszcze kilka lat temu. Powód? Po kryzysie potencjał wzrostu naszej gospodarki zmalał. Dziś może ona się rozwijać bez wywoływania napięć, np. w postaci wzrostu inflacji w tempie ok. 3 proc. w skali roku. Jeśli w przyszłym roku zbliżymy się do tego poziomu, na wiele więcej nie można liczyć.