Narasta konflikt pomiędzy akcjonariuszami Stoczni Gdańsk. Kością niezgody są przede wszystkim deklaracje Ukraińców w związku z udzieloną przed laty przez Agencję Rozwoju Przemysłu pożyczką. Jak twierdzi Roma Sarzyńska, rzecznik ARP (mającej 25 proc. udziałów), warunkiem udzielonej Stoczni Gdańsk przez Agencję pomocy publicznej w wysokości 150 mln zł było nie tylko utrzymanie miejsc pracy w stoczni, ale przede wszystkim – do czego zobowiązał się w planie restrukturyzacji w 2009 r. ukraiński inwestor – dokonanie przez ISD (właściciela 75 proc. udziałów) inwestycji w wysokości 285 mln zł. Miały one prowadzić m.in. do dywersyfikacji produkcji.

Częściowe przestawienie się na wytwarzanie wież do budowy wiatraków miało zapewnić stoczni stabilność finansową i rentowność.
Według ARP żaden z tych warunków nie został spełniony, a dotychczas poniesione przez ISD nakłady inwestycyjne wyniosły jedynie 85 mln zł. Do tego SG nadal głównie zajmuje się produkcją stoczniową, a wyniki finansowe spółki są fatalne. Po przeprowadzeniu audytu za zeszły rok może się okazać, że straty przekroczą kapitały własne spółki.
Jacek Łęski, rzecznik prasowy Stoczni Gdańsk, uważa stanowisko ARP za kompletne nieporozumienie. Według niego w 2007 r. zastrzyk finansowy od obecnego właściciela uratował zakład przed upadłością. – Od tamtej pory GSG, czyli spółka należąca do Siergieja Taruty, zainwestowała w Stoczni Gdańsk ponad 380 mln zł – zapewnia Łęski.
Według niego te pieniądze zostały użyte na pokrycie strat stoczni jeszcze sprzed prywatyzacji i na modernizację techniczną zakładu.
Przypomina, że 150 mln zł, które ARP przekazała stoczni, firma będzie musiała zwrócić. Twierdzi również, że Ukraińcy robią, co mogą, aby uratować zakład. Plan opiera się na wsparciu 80 mln zł w gotówce. Pozostałe środki mają być pozyskane ze sprzedaży aktywów niepotrzebnych do produkcji.
ARP twierdzi, że wsparcie powinno wiązać się z podwyższeniem kapitału. – Nie jest nam znana data ani wysokość podniesienia kapitału – zaznacza Sarzyńska. Według niej nieporozumieniem są także plany ratunkowe dla stoczni przygotowane przez ukraińskiego inwestora. Tak jest np. z budową fabryki wież wiatrowych, która miałaby pochłonąć ponad 100 mln zł. – Dokonanie tych inwestycji i zmiana profilu działania stoczni były częścią planu restrukturyzacji, który miał być zrealizowany do końca 2012 r. W związku z tym trudno mówić o nowym planie ratowania stoczni, jest to co najwyżej spełnienie wcześniejszych zobowiązań – podkreśla Sarzyńska.
Według niej bezpodstawna jest też inna propozycja: zakupu terenów stoczniowych przez ARP. Jak twierdzi Sarzyńska, ARP może kupić tereny od stoczni, pod warunkiem że będzie to miało biznesowe uzasadnienie i odbędzie się na warunkach rynkowych. W innym przypadku taka transakcja będzie potraktowana przez Komisję Europejską jako niedozwolona pomoc publiczna i może skutkować żądaniem zwrotu całości otrzymanej pomocy.
A to oznacza bankructwo stoczni. W takim wariancie firma będzie bowiem musiała zwrócić 555 mln zł. Kwota jest sumą pożyczki w wysokości 150 mln zł udzielonej stoczni w 2009 r. przez ARP oraz 405 mln zł przekazanych stoczni bezpośrednio przez Skarb Państwa w latach 2004–2008.
Eksperci nie chcą komentować sporu pomiędzy akcjonariuszami. Rozstrzygnie się on w ciągu miesiąca. Ministerstwo Skarbu Państwa oczekuje, że jeszcze w czerwcu Stocznia Gdańsk przekaże resortowi skarbu sprawozdanie z wykonania planu restrukturyzacji z 2009 r. 22 lipca dokument powinna otrzymać Komisja Europejska.

555 mln zł pomocy publicznej wypłacono stoczni w latach 2004–2009

80 mln zł wyniosła strata stoczni w 2012 r.

451 mln zł wynoszą obecnie kapitały własne stoczni