Po europejskim nadzorze wspólny system likwidacji jest kolejnym elementem unii bankowej. Jest ona tworzona dla krajów strefy euro, ale mogą do niej przystąpić także państwa spoza niej. Polska jeszcze nie podjęła decyzji. Przedstawiając propozycję komisarz do spraw rynku wewnętrznego Michel Barnier powiedział, że Europa wyciąga wnioski z kryzysu.
Do tej pory brakowało wspólnych procedur, teraz nadzory bankowe w krajach członkowskich mają ściślej współpracować i podejmować decyzje o upadłości. "Kończymy z tym rozdrobnieniem, zyskujemy możliwości do działania. Pozwolą one na wspólny nadzór nad bankami i - jeśli zajdzie potrzeba - na wspólną i szybką ich likwidację" - podkreślił komisarz.
W skład rady, która będzie decydowała o bankructwie banków, mają wchodzić przedstawiciele Europejskiego Banku Centralnego, Komisji Europejskiej, oraz nadzorów finansowych. Proces upadłościowy ma przebiegać w kilku etapach. Najpierw Europejski Bank Centralny będzie sygnalizował, że jakiś bank ma problemy finansowe, później rada będzie przygotowywała działania naprawcze.
Jednak ostateczna decyzja o ewentualnej likwidacji banku ma należeć do Komisji Europejskiej. To nie podoba się Niemcom, które nie chcą, by Bruksela miała taką władzę i decydowała o przyszłości ich banków.
Jest więc prawie pewne, że Berlin oprotestuje nowe propozycje. Są wśród nich także zapisy, które nie spodobały się już wcześniej Polsce, mimo że na razie nie deklaruje ona wejścia do unii bankowej. Chodzi o ewentualną upadłość dużych, międzynarodowych instytucji finansowych, które mają spółki-córki w kilku krajach. Polska, która gości u siebie wiele filii zagranicznych banków, chce mieć równe prawa przy podejmowaniu decyzji. Komisja proponuje tymczasem, by jeden głos miał kraj w którym mieści się siedziba międzynarodowego banku, a drugi wszystkie pozostałe państwa, na których terenie są banki-córki.